Poznanie zapachu miłości

10 2 0
                                    


-Hej, uważaj!-zderzyłam się przypadkowo z obcym mi uczniem. To totalnie nie był mój dzień. Notatki wypadały mi z rąk, oblałam ważny egzamin i w dodatku od rana słuchałam piszczenia mojej przyjaciółki o imprezie dzisiejszego wieczoru. Niezbyt preferowałam wyjścia do tłumnych klubów, w których ona pojawiała się naprawdę często.
Szybkim krokiem przemierzyłam korytarz, wyskakując ze zgiełku licealistów do małego pokoju w którym trzymaliśmy kserokopiarkę. Nieduża sala mieściła parę miękkich puf, czarny stolik na środku, półkę na książki i jedno ksero, umieszczone tuż przy drzwiach. Zmęczona, zobojętniale rzuciłam plecak pod ścianę, ładując trzy książki na urządzenie.
-Eh... Jeszcze jedna.-zauważyłam cicho, przypominając sobie co muszę skopiować dla mojej jakże niechętnej dziś nauki. Obracając na pięcie, schyliłam  do plecaka i wyciągając książkę wsłuchałam w otoczenie. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie jestem tutaj sama. Zaczynając kserować, dojrzałam kątem oka wysoką postać, młodego i spokojnego chłopaka. Tajemniczo na mnie spojrzał zaciskając zęby, przez które jego szczęka jeszcze bardziej się zarysowała. Ciemne, kasztanowe włosy, precyzyjnie ułożone i ogolone, dobrze komponowały się na smukłej i urokliwej twarzy.
Odwróciłam spojrzenie, aby zająć się następnymi stronicami. On tylko skończył i złapał za klamkę tuż obok mnie. No tak, stałam przy drzwiach, więc nie miał do mnie daleko. Mimo kolejnego krótkiego spotkania naszych spojrzeń, miałam wrażenie, że patrzymy na siebie wiecznie, a mimo to już po sekundzie go nie było. Zostawił za sobą tyko mocny, męski i przyciągający perfum.

Dałam się namówić Dianie do imprezy, ale zrobiłam to tylko ze względu jej bezpieczeństwa. Ostatnio w naszej okolicy słychać o brutalności względem kobiet. Bałam się o nią.
-Nickiś, chodź, potańczymy!-krzyknęła mi do ucha blondynka, której emocje coraz bardziej dawały się we znaki. Szalała jeszcze bardziej po wypiciu kilku drinków. Ja zdecydowanie zostawałam przy szklankach z pepsi. Nie szczególnie ciągnęło mnie do procentów.
Pozwoliłam jej na taniec. Niestety na moje nieszczęście już po krótkiej chwili Dj puścił  namiętny kawałek, w którym każdy się do siebie kleił. Próbowałam trzymać Dianę jak najbliżej, jednak na tak seksownie ubraną blondynkę, w końcu musiał się ktoś pokusić. Nieznany mi chłopak szybko się do nas przysunął łapiąc Dianę w pasie, a ona widząc umięśnionego samca alfa, zostawiła mnie samą, roztańczona przy jego małych biodrach.
-Hej, zatańczymy?-usłyszałam nieznajomego mi faceta, który chwycił mnie za dłoń.
-Nie, dziękuję, już schodzę.-wykrzyczałam pewnie, próbując się odsunąć.
-No nie daj się prosić piękna! Noc jest młoda, zatańczmy!-przyciągnął mnie do siebie, na co się szarpnęłam. Moje jedno ''Nie'' powinno mu wystarczyć, a ten nalegał, coraz mocniej łapiąc za moje ciało.
-Powiedziała, że nie chce z Tobą tańczyć.-rozbrzmiał bezdyskusyjnie zza moich pleców kolejny nieznajomy, na którego widok proponujący mi taniec puścił moją dłoń i unosząc obie ręce w geście poddania, zniknął w tłumie. Zdziwiona całym zajściem ale i ratunkiem, obróciłam się.
-Chodź.-ponaglił wybawca, rzucając krótkie spojrzenie na wyjście. W tych światłach nie mogłam rozpoznać kim jest rosły superman. Nie znałam tego niskiego głosu, nie kojarzyłam postury i budowy ciała. Nie był to na pewno mój znajomy. Zresztą... Mam ich niewielu.
Drobnym krokiem wyszłam z klubu wypuszczona pierwsza, od razu rozkoszując się chłodnym i rześkim powietrzem. Tu było już cicho i spokojnie, na tyle, aby uspokoić zmęczoną od głośnych dźwięków głowę. Wbiłam lustrujące spojrzenie w stojącego obok. Jak się szybko okazało, uratował mnie licealista, którego miałam okazję zobaczyć dzisiaj w małej biblioteczce...
-Wszystko w porządku?-zapytał mrukliwym tonem, zerkając na mnie swoimi czerwonymi oczyma.
-Tak... Dziękuję. Był wyjątkowo natrętny.-burknęłam cicho, sprawdzając czy mam wszystko w swoich spodniach.
-To tutaj dosyć częste. Chyba zbytnio nie preferujesz takich miejsc, co?-zagaił, lekko drgając brwią do góry. 
-Przyszłam tu pierwszy raz na prośbę przyjaciółki, ale jak widzę, chyba się dobrze bawi beze mnie.-zauważyłam zakłopotana całą sytuacją. Diana lubiła mężczyzn, może aż za nadto...
-Odwieźć Cię do domu? Jest po drugiej, lepiej abyś nie szła sama.-proponując spokojnym tonem, schował dłonie w kieszeniach swojej czarnej bluzy.
-Nieeee, dojdę sama, mieszkam niedaleko. Muszę tylko wrócić po swoją kurtkę i będę się zbierać.-odmówiłam, chociaż było na tyle chłodno, że nawet obcisłe spodnie nie ogrzewały moich zmarzniętych nóg, które chętnie schowałyby się do ciepłego pojazdu.
-Poczekaj, przyniosę Ci ją.-bez słowa zniknął za drzwiami wejściowymi klubu. Nawet nie zostawił mi czasu na odpowiedź.
-O, no patrz, to może zatańczymy pod gwiazdami?-usłyszałam śmiech, gdy obce dłonie umiejscowiły się na moich biodrach. Zdziwiona obróciłam się widząc tego samego chłopaka, który był niewiele starszy ode mnie. 
-Powiedziałam, że za taniec podziękuję, możesz mnie zostawić.-stwierdziłam pewnie, próbując go odsunąć. Zawzięcie zaczął przesuwać obie dłonie na moje pośladki, ale kiedy byłam bliska wyrywania się i zawołania pomocy, zobaczyłam jak za ramię odsuwa go brunet.
-Co jest kurwa!-wrzasnął atakujący, spoglądając w stronę mojego wybawiciela.
-Nie rozumiesz, kiedy kobieta odmawia?-zapytał oschle, podając mi odzienie do dłoni.
-A kim Ty kurwa jesteś? Wypierdalaj, bo dostaniesz w mordę, my się bardzo dobrze zapoznajemy.-warknął, zaciskając dłonie w pięści.
-Kimś, kto nie próbuje zamoczyć jak zwykła stuleja.-odpowiedział niesympatycznie, jednak na jego stwierdzenie, napastnik zmieniając kolor twarzy na pomidorową czerwień, wymierzył pięścią w chroniącego mnie osobnika. Wysoki zgrabnie ominął cios i odwdzięczając mu się sprawnym, ledwo zauważalnym uderzeniem, sprawił, że agresor upadł na plecy i... zemdlał? Przerażona całym zajściem zacisnęłam palce na kurtce. Ta chwila była niesamowicie krótka.
-Wszystko w porządku? Czy on żyje?-szepnęłam w obawie, gdy moja głowa przypominała sobie wszystkie podcasty o mordercach, wymierzając już solidny wyrok za współudział. 
-Nawet mnie nie dotknął. Zapewne zemdlał. Nie przejmuj się.-bez przejęcia poprawił swój kaptur, spojrzał w moją stronę i podnosząc jedną brew do góry pokazał klucz od swojego auta.
-To może jednak?-
Oczywiście, że poszłam razem z nim!
Wsiadłam do czarnego Volvo, którym jeździł nieznajomy. Byłam niemało zdziwiona jego autem; ledwo którego licealistę stać na auto, a co dopiero na najnowszy model z poprzedniego roku. Co ja mogę powiedzieć, nawet nie mam prawa jazdy.
-Jak się czujesz?-zapytał odpalając maszynę, niezwykle pasującą do jego charakteru.
-Zniesmaczona, ale przejdzie mi... Gdyby nie Ty, nie wiem czy ktoś by mi pomógł. Dziękuję um...-
-Daniel.-odpowiedział, chociaż w jego oku zabłysło coś na znak tajemniczości. Jego rodzice zdecydowanie mają gust. 
-Daniel.-powtórzyłam z lekka onieśmielona jak na mnie w tamtej chwili spojrzał. Te czerwone oczy prosiły się o przyjrzenie. Były szczerze przeszywające. Tak, jakby czytał mi w myślach.
-Widzieliśmy się dzisiaj, kserowałaś Shakespeare'a, prawda?-
-Tak.-
-Profesor Ansel zawsze wymaga drugiego i piątego aktu. Zapamiętaj je, a staniesz się jej ulubienicą.-zaznaczył, skręcając tam gdzie poprosiłam. Patrząc na niego samego, oraz wiedzę mi przytoczoną, mogłam wysnuć, że jest ode mnie starszy. Założę się, że jest z ostatniego rocznika i zaraz kończy szkołę.
-Zapamiętam. Dziękuję, że mnie zawiozłeś, to tutaj.-pokazując palcem mój dom, poczekałam aż podjedzie pod wejście. Dopiero teraz mogłam odpiąć pas i złapać wszystkie rzeczy w dłoń. Chcąc mu ponownie podziękować, przysunęłam się, aby go przytulić. Niepewnie, ale wdzięcznie objęłam go wokół szyi, szeptając ciche ''Nicole'', by zaraz po tym wyskoczyć z czarnego suv'a.
Gdy tylko zniknęłam za drzwiami, na dworze rozniósł się pisk opon szybko jadącego auta w stronę najbliższego lasu. Daniel niezwłocznie podjechał pod pierwsze drzewo i piskliwie hamując, wyskoczył by zwymiotować na trawę. Zbyt długo wytrzymywał żądzę, gdy siedziała obok niego.
-Kurwa!-wrzasnął przesiąknięty najliczniejszymi emocjami, dłonią rozgniatając kawałek trzymanego pnia. Był na siebie wściekły, chociaż duma przeważała nad żalem. Nigdy nie czuł czegoś tak pięknego i pociągającego... chociaż dla niego bardziej liczyło się, że jej pomógł.

Po weekendzie...
Poniedziałek nie dla każdego był dobry. To chyba natura ludzka znienawidziła poniedziałki, odbierające tyle nazbieranego przez weekend szczęścia. 
Poranek był przyjemniejszy, ale może to przez ładną pogodę, która nieprzerwanie malowała na mojej twarzy uśmiech?
-Cześć księżniczko, czemu się nie odzywałaś przez cały weekend?-dobiegło mnie powitanie Diany, siadającej obok mnie na boisku szkolnym. Jedna długa przerwa wyrzuciła wszystkich z zatłoczonych klas. Chłopacy rozgrywający rundkę kosza znajdowali się niedaleko, grono dziewczyn żalących się na utrapienia swojego losu zajęły część zewnętrznych ławek, a pozostali, zwyczajnie zajmujący się własnymi sprawami, porozrzucali się po reszcie boiska, oraz zielonego trawnika.
-Od razu w domu napisałam sms'a, że jestem bezpieczna, bo ktoś mnie odwiózł. Przepraszam, muszę iść jeszcze coś zjeść.-fuknęłam, podnosząc ze stolika własne książki.
-Poczekaj, przez kogo?-zapytała, gdy zupełnie niezdarnie próbowałam wygramolić się zza przymocowanej do stolika ławki. Niestety mój parszywy los zabawił się ze mną w nieznane mi reguły praw fizyki i przyciągnął do ziemi. Zanim jednak moja Twarz ucałowała twardy grunt, poczułam silne dłonie chwytające mnie w objęcia. Wokół nas usłyszałam ciszę; może to z powodu samych dziewczyn w gronie? Spoglądając do góry, poprawiłam swoją postawę i posyłając krótki uśmiech poznanemu wcześniej chłopakowi, złapałam plecak.
-Przez niego.-rzucając, niezwłocznie odeszłam w kierunku samotnej szkoły.
-Diana chyba jednak Ci podpadła.-rzucił idąc za mną niczym cień.
-Skąd znasz jej imię?-
- Powiedziałaś mi je w piątek. Poza tym, Twoja przyjaciółka ostatnio prowadziła u nas eksperyment, kojarzę ją.-zauważył, chowając dłonie w kieszeniach swoich czarnych joggerów. Dobrze na nim leżały.
-Nie to, że podpadła, po prostu jest mi przykro, bo nawet się nie interesowała czy wszystko ze mną w porządku po tym, jak mnie olała.-burknęłam w nadziei, że znajdę coś pożywnego w licealnych automatach z jedzeniem. Od rana nic w siebie nie wcisnęłam.
-Nie ma nic?-zapytałam zdziwiona, patrząc w pustą i opalcowaną szybę.
Daniel otaksował moją twarz i opierając o pudło z wyprzedaną zawartością, założył ręce na krzyż.
-Czemu tak patrzysz?-nie czułam się dobrze z tym, jak badał moją minę od kilkunastu sekund.
-Jeśli chcesz mogę Cię zabrać na jedzenie. Mamy jeszcze dużo czasu do końca przerwy.-kompletnie nie spodziewałam się takiej propozycji.
-Nie musisz.-westchnęłam chowając prawie pusty portfel do plecaka.
-Ale Ty musisz.-stwierdził bez ogródek. Jego wypowiedź mnie zdziwiła, przecież nawet się nie znamy.
-Słucham?-
-Odwdzięczyć mi się za piątek. Jak zjesz coś porządnego, spłacisz dług.-puszczając oczko, rozejrzał się po korytarzu. Nie było tam nikogo oprócz nas.
-To jak?-ta forma przekupstwa była niesamowicie sprytna. Miałam wrażenie, że tylko tak mówi, abym po prostu coś zjadła. 
-No dobra... Mam jeszcze sześć godzin... Muszę coś zjeść.-westchnęłam, gdy brzuch zaburczał na tyle głośno, aby i on to zauważył.

-To prawda, że kobiety są weselsze gdy zjedzą?-zaśmiał się, widząc jak agresywnie wgryzam się w kupionego mi przed chwilą burgera.
-Nie wierz w stereotypy! Ale... Tak!-pisnęłam zadowolona, chociaż zdziwiona, że on sam nie miał na nic ochoty. Może dba o sylwetkę? 
Daniel patrząc na ukochaną mu dziewczynę, uśmiechnął się, widząc jak cudownie jest widzieć widok jej żywego ciała, ciepłej krwi i ludzkiej, zwyczajniej siły. Był szczęśliwy, że nie musiała być taka jak on. Nie chciał, żeby było inaczej.

Mój chłodny ukochany ||HARD 18+||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz