12.

375 12 0
                                    

Usiadłam obok Felici na swoim miejscu na trybunach.
Tata dał nam bilety VIP, bo chciał, abyśmy mogli obejrzeć mecz w komforcie. Nie miałabym nic przeciwko, gdybym mogła usiąść na normalnym miejscu.
Przynajmniej nie musiałabym oglądać Siry i Any, które siedziały kilka rzędów przede mną.
Swoją drogą dobrze, że Ana nie widziała, że mam na sobie koszulkę z numerem Gaviego, bo pewnie by się wściekła.

Obok mnie usiadło jakieś małżeństwo i gdy mecz się rozpoczął zaczęli żywo między sobą dyskutować.
Ja skupiłam się na grze, chociaż niedobrze mi się robiło, kiedy widziałam gracza z numerem ósmym.

Próbował się do mnie dodzwonić kilka godzin przed meczem ale go zlałam.
Nie było chyba takiego wytłumaczenia na sytuację z poprzedniego dnia, w które bym mu uwierzyła.
Związek z tym człowiekiem nie miał najmniejszego sensu, kiedy kręciła się przy nim ta zdzira.

Jej jak się okazało przyjaciółeczka - Julia Sánchez próbowała mnie wyprowadzić z równowagi cały ranek, na zajęciach.
Zachowywała się jak dziecko, kiedy mówiła bez przerwy, że jest matką rozejmu między Pedro a Miriam.
No debilka.
Obie mogły sobie go wziąć.

- O nie! Pedri - krzyknęła ta kobieta obok i automatycznie spojrzałam na boisko.
Chłopak leżał na murawie i zwijał się z bólu ale na szczęście po chwili wstał.
Na szczęście dla naszej drużyny oczywiście.

- Przepraszam, czy ma pani może chusteczkę - tym razem kobieta obróciła się z lekkim uśmiechem w moją stronę - Mój mąż ubabrał się  ketchupem z hot doga.

Zachichotałam ale podałam jej paczkę chusteczek, które miałam w torebce.

- Dziękuję, że mnie ośmieszasz za każdym razem Rosa. - mruknął mężczyzna obok danej Rosy jak się okazało. Wydawali się być bardzo miłym małżeństwem.

Wróciłam do spektaklu.
Gavi po jakimś śmiesznym błędzie dostał żółtą kartkę, lecz na całe szczęście Lewandowski strzelił bramkę.

Wiwatowałyśmy z Felicią i panią Rosą jak oszalałe. Przez jakąś sekundę złapałam nawet kontakt wzrokowy z Gonzalezem, który jakoś dziwnie się uśmiechnął.

Bardzo spodobał mi się mecz i powiedziałam sobie, że będę ewidentnie częściej wpadać. Oczywiście kiedy będziemy grać u siebie.

- Dzień dobry - nie mogłam uwierzyć, że Miriam znowu znalazła się w zasięgu mojego wzroku. Dlaczego miałam takiego pecha ?! Wraz z Julią dosłownie stanęły przed Rosą i jej mężem, na co z Fel zrobiłyśmy zdziwione miny - Jestem Miriam, a to Julia. Przyjaciółki Pedro.

- Miło nam - stwierdziła Rosa z dosyć zmieszaną miną.

Zaraz, zaraz... Rosa była matką Gonzaleza ? !
To musiał być nieśmieszny żart.

- Czy możecie łaskawie stąd pójść ? - przy dziewczynach znalazł się Fernando, który swoją drogą puścił mi oczko. - Ja i moi rodzice chcielibyśmy w spokoju obejrzeć ten mecz.

Zambrano i Sánchez tylko głupio się zarumieniły i sobie poszły na całe szczęście. 

Nastrój automatycznie mi się zmienił.
Siedziałam obok rodziny tego kretyna.
Gorzej być po prostu nie mogło.

Gdy zaczęła się przerwa od razu wstałam ze swojego miejsca i poszłam do ubikacji.
Zastanawiałam się w jaki sposób powinnam się zachować, gdy powrócę na trybunę.
Przecież jego rodzice nie zawinili dosłownie niczym, wręcz wydają się bardzo fajni.
Z Fernando też nie miałam żadnej spiny ani nic.
Cóż. Pozostało mi jedynie zachować kulturę.

Trochę zglodniałam więc skoczyłam jeszcze do stołówki po jakiś popcorn.

Gdy wyszłam zza rogu napotkałam Miriam i Ferra. O czymś bardzo żywiołowo dyskutowali, a ja musiałam przejść obok nich, bo nie było innego wyjścia.

Tu próxima telenovelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz