"And when you decide it's
your time to arrive
I've loved you for all of my life"_______________________
Tsireya przebudziła się wcześnie, czując pierwsze promienie słońca wpadające przez wejście do chaty. Usiadła na łóżku i rozejrzała się. Aonung już nie spał, podobnie jak ich matka Ronal, która właśnie kończyła przygotowywać posiłek dla rodziny.
- Jak się czujesz, mamo? - spytała, wstając.
Kobieta na chwilę przerwała wykonywaną czynność i odwróciła się, by spojrzeć na córkę.
- W porządku - odpowiedziała - Czuję, że to już niedługo....
Spojrzała na swój brzuch, w którym nosiła swoje nienarodzone jeszcze dziecko, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Pomimo tragedii jaka w ostatnich tygodniach dotknęła ich klan, a w szczególności tego co spotkało jej duchową siostrę i jej młode oraz najstarszego syna Sullych, myśl o tym, że już za chwilę po raz trzeci zostanie matką dodawała jej siły i nadziei. Bez względu na wszystko, życie musi toczyć się dalej, nieważne jak bolesne nie były straty z jakimi się mierzyli.
- Jestem pewna, że będziesz wspaniałą starszą siostrą - oznajmiła ciepło.
Na codzień była raczej surową i wymagającą matką, która rzadko okazywała uczucia dzieciom. I choć tak naprawdę bardzo je kochała, po prostu trudno było jej to okazywać.
- Dziękuję....- odparła poruszona jej słowami nastolatka.
Nim ktokolwiek zdążył coś jeszcze powiedzieć, do namiotu wszedł Tonowari.
- Witajcie dzieci - powitał Tsireyę i Aonunga.
- Witaj ojcze - odpowiedziało jednocześnie rodzeństwo, a wódz podszedł, by przywitać się czule również ze swoją partnerką.
- Dobrze, że jesteś Tonowari - powiedziała Ronal.
Wkrótce cała rodzina usiadła do wspólnego śniadania, które upłynęło im w milczeniu i względnie spokojnej atmosferze.
Tsireya właśnie skończyła pomagać matce posprzątać po posiłku, kiedy to Aonung nagle wyczuł, że coś jest nie tak. Na codzień jego siostra wręcz zarażała innych swoim spokojem i przyjaznym, pozytywnym nastawieniem. Teraz zdawała się cicha, przygaszona, co było aż do niej niepodobne.
- Reya, powiedz coś - rzucił niemal błagalnie, łudząc się, że uzyska jakąkolwiek, nawet najkrótszą odpowiedź. Chociaż jedno słowo....
Dziewczyna po prostu milczała, wpatrzona pustym wzrokiem w przestrzeń, a łzy spływały po jej policzkach. Próbowała cieszyć się z faktu, że już wkrótce na świat przyjdzie jej młodsze rodzeństwo, jednak wciąż bolała ją myśl o niedawno utraconym przyjacielu.
Aonung podszedł do niej, domyślając się już co krążyło jej po głowie i położył rękę na ramieniu młodszej siostry. Nie był bardzo zżyty z Neteyamem, właściwie ich stosunki dalekie były od przyjaźni jaka łączyła choćby Tsireyę z resztą Sullych. Teraz jednak patrząc na to wszystko z perspektywy czasu coraz bardziej zaczynał żałować tego jak źle oceniał nie tylko samego chłopaka, lecz także jego młodsze rodzeństwo. Dlaczego do tej tragedii musiało dojść właśnie wtedy, gdy zdawało mu się, że wreszcie zaczęli jakoś się dogadywać?
Rodzice przez cały czas uważnie ich obserwowali. Widząc smutek na twarzach dzieci, spojrzenie Ronal złagodniało. Ani ona, ani jej mąż nie mieli pojęcia o tym jakie relacje łączyły Tsireyę i Aonunga z Neteyamem. Jedyne czego mogli być pewni, to tego, że oboje tęsknili, cierpieli. Byli jeszcze tacy młodzi, a już doświadczyli tego zła na własnej skórze. Stracili kogoś, kto był dla nich ważny. Kobieta spojrzała na Tonowariego, który tylko ciężko westchnął. Naprawdę byli dla nich aż tacy surowi? Ale czy mieli inny wybór? Jako nie tylko ich rodzice, ale i przywódcy, ich obowiązkiem było przygotować ich syna i córkę do roli dorosłych, by pewnego dnia to oni stanęli na czele klanu. Mimo, że nie okazywali im przy tym zbyt wielu uczuć, jak każdym rodzicom zależało im tylko i wyłącznie na dobru swoich dzieci.
CZYTASZ
Avatar 3: Dalsze Losy (FANFICTION)
FanfictionHistoria w tym fanficu to kontynuacja wydarzeń z filmu Avatar: Istota wody. Rodzina Sullych została na stałe przyjęta do klanu Metkayina, jednak traumatyczne wydarzenia jakich doświadczyli wciąż nie dają o sobie zapomnieć. Wszyscy opłakują stratę Ne...