Rozdział 24

52 3 77
                                    

"I won't be, no, I won't be like you,
Fighting back,
I'm fighting back the truth,
Eyes like yours can't look away,
But you can't stop DNA
No, you can't stop DNA"
___________________________

Od pewnego czasu związek Jake'a i Neytiri przeżywał gorszy okres - problemy pary, na Ziemi z pewnością można byłoby określić mianem "kryzysu małżeńskiego" spowodowanego w dużej mierze stratą ich nastoletniego syna. Jake robił co tylko mógł by pocieszyć żonę i okazać jej wsparcie, jednak za każdym razem gdy tylko próbował wspomnieć o Neteyamie załamana kobieta reagowała płaczem. Do tego dochodziła jeszcze sprawa Pająka - od kiedy wyznał im prawdę o uratowaniu swojego ojca, w obawie o własne życie zaczął unikać Neytiri, która po śmierci pierworodnego syna była w fatalnym stanie psychicznym. Jake jednak patrzył wyrozumiale na chłopaka, który również miał za sobą mnóstwo złych przeżyć, a ostatnio sprawiał wrażenie osamotnionego i starał się włączyć go do rodziny.

Niestety, w tej kwestii Neytiri pozostawała nieugięta, co w końcu doprowadziło do kłótni między małżonkami. Całe szczęście doszło do niej gdy byli w namiocie sami, a dzieci - w szczególności Pająk - znajdowały się wówczas na zewnątrz i nie musiały tego wysłuchiwać.

- Nie, Jake! - protestowała głośno i stanowczo kobieta - Nigdy nie przyjmę tego człowieka do naszej rodziny! Te wszystkie nieszczęścia to tylko i wyłącznie jego wina!

- To jest tylko dziecko, Neytiri! - Jake mimo wszystko nie dawał za wygraną, próbując jakoś przekonać ją do zmiany zdania - Ma szesnaście lat. Nie ma nikogo innego, kto mógłby się nim zaopiekować.

Neytiri krążyła po namiocie, to w jedną, to w drugą stronę, szczerząc zęby i machając ogonem ze złości. Kochała swojego męża ponad wszystko, ale czasem naprawdę nie była w stanie go zrozumieć.

- Jak ty to sobie wyobrażasz? - syknęła urażona i sfrustrowana - Sądzisz, że adopcja tego przybłędy w jakiś sposób wypełni pustkę po naszym synu? Nikt nigdy nie zastąpi nam Neteyama!

- Tu nie chodzi o "zastępowanie" kogokolwiek - zaprotestował - Chodzi o to, aby dać dom i stworzyć rodzinę dziecku, które naprawdę tego potrzebuje, tak jak było w przypadku Kiri. Pająk naprawdę przeżywa wszystko co się stało.

- Nie pojmuję tego, Jake - powiedziała ciszej Neytiri, patrząc na niego z wyraźnym wyrzutem i smutkiem - Jak możesz udawać, że nic się nie dzieje? Jak mogłeś już całkiem zapomnieć o naszym synu?

Te słowa zupełnie zbiły mężczyznę z tropu. Zdawał sobie sprawę jak mocno jego żona przeżywała śmierć Neteyama, jednak w życiu nie przypuszczałby, że z jej ust padną w jego stronę takie oskarżenia. Początkowo czuł jedynie zaskoczenie. Świadomość, a wraz z nią ból przyszły później.

- Naprawdę myślisz, że mógłbym o nim zapomnieć? - zapytał, czując jak gdzieś w środku coś w nim pęka.

- Cóż, właśnie na to wskazuje twoje zachowanie! - wykrzyknęła, znów podniesionym głosem Neytiri - Zdajesz sobie w ogóle sprawę, że zginął twój syn, a nie jakiś.... żołnierz?!

Kiedy uświadomiła sobie, co właśnie powiedziała, chciała to cofnąć, ale było już za późno. Przez ułamek sekundy na twarzy jej męża pojawił się ból, a potem Jake po prostu zamarł z tym "pustym" wyrazem twarzy, który znała aż nazbyt dobrze. Wiedziała, że w ten sposób tłumił w sobie emocje.

- Wiem - powiedział szeptem - Mój syn nie żyje. I masz rację, to wszystko moja wina. Nie zdołałem go ochronić. I nie ma dnia, ani godziny, żebym o tym nie myślał.

Avatar 3: Dalsze Losy (FANFICTION) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz