Rozdział 20 (‼️TW: depression, panic attacks‼️)

66 4 56
                                    

‼️ OSTRZEŻENIE ‼️
W poniższym rozdziale możecie znaleźć depresję, ataki paniki oraz inne elementy, które mogą okazać się niezrozumiałe, bądź nieodpowiednie dla niektórych czytelników.
_____________________

"Need a place to hide,
but I can't find one near
Wanna feel alive, outside

I can't fight my fear...."
_______________________

W ciągu następnych kilku dni Lo'ak zdystansował się od rodziny i przyjaciół, a jego żałoba po śmierci Neteyama stopniowo zaczęła przeradzać się w depresję, o czym sam nawet nie miał pojęcia. Nie potrafił już czerpać przyjemności z niczego, ani cieszyć się z rzeczy, które wcześniej sprawiały mu radość i nawet długo wyczekiwany przezeń powrót do Metkayina niewiele tu pomógł. W tym momencie sam nie potrafił określić tego co czuł, nie mówiąc już o dzieleniu się tym z kimkolwiek. Fizycznie i psychicznie był po prostu wyczerpany i nie miał na nic siły - zamknął się w sobie i całymi dniami przesiadywał w chacie, choć jego rodzeństwo wielokrotnie usiłowało przekonać go do wyjścia na zewnątrz.

Nim się obejrzał, do namiotu wbiegła jego najmłodsza siostra, jak zwykle tryskająca energią.

- Lo'ak, no chodź! - zawołała podekscytowana- Chodź z nami zanurkować!

Podbiegła do chłopca, chwyciła go za ramię i zaczęła delikatnie za nie ciągnąć, powtarzając swoim piskliwym, dziecięcym głosikiem: "No chodź, no chodź!" i wlepiając w niego błagalne spojrzenie. I choć na swój sposób to wszystko było nawet słodkie, nastolatek wciąż nie mógł znaleźć w sobie wystarczająco siły, by chociaż na nią spojrzeć, nie mówiąc już o wstaniu, pójściu pływać i zachowywaniu się tak jakby nic się nie stało. Nie był w stanie tak po prostu zignorować braku obecności Neteyama w swoim życiu - mimo wszystkich mniej lub bardziej poważnych kłótni do samego końca pozostał jedną z najbliższych mu osób. Był jego starszym bratem i Lo'ak aż do końca nie potrafił wyobrazić sobie, że kiedykolwiek mogłoby go zabraknąć. Nawet gdy został postrzelony, chłopak do ostatniej chwili łudził się, że da się go uratować...

- Tuk, daj mi spokój - mruknął niechętnie.

- Lo'ak, proszę wyjdź do nas...- po chwili z zewnątrz odezwał się drugi, cieplejszy i łagodniejszy głos należący do Kiri.

Dziewczyna, a zaraz za nią Pająk weszli do środka po cichu uważając, by przypadkiem go nie spłoszyć. On jednak ani drgnął. Siedząc odwróconym do nich plecami i wciąż gapiąc się w ścianę pustym wzrokiem nie był w stanie dostrzec troski widocznej na ich twarzach.

- Lo'ak.... Przecież zawsze możemy pogadać- dodał cicho Pająk.

- Wiem o tym - odparł obojętnie - Nie potrzebuję pogadać. Nic mi nie jest.

Choć tak naprawdę miał ochotę płakać z bezsilności, w tym momencie czuł się kompletnie wyprany z emocji jakby w ciągu ostatnich kilku tygodni zużył już wszystkie łzy przeznaczone na opłakiwanie brata.

- Nie pójdziesz z nami popływać? - zasmuciła się Tuk.

- Tuk, nie chcę....- powiedział cicho - Jestem zmęczony.

- Zmęczony? - powtórzyła zdumiona Kiri patrząc na chłopaka, potem na zewnątrz, a potem jeszcze raz na niego - Lo'ak, jest środek dnia...- stwierdziła zmartwiona jego stanem.

- Proszę was, po prostu dajcie mi spokój - odpowiedział tylko.

Wszyscy troje spojrzeli po sobie z niepokojem, zastanawiając się co jeszcze mogli zrobić, by podnieść go na duchu w żałobie, jednak obecnie nic nie wpadło im do głowy. Z drugiej strony nie chcieli się narzucać, by nie sprowokować kłótni i przypadkiem tylko nie pogorszyć sytuacji, zwłaszcza że wiedzieli jak wybuchowy potrafił być Lo'ak. Postanowili więc zrobić tak jak prosił: zostawić go i dać mu wolną przestrzeń.

Avatar 3: Dalsze Losy (FANFICTION) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz