Rozdział 22

60 3 54
                                    

Droga do Marui rodziny wodza upłynęła w absolutnej ciszy. Po wejściu do chaty Kiri natychmiast wbiła wzrok w podłogę, unikając przenikliwego spojrzenia Tsáhik, które z jakiegoś powodu sprawiało, że czuła się winna, jakby zrobiła coś złego i przyprawiało ją o ciarki. W głównej części ogromnego w swych rozmiarach namiotu czekał już na nich również sam wódz plemienia, Tonowari.

- Olo'eyktan - powitała go; jej głos wciąż był cichy, ale mimo zdenerwowania starała się okazać szacunek. Podniosła rękę, dotknęła swojego czoła i opuściła ją w jego stronę.

Wódz skinął głową, dając jej znak, żeby usiadła, a ona posłusznie wykonała polecenie. Wtedy zdała sobie sprawę, że mężczyzna nie patrzył na nią tak ostro i surowo jak jego żona. Nie, w jego spojrzeniu (poza oczywistą dla tej sytuacji powagą) było coś niemal łagodnego, jakby życzliwego. Po krótkiej chwili do zebranych dołączyła Tsáhik, zajmując miejsce obok niego, a Jake przykucnął obok swojej córki.

- Lepiej się czujesz, Kiri? - zapytał Tonowari.

- Tak - odparła niepewnie i od razu spuściła wzrok.

- Miło nam to słyszeć - stwierdził wódz; bił od niego zaskakujący spokój i w tej chwili Kiri naprawdę pomyślała, że z jego strony nie musi się niczego obawiać.

Tak naprawdę nigdy nie był nastawiony wrogo do żadnego z nich, nawet wtedy, gdy całą rodziną zjawili się po raz pierwszy w Awa'atlu, prosząc o uturu - schronienie. Miał wątpliwości co do przyjęcia obcych Na'vi uciekających przed wojną z Ludźmi Nieba do swojego plemienia, jednak - w przeciwieństwie do Tsáhik - nigdy nie posunął się do obrażania ich. A teraz, zdaniem Kiri naprawdę sprawiał wrażenie jakby (od czasu starcia pod Skałami Trzech Braci) zaczął postrzegać ich rodzinę jako członków morskiego klanu.

- Jak pewnie wiesz, chcielibyśmy z tobą porozmawiać - ciągnął dalej Tonowari - Oczywiście, jeśli twój ojciec... - z szacunkiem skinął głową w stronę Toruk Makto - ...nie ma nic przeciwko.

Jake przytaknął, ale posłał parze przywódców znaczące spojrzenie jakby próbował zakomunikować im w myślach: "Bądźcie dla niej wyrozumiali, przeżywa teraz ciężkie chwile." Ufał Tonowariemu, wiedział, że ten podejdzie do sprawy w sposób odpowiedni, natomiast co do Ronal... nie miał pewności. Kobieta wyprostowała się i przyjrzała się nastolatce od góry do dołu, co sprawiło, że ta ponownie poczuła jak ogarnia ją jakiś niewytłumaczalny strach i napięcie. Nie miała na tyle odwagi, by spojrzeć jej w oczy. Przez małą wieczność w pomieszczeniu zapanowała tak głucha cisza, że aż dzwoniło od niej w uszach.

- Widziałam co potrafisz - oznajmiła z powagą Tsáhik - Obserwuję cię już od dłuższego czasu i wydaje mi się, że przystosowanie się do życia w morzu nie sprawiło ci najmniejszych problemów..... Ale nie to jest najbardziej interesujące. Zdajesz się posiadać nadzwyczajną więź z Eywą, wszystkimi żyjącymi zwierzętami i roślinami.

Ostatnie słowa duchowej przywódczyni sprawiły, że Kiri w końcu, niepewnie uniosła na nią wzrok.

- Nadzwyczajną? - powtórzyła zdumiona - To nie uważa mnie pani za wariatkę, jak.... jak reszta?

- Bynajmniej - odrzekła, po czym krótko wymieniła spojrzenia ze swoim partnerem, a następnie ponownie zwróciła twarz w jej kierunku - Uważam, że twoje.... zdolności są ponadprzeciętne. Dysponujesz niespotykaną siłą, jakiej nie widziałam nigdy wcześniej u żadnego innego Na'vi.

Dziewczyna nie odezwała się już ani słowem, starając się przetworzyć otrzymane właśnie informacje. Jej tajemnicze moce, których znaczenia nie rozumiała, które sprawiały, że do tej pory uznawano ją za dziwadło (pomijając wiele innych czynników odróżniających ją od reszty) teraz, nagle zostały zaakceptowane? Jak to możliwe, by Tsáhik tak szybko (bo w przeciągu zaledwie kilku miesięcy) zmieniła o niej zdanie, którego wcześniej tak uporczywie się trzymała - opinię, którą już na starcie wyrobiła sobie o niej i jej bracie wyłącznie na podstawie jednego dodatkowego palca?

Avatar 3: Dalsze Losy (FANFICTION) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz