Godzinę później....
Tonowari wraz z synem dopływali już na grzbietach ilu do wyspy, zamieszkiwanej przez plemię Ta'unui. Kilka miesięcy temu ich wioska również była celem Ludzi Nieba poszukujących Jake'a Sully'ego i jego rodziny, lecz teraz została odbudowana i po jej spaleniu nie pozostały żadne widoczne ślady. Nadmorskie plemiona Na'vi mieszkające w rejonie Wschodniego Morza pozostawały ze sobą w bliskich stosunkach, dlatego też Tonowari liczył na ich wsparcie w obecnej sytuacji, a jednocześnie pragnął ostrzec ich przed zagrożeniem.
Gdy znaleźli się wystarczająco blisko, zsiedli z wierzchowców i udali się w stronę brzegu, gdzie czekała już na nich grupka członków klanu wraz ze znajomymi twarzami przywódców.
Aonung przez cały czas zachowywał milczenie, starając się nie okazywać utrzymującego się w nim poddenerwowania pożarem. Dumnie wyprostowany jak to na przyszłego wodza przystało, szedł w ślad za ojcem. Dobrze znał ten teren - wodzowie morskich klanów co jakiś czas regularnie organizowali spotkania, na których przekazywali sobie wieści dotyczące zmian w ich plemionach, a on jako syn jednego z nich miał obowiązek mu towarzyszyć. Była to dla niego tylko jedna z wielu praktyk, które musiał przyswoić jako następca ojca w roli Olo'eyktana. Teraz jednak sytuacja była nieco inna.
- Widzimy cię Tonowari, Olo'eyktanie klanu Metkayina - powitali ich przywódcy klanu Ta'unui - Widzimy cię, Aonung.
- Widzimy was, bracia i siostry z klanu Ta'unui - odrzekł Tonowari, gdy on i Aonung wykonali dobrze znany gest.
Po wszystkim wódz ludu Metkayina wyprostował się i powiodł wzrokiem po grupie otaczających ich Na'vi, ponownie zatrzymując spojrzenie na Olo'eyktanie i Tsáhik.
- Przybywamy do was z ostrzeżeniem, ale i prośbą o pomoc - oznajmił z powagą - Zostaliśmy zaatakowani, a nasza wioska zniszczona....
Tsáhik czujnie nadstawiła uszu, a w jej oczach pojawił się niepokój.
- Co się stało? - spytała zdumiona.
- Ludzie Nieba, ot co! - warknął Aonung, szybko odwracając wzrok, by nikt z dorosłych nie dostrzegł jego gniewu.
Wrzało w nim, ilekroć pomyślał o Awa'atlu obróconym w popiół, o swojej matce, o rozpaczy na twarzy Tsireyi i płaczu Ro'a. Myślał o tym jak pod wpływem furii próbował zaatakować tego człowieka Pająka, oraz Lo'aka, który z jakiegoś niezrozumiałego powodu stanął w jego obronie.
Olo'eyktan i Tsáhik wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym popatrzyli uważnie na dwójkę Na'vi.
- Czego wam trzeba? - spytał wódz klanu Ta'unui.
***
Tymczasem w Awa'atlu....
Po wielu namowach ze strony Kiri, Pająk wreszcie zebrał się w sobie i zdecydował się szczerze porozmawiać z nowymi znajomymi, Tsireyą oraz Rotxo i raz na zawsze rozwiać wszystkie wątpliwości dotyczące tego kim jest naprawdę. Całą grupą siedzieli teraz na plaży pod drzewami, w kierunku przeciwnym do dymiących pozostałości spalonej wioski. Żadne z nich nie było jeszcze gotowe, by móc spojrzeć w tamtą stronę.
Chłopak na krótką chwilę zamknął oczy, szybko wciągnął i wypuścił powietrze, a potem zaczął mówić.
- Więc, ja.... tak naprawdę nigdy nie znałem swojego ojca - zaczął, mając nadzieję, że jego głos brzmi normalnie i nie zdradzi zaraz jego prawdziwych uczuć - Tak było do czasu, gdy pewnego dnia on i jego ludzie nie złapali nas w lesie. Zostałem wtedy rozdzielony z przyjaciółmi. Im udało się uciec, a mnie zabrali. Chcieli namierzyć Jake'a, próbowali wyciągnąć ze mnie informacje. Wtedy on zaproponował mi, żebym z nimi podróżował. Powiedział, że jeśli się nie zgodzę to.... odeśle mnie z powrotem. Do tamtych naukowców - przy ostatnich słowach przełknął ślinę i spuścił wzrok, wyraźnie pochmurniejąc.
CZYTASZ
Avatar 3: Dalsze Losy (FANFICTION)
أدب الهواةHistoria w tym fanficu to kontynuacja wydarzeń z filmu Avatar: Istota wody. Rodzina Sullych została na stałe przyjęta do klanu Metkayina, jednak traumatyczne wydarzenia jakich doświadczyli wciąż nie dają o sobie zapomnieć. Wszyscy opłakują stratę Ne...