Godzinę później, po przejechaniu połowy zakorkowanego miasta, Mikołaj dotarł na miejsce. Wysiadł z auta, zabierając ze sobą wyłącznie najpotrzebniejsze rzeczy. Nie sądził, że posiedzi długo, ponieważ tego typu imprezy nigdy nie były jego ulubioną formą spędzania wolnego czasu.
Ale czego się nie robi dla... pracy? Sam nie wiedział, dlaczego ostatecznie zgodził się na to. W czasie drogi trzy razy walczył sam ze sobą, aby zawrócić. Jednak za każdym razem coś go zatrzymywało i finalnie wylądował przed ogromnym, oświetlonym domem.
Już przed samym gankiem muzyka dudniła w uszach, a głośnym krzykom nie było końca. Nie spodziewał się aż takiego wydarzenia. Bardziej kilku kolegów przy stole wraz z piwem.
Poprawił rękawy niewygodnej koszuli i rozejrzał się po całej, robiący widowisko, działce. Chociaż nie widziało mu się tak spędzać sobotniej nocy, to i tak postara się bawić, jak najlepiej.
Przecież nie będzie Panem Marudą i Niszczycielem Dobrej Zabawy.
— Konopskyy, siema! — tuż przed jego twarzą pojawił się Gimper. Uśmiechnięty i żwawy, jak zawsze — Jak elegancko, że przyjechałeś. Zapowiada się dobra impreza.
Mikołaj cicho się zaśmiał.
— Nie za dużo ludzi, jak na zwykłe afterparty? — zapytał, rozglądając się. W salonie, gdzie znajdował się również parkiet, nie dostrzegł ani małego miejsca na oddech. A co dopiero na możliwość tańczenia.
— Wiesz, jak to czasami jest... — zamlaskał, sam chyba nie będąc zadowolony z tego przebiegu sprawy — Planowaliśmy maksymalnie pięćdziesiąt ludzi, ale ktoś puścił plotkę i oto proszę!
Chłopak kiwnął głową na znak zrozumienia. Niektórzy imprezowicze, chociaż bardziej przypominali niewyraziste twarze w słabo oświetlonym pomieszczeniu, rozpoznali go i zaczęli mu machać.
Ta impreza nie skończy się dobrze.
Panowie przez jedną, długą chwilę stali w milczeniu, aż jednocześnie nie wybuchli śmiechem.
— Czuj się jak u siebie. Alkohol i jedzenie jest w kuchni, częstuj się.
— Oczywiście. — skinął głową — A... — zaczął, zanim znajomy zdążył odejść. Już żałował swego pytania, aczkolwiek nie chciał się głupio wycofać albo wymyślić na poczekaniu jeszcze bardziej idiotycznego zapytania.
— Co tam? — odpowiedział z anielską cierpliwością.
— Wardęga się już pokazał?
Gimper głośno westchnął. A serce Mikołaja zabiło szybciej.
— Pokazał się, ale... — podszedł do niego nieco bliżej — Błagam, Konop, nie róbcie tu żadnych afer czy widowiska. Posiedźcie i poudawajcie, że się lubicie. Zrobisz to dla mnie?
— Jasne, stary. Zero kłopotów.
— Dzięki. — poklepał go po ramieniu — I w ogóle zapraszam na górę. Siedzimy tam w mniejszym gronie, wiesz, jest ciszej i w ogóle. — Mikołaj przyjął zaproszenie — Ostatnie drzwi po prawej stronie.
Po tym się rozeszli.
Chłopak jeszcze chwilę pochodził po pomieszczeniach. Jednakże przy każdym kroku praktycznie obrywał z bara albo co gorsze, sam przypadkowo wpadał na ludzi. Dlatego nalał sobie w kuchni do plastikowego kubeczka sok i ruszył w stronę schodów.
Już na półpiętrze impreza zmniejszała swoje tempo zabawy, co dało ulgę brunetowi. Gdyby jeszcze chwilę tam posiedział, z całą pewnością jego bębenki uszne by pękły.
Po ominięciu kilku całujących się par znalazł odpowiedni pokój. Pociągnął mocno za klamkę i wszedł do środka. Na dywanie siedziało siedmioro ludzi. Niektórych z nich od razu rozpoznał, jak - wcześniej już spotkanego Gimpera, czy Boxdela lub Fagatę. Wśród nich znajdowały się dwie dziewczyny oraz nieznajomy niebieskowłosy, których nie miał okazji poznać.
— Patrzcie, kto przyszedł! — zawołał Boxdel, zauważając go jako pierwszy. Wszystkie pary oczu zwróciły się ku niemu. Mikołaj zatrzymał się w pół ruchu, nie wiedząc, jak dokładnie ma zareagować.
Przecież został tu zaproszony, prawda?
— Siadaj z nami. — powiedziała jedna z dziewczyn, co uczynił. Przysiadł się obok niej.
— Dzięki. — mruknął pod nosem. Niespodziewanie poczuł dziwną duchotę, jakby pokój był za bardzo nagrzewany. Dyskretnie rozpiął górny guzik koszuli, aby trochę sobie pomoc.
Nie zdawał sobie nawet sprawy, że przez cały ten czas był obserwowany. Wzrok Wardęgi lustrował go tak długo, aż nie został na tym przyłapany.
Jednak nie uciekł spojrzeniem jak wystraszony nastolatek. Gdy spojrzeli na siebie, starszy mężczyzna mrugnął i zadziornie się uśmiechnął. Tak jakby... z nim flirtował?
Czy on jest już aż tak bardzo pijany?
— No dobra, to co... może zagramy w butelkę? — Fagata klasnęła w ręce. Zachowywała się jak podekscytowana dziecko — A może siedem minut w niebie?
Na drugą propozycję zrobiło się niewielkie poruszenie.
— Jestem za.
— Tak!!!
— Jest tu w ogóle jakaś szafa? — zapytał niebieskowłosy. Gimper pokazał ręką za siebie.
— Jest garderoba, ale dużo tam miejsca nie ma. — uśmiechnął się.
— No to zaczynamy...
CZYTASZ
Zagadkowa miłość \ Wardęga x Konopskyy [enemies to lovers]
Teen Fiction"- Przestań, bo się zarumienię, cukie... - zaczął, robiąc kilka kroków do przodu. " Dzieją się rzeczy z nie tego świata, gdy dwóch największych wrogów spotykają się na imprezie i wraz z nimi pojawiają się problemy...