Ohydny szampan.

3.2K 204 162
                                    

— Panie i Panowie. Możemy więc rzec, iż oficjalnie zakończyła się nasza, jakże wspólna i cudowna, praca. Zebraliśmy ponad trzysta tysięcy złotych dla pobliskich szpitali! — mówił prowadzący z ogromnym uśmiechem. Niektórzy z widowni dziwili się, że nie był to Krzysztof Ibisz.

Sylwester krążył między ogromnymi stołami, szukając swojego miejsca. Nie słuchał jakie przemowy wygłaszali właśnie na scenie. Nie był w stanie skupić się, choć na jednym słowie, ponieważ cały czas miał przed sobą twarz człowieka, który niejednokrotnie doprowadził go do furii. 

A pięć minut wcześniej okazał mu dziwną, ulotną jak piórko, troskę. Troskę, której się ani trochę nie spodziewał, ale również... dała mu niewielki komfort. 

Sam powiedział, że go nie obchodzisz idioto, pomyślał.

Jednak znał ludzi za dobrze. Widział w nich szczere intencje albo tylko głupią gierkę, aby wyjść ze złej sytuacji dobrą miną. 

A Mikołaj pomimo swoich słów... 

Idiota. Bezmyślny, głupi idiota.

Odetchnął, dopiero gdy odnalazł swoje krzesło. Opadł ciężko, ale już po chwili przybrał ładniejszą pozycję. Wszędzie wokół były kamery oraz reportaże, a on... nie chciał być na pierwszych stronach plotkarskich. 

Przybrał na twarzy sztuczny, ale wielce wyćwiczony uśmiech, gdy przed nim pojawił się obiektyw. Szybko zamrugał, światło lampy błyskowej oślepiło go na chwilę. A gdy wzrok wrócił do swojej normy, nikogo już nie było wokół. 

Upił łyk obrzydliwego wina musującego. Skrzywił się niezmiernie przez złe połączenie słodkości, gorzkości i bąbelków. Kto to w ogóle mógł produkować?

Jednak dusza masochisty zmusiła go do dalszego picia owego świństwa. 

— Nie spóźniłem się dużo? Te cholerne szatnie powinny być trochę bliżej niż po drugiej stronie budynku. — usłyszał obok siebie — Zgubić się tu można. 

Jeśli Bóg istniał, zapewne wybrały cel, aby pastwić się nad nim dzisiejszego wieczoru. Albo w poprzednim życiu musiał popełnić wiele złego za taką karę.

Spojrzał w zupełnie inną stronę, aby tylko przypadkiem nie spotkać ponownie jego spojrzenia. Za nic w świecie nie przeżyłby kolejnej rozmowy z Mikołajem Konopskyy'm. Nie dzisiaj. 

Siedział tak, obserwując jakieś beznadziejne ozdoby albo udając, że ściana jest bardzo interesującą sprawą. 

Nagle zamarł. 

Poczuł delikatne muśnięcie palców na swoim udzie. Było to tak delikatne, iż przez kilka sekund myślał, że mu się wydawało. Aczkolwiek... i tak zerknął w jego stronę. 

Mikołaj wpatrywał się w niego, jakby tylko oczekiwał, aż to w końcu zauważy. 

Czy on to naprawdę zrobił?

— Sądziłem, że założysz swoją fenomenalną pelerynę. — powiedział. W międzyczasie wziął swój kieliszek wina i wypił połowę duszkiem — O boże, jakie to jest ohydne! — potrząsnął głową i z hukiem odstawił naczynie na swoje miejsce. 

Wardęga nieznacznie się uśmiechnął. 

— Aż tak bardzo chcesz mnie w tym zobaczyć? — mrugnął do niego prowokacyjnie i nieco się odchylił na krześle. 

Mikołaj przez chwilę nic nie mówił aż:

— A spierdalaj. 

Kilka osób wokół nich wybuchło cichym parsknięciem. Obydwoje panów przez te kilka sekund zapomnieli, że są wokół oczów, które cały czas ich obserwują. 

— A teraz proszę o wielkie brawa dla największego wspierającego owej zbiórki charytatywnej! — powiedział nie-Krzysztof Ibisz, zakłócając przy tym ciche rozmowy — Bardzo proszę o dołączenie do nas... — wyciągnął kartkę z koperty. Jego twarz wyrażała najszczersze zdziwienie — Mikołaja Konopskyy'ego! Zapraszam do nas! — zaklaskał kilka razy. 

Reflektory momentalnie skierowały się w stronę miejsca, na którym młodzieniec siedział. Praktycznie cudem udało mu się utrzymać wino w ustach. Przełknął je głośno i niezdarnie się podniósł. 

Nie wiedział, że ta informacja będzie ujawniana. Chciał, aby to zostało jego małą, miłą tajemnicą. Nie szukał poklasku wśród mediów, czy bogatych ludzi. 

Chciał po prostu komuś pomóc.

Szybkim krokiem pokonał dystans do sceny, a gdy znalazł się przy prowadzącym, otrzymał duży bukiet kwiatów. 

Czuł się wtedy tak bardzo niekomfortowo.

Nie-Ibisz siłą wcisnął mu w dłoń mikrofon i dał znać, aby cokolwiek powiedział. 

— Na wstępie chciałbym podziękować za piękne kwiaty. — zerknął na młodą kobietę, która wykonała to zadanie — Jednak uważam, że to nie ja powinienem dostać brawa czy oklaski, a służba zdrowia oraz ludzie, którzy opiekują się dziećmi i oddają się swojej pracy. Wielkie brawa dla... 

Z tyłu zrobiło się małe zamieszanie. 

Gospodarz wydarzenia wyrwał mu mikrofon i zrobił kilka kroków do przodu, aby ogłosić coś naprawdę ważnego. 

— Naszła ogromna pomyłka, drodzy kochani! — uspokoił widownie ręką, która nagle nieco się obruszyła — Oczywiście, zasługa Mikołaja Konopskyy'ego jest ogromną częścią zbiórki, aczkolwiek... — odchrząknął niepewnie — W ostatniej chwili system zarejestrował ostatniego, a przy okazji największego wpłacającego. Jest nim Sylwester Wardęga. Czy jest tutaj z nami?

Brunet niemalże rzucił kwiatami o ziemię. 

Brodacz pojawił się zaskakująco szybko obok niego i posłał mu najpiękniejszy uśmiech na całym świecie. 

— Nienawidzę cię. — chłopak powiedział to bezgłośnie, a drugi od razu zrozumiał przekaz. Po tym Wardęga wygłosił krótką, ale zwięzłą przemowę. Ludzie wydawali się zachwyceni, a Mikołaj niemalże stał cały czerwony z nerwów. 

Po kilku długich minutach razem zeszli ze sceny. 

— Naprawdę złość piękności szkodzi. — usłyszał od niższego siebie mężczyznę. Gdyby wcześniej nie musiał oddać mu bukietu kwiatów, zapewne teraz by nimi oberwał. Nim zdołał mu odpowiedzieć, kilku znajomych podeszło do nich. 

— Wyglądaliście tam fantastycznie! Jezu, już widzę, jak jutro Pudelek będzie o was pisać. I nie tylko! — krzyknęła jedna, może aż trochę zbyt głośno.

— Z całą pewnością. — Mikołaj udawał, że nerwy i emocje go nie rozrywają.

— A teraz — zaczął niebieskowłosy — Zapraszam was wszystkich na afterparty u mnie w domu. I wy... — pokazał na nich placem — Również macie się pojawić. Obowiązkowo.

— W takim razie impreza. — odpowiedzieli niemal jednocześnie. 

Takie imprezy nigdy nie kończyły się dobrze. 

I zawsze ktoś po nich musi cierpieć.


__________________________________

Witam, hej, dzień dobry. 
Bardzo, ale to bardzo chciałabym podziękować wam za ponad 500 wyświetleń! 
Jesteście super, dbajcie o siebie <3

Zagadkowa miłość \ Wardęga x Konopskyy [enemies to lovers]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz