Łazienka.

3.2K 201 73
                                    


Mikołaj z całą pewnością został przesiąknięty dzisiejszą kulturą oraz zbyt pięknymi scenami, które w prawdziwym świecie nie mają prawa bytu. Obserwował go uważnie, gdy Wardęga zabierał swoje rzeczy oraz, jakby wcześniej nic się nie stało, ruszył w stronę wyjścia.

Obserwował go tak uważnie, chcąc wyłapać choć jedną rzecz, która uświadomi go, że nie został właśnie oszukany i zraniony. Aczkolwiek Sylwester nawet na niego nie spojrzał, nie pożegnał się. Nie zrobił dosłownie nic.

I mimo, że Wardęga wyglądał na obojętnego, w sekundzie zamknięcia drzwi, opadł bezwładnie na ścianę.

Jego głowa pulsowała, jak nigdy wcześniej. W uszach mu szumiało, a w gardle czuł suchość. Serce biło w tak nieopamiętanym tempie, wszystko się dookoła kręciło.

Co on najlepszego zrobił?

- Ja pierdolę. - szepnął sam do siebie, przecierając zmęczoną twarz. Jedyne, o czym teraz marzył to gorąca kąpiel, ciepły posiłek i...

Musiał o tym zapomnieć. Musiał.

- Stary, pomożesz mi? - Gimper wyłonił się z łazienki. W ręce trzymał ręcznik oraz butelkę wody. Nie wyglądał na zadowolonego.

- Jasne. - odpowiedział, wiedząc, co go za chwilę czeka. I ani trochę się nie pomylił.

Boxdel siedział na podłodze z opartą głową o sedes. Powieki miał lekko przymknięte, a oddech równomierny. Mężczyzna z pewnością stwierdził, że ten chwilowo zasnął.

- Posiedź z nim chwilę. Pójdę ogarnąć wszystkie brudne rzeczy i przynieść coś, do wysprzątania tego. - poinformował go Gimper - Raczej nie będzie już stwarzać problemów, ale miej na niego oko.

Wardęga kiwnął wyłącznie głową i wszedł w głąb łazienki. Przysiadł przy koledze, a zimne kafelki miło koiły jego rozgrzane ciało. Siedział tak przez chwilę, próbując nie rozmyślać o niczym ważnym. Jednak... sytuacja sprzed chwili była taka świeża, że wciąż czuł dotyk Mikołaja na sobie.

Czuł jego usta, które napierały na jego. Stale słyszał przyśpieszony oddech, te jęki, które udało mu się z niego wydobyć.

Nie mógł... Nie mógł o nim myśleć.

Powinni się nienawidzić, gardzić sobą. Wszystko, tylko nie myśleć o sobie w taki sposób.

To było za dużo na dzisiaj.

- Sylwek... Sylwek ty mój kochany...! - Boxdel się obudził. Ledwo co udało mu się podnieść głowę - Kiepsko wyglądasz, przyjacielu mój.

- Powiedziałeś to... - nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ twarz mężczyzny skierowała się w stronę klozetu. Wardęga musiał sam przymknąć usta, aby nie zwrócić ostatniego posiłku - Ty.

- Oj tam... Szczegół. - zwrócił się ponownie w jego stronę - Co ci jest na sercu?

Przez chwilę poważnie zastanawiał się nad ową propozycją wygadania się. Bo przecież... I tak jutro nie będzie nic pamiętać?

- Zrobiłem coś naprawdę okropnego. - powiedział w końcu. Podciągnął nogi pod klatkę piersiową.

- Jak każdy z nas na imprezach. Zdarza się. - wzruszył ramionami.

- Nie rozumiesz. - westchnął cicho. Czuł się jak zmarnowany i zużyty śmieć - Zraniłem kogoś.

- A... zrobiłeś to celowo? - zapytał, otwierając powieki. Z pewnością chciał zachować typową rozmowę, ale gdy tylko podniósł głowę, ponownie zwymiotował.

Zagadkowa miłość \ Wardęga x Konopskyy [enemies to lovers]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz