Droga do pubu zajęła stosunkowo krótko, zwłaszcza gdyby brać pod uwagę ruch uliczny w Warszawie. Po czterdziestu minutach od wyjścia z domu był na miejscu. Zaparkował na jednym z licznych miejsc, a następnie zgasił silnik.
Spojrzał się dookoła. Na samym terenie znajdowały się może z trzy auta, co nie zwiastowało tłumów. Zresztą, o to im chyba właśnie chodziło. Bez tłumów i kolejnych afer.
Włączył aparat, aby ostatni raz się przejrzeć. Zawsze się obawiał, że w kąciku ust ma resztki jedzenia albo coś innego zadziało się z jego twarzą, a on nie będzie miał o tym pojęcia. Chociaż teraz... Również chciał przedstawić się, jakby funkcjonował wyśmienicie.
Za nic świecie nie powie nikomu, jak bardzo jego uczucia zostały zranione.
Wardęga natomiast przyjechał do lokalu godzinę wcześniej. Miał wrażenie, że jeśli w tamtym momencie nie wyszedłby z mieszkania, w ogóle mógłby się nie pojawić. Żołądek podchodził mu pod gardło i nawet delikatna, słodka lemoniada nie koiła zestresowania.
Spojrzał na barmana, który zamiast pracować, siedział na niewielkim krześle i przeglądał coś na laptopie. Tylko niekiedy odrywał wzrok od monitora, aby po chwili do niego wrócić. Nikt nie potrzebował jego pomocy, czy obsługi, co go wielce radowało.
Rozbawiającym widokiem była jego mina, gdy usłyszał cichy dzwonek przy drzwiach. A to oznaczało, że ktoś nowy tu przyszedł. Z teatralnym westchnięciem zamknął klapę laptopa i podszedł bliżej chłopaka.
— Co podać?
Mikołaj niemalże podskoczył. Nerwowo rozejrzał się po menu nad nim i zmarszczył brwi.
— Eee, poproszę... Lemoniadę. — odpowiedział w końcu, wyciągając portfel i położył na blacie papierek o nominale dziesięciu złotych.
— Dobrze, że wczoraj zrobiłem zapas cytryn. — odezwał się już znacznie łagodniej — Dzisiaj to tylko jedna normalna osoba kupiła piwo, co za czasy...
— Jest dopiero czternasta. — zauważył, na co nie dostał już żadnej odpowiedzi. Chyba nawet nie chciał się w to zagłębiać. Otrzymał swoją szklankę oraz resztę. Wziął kubek do ręki i zrobił parę kroków w głąb sali.
Wardęgę rozpoznał dopiero po chwili. Siedział w najbardziej oddalonym kącie, a na dodatek pochylał głowę ku stołowi. Gdyby nie jego długa broda, zapewne miałby mały problem. Wolnym krokiem ominął parę stolików. Większość pustych i brudnych.
W momencie zatrzymania się przy nim poczuł nieprzyjemny ucisk w brzuchu, jakby wszystkie wnętrzności się skręcały i rozluźniały jednocześnie. Tak ciągle i ciągle.
Mężczyzna przed nim też nie wyglądał zjawiskowo dobrze. Mikołaja nieco pocieszyło, że nie on sam miało okropny tydzień. Chociaż nawet nie miał pewności, czy chodzi o niego.
Może dopiero po dowiedzeniu się o najnowszym story, zaczął mu współczuć albo co gorsza, było mu żal chłopaka i dlatego zaproponował spotkanie? Z pewnością pobiłby wtedy siebie, jak i go ze wstydu i zażenowania.
Finalnie usiadł naprzeciwko oponenta i siorbnął zimny napój.
— Dzięki, że przyszedłeś.
— Dzięki za zaproszenie. — odpowiedział, odwracając wzrok od jego twarzy. Zwrócił się w stronę okna, aby zawiesić nad czymś oko. Jednak, jak się okazało, pustkowie i bezludzie tego miejsca dało o sobie znać. Powrócił spojrzeniem na druida.
Sylwestra policzki były nieco zarumienione, a oczy rozbiegane. Widać, iż rzeczywiście się stresował tylko Mikołaj... nie wiedział dokładnie dlaczego. Ich niezręczną ciszę przerwało charakterystyczny dźwięk strzykania palcami. Atmosfera była tak gęsta, aż zbierało im się na wymioty.
CZYTASZ
Zagadkowa miłość \ Wardęga x Konopskyy [enemies to lovers]
Teen Fiction"- Przestań, bo się zarumienię, cukie... - zaczął, robiąc kilka kroków do przodu. " Dzieją się rzeczy z nie tego świata, gdy dwóch największych wrogów spotykają się na imprezie i wraz z nimi pojawiają się problemy...