‼️ OSTRZEŻENIE ‼️
Poniższy rozdział może poruszać m.i.n temat epilepsji oraz inne elementy, które mogą okazać się niezrozumiałe, bądź nieodpowiednie dla niektórych czytelników.
_____________________Blade światło poranka przesączyło się przez tkane ściany namiotu Rodziny Sullych, budząc Kiri ze snu. Nawet widok znajomego miejsca nie był w stanie złagodzić lęku ogarniającego dziewczynę. Nie potrafiła wytłumaczyć skąd się wziął, ani podać jego przyczyny. W jednej chwili po prostu poczuła, że ogarnia ją przejmujący chłód, a całe ciało sztywnieje, mimo że w pomieszczeniu wcale nie było zimno. Lęk ścisnął ją za gardło, a w jej zagmatwanym umyśle zdołała uformować się tylko jedna, przerażająca myśl, która pojawiła się wbrew jej woli:
Dziś wydarzy się coś złego.
Kiri zamknęła oczy i odetchnęła głęboko, starając się rozluźnić. Metoda okazała się skuteczna, a złe przeczucie minęło tak szybko jak tylko się pojawiło. Powoli usiadła na łóżku i przetarła oczy, próbując pozbierać myśli. Choć od czasu śmierci jej brata minęło już kilka miesięcy, Kiri wciąż nie potrafiła odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Przejmująca pustka rozdzierała jej serce, czuła się niekompletna. W jej życiu nagle zabrakło ważnej dla niej osoby, innej niż Grace - jej biologiczna matka, a za którą tęskniła równie mocno, jeśli nie jeszcze bardziej.
Tak naprawdę niewidzialne dla oka nici zwane inaczej pokrewieństwem nie łączyły jej ani z Neteyamem, ani Lo'akiem, czy Tuktirey, o których jednak zawsze mówiła głośno i wyraźnie: "moi bracia" i "moja siostra". Łączyła ich więź znacznie potężniejsza, nierozerwalna, wynikająca z dorastania razem, w tej samej, znajomej dżungli, bycia wychowywanym przez tych samych rodziców....
Podczas śniadania z rodziną, złożonego z gotowanej ryby prawie przez cały czas milczała, odpowiadając jedynie zdawkowo na pytania zadawane przez rodzeństwo i rodziców. Po posiłku szybko opuściła Marui i teraz powoli spacerowała wzdłuż wybrzeża, przyglądając się w zamyśleniu budzącej się do życia wiosce. Po chwili marszu zatrzymała się i usiadła na piasku, opierając się plecami o pień jednego z rosnących w pobliżu tropikalnych drzew.
Zamknęła oczy i wciągając do płuc rześkie, poranne powietrze zaczęła przeszukiwać głębię swojego umysłu, by przywołać wspomnienie Neteyama, które nie kojarzyłoby się jej z żałobą. W końcu przed jej oczami zaczęły odtwarzać się żywe obrazy.
Zdecydowanym krokiem szła po plaży, pragnąc tylko jak najszybciej oddalić od Aonunga i jego koleżków i starając się ignorować ich zaczepki. Ci jednak uporczywie podążali za nią, rzucając kolejne złośliwe uwagi dotyczące jej wyglądu:
- Średnio mi wyglądasz na Na'vi - stwierdził z szyderczym uśmiechem syn wodza Metkayina- Znaczy, spójrzcie na te dłonie. No patrzcie tylko! - chwycił ją za rękę, a Kiri zmierzyła go ostrzegawczym spojrzeniem.
- Hej! - gdzieś z boku rozległo się warknięcie i wszyscy odwrócili głowy. Lo'ak podszedł do nich sztywno, nie spuszczając wzroku z Aonunga - Odczep się, glonojadzie!
- Oooo, kolejny pięciopalczasty lezie... - Aonung zostawił Kiri, a uwaga jego oraz jego kolegów-prześladowców, momentalnie skupiła się wokół nowej ofiary.
Kiri obserwowała z niepokojem jak pozostali chłopcy zaczęli drwić z jej brata; ktoś go szturchnął, ktoś inny pociągnął za jego cienki ogon, rozwodząc się nad jego rozmiarem.
- Nie dotykaj mnie! - syknął Lo'ak, obróciwszy się, by go odepchnąć. Dręczyciele mieli jednak znaczną przewagę liczebną i nie było mowy, by sam mógł stawić im czoła.
CZYTASZ
Avatar 3: Dalsze Losy (FANFICTION)
FanficHistoria w tym fanficu to kontynuacja wydarzeń z filmu Avatar: Istota wody. Rodzina Sullych została na stałe przyjęta do klanu Metkayina, jednak traumatyczne wydarzenia jakich doświadczyli wciąż nie dają o sobie zapomnieć. Wszyscy opłakują stratę Ne...