Drzwi.

3.6K 237 337
                                    

Po słowach barmana Sylwester wybiegł z baru. Przeklinał siebie za to, że tak daleko zaparkował pojazd. Zwłaszcza, że niezmiennie parking utrzymywał pustki.

Po chwili odblokował drzwi pasażera, wsiadł do środka i odpalił silnik. Już miał kłaść nogę na gaz, gdy zorientował się, iż nie miał pojęcia dokąd ma jechać.

Nie znał adresu Konopskyy'ego, ani nawet jego znajomych. Właściwie również nie zdawał sobie sprawy z kim rzeczywiście chłopak się koleguje. Nigdy go to szczególnie nie interesowało i teraz wychodziły tego skutki.

Jedyną osobą, która przyszła mu do głowy był Gimper. Na całe szczęście posiadał jego numer. Wybrał go spośród długiej listy kontaktów, a następnie przyłożył telefon do ucha. Czekał kilka długich sygnałów, aż w końcu usłyszał po drugiej stronie głos mężczyzny.

— Tak?

— Cześć, z tej strony Wardęga.

— Wiem, mam cię zapisanego. — przerwał mu, brzmiał na całkowicie zdziwionego — Coś się stało, że dzwonisz?

Żebyś tylko widział.

Ani trochę. Znaczy, potrzebuję adresu Mikołaja.

Pierwszy raz w życiu wypowiedział jego imię na głos. Brzmiało tak... dziwnie, nienaturalnie. Jakby mówił o zupełnie innej osobie.

— Lubię cię, Wardęga, ale nie uważam to za dobry pomysł. — westchnął głośno.

— Potrzebuję z nim porozmawiać. 

— W takim razie napisz do niego i się spotkajcie. Nie...

— Gdybym mógł, to gwarantuję ci, że na pewno bym to zrobił. — jego głos brzmiał na bardziej poirytowanego, niż powinien. Wziął głęboki wdech, by nieco się uspokoić — Naprawdę muszę się z nim spotkać.

— To coś związanego z waszą kłótnią?

— Tak. — powiedział po chwili ciszy. Nie wiedział, czy jeśli będzie z nim całkowicie szczery, to uzyska jego pomoc, aczkolwiek ostatnie wydarzenia dowiodły mu, że kłamstwo wcale nie popłaca.

— Okej, dobra. Wyślę ci jego adres. — odezwał się, ale nie brzmiał ani trochę na przekonanego. 

— Dzięki, mam u ciebie dług. 

Po tym się rozłączyli i mężczyzna dostał powiadomienie o nowej wiadomości. Tak bardzo uwierzył w słowa starego barmana. Postanowił postawić wszystko na jedną kartkę. Nie mógłby spojrzeć na siebie w lustrze, gdyby tego nie naprawił. Albo chociaż spróbował. 

Wolał umrzeć z myślą, iż Mikołaj zna całą prawdę, ale... po prostu go odrzucił. Owa wizja zdawała się ciutkę mniej bolesna. Tak czy inaczej, czekało go życie w wiecznym udręczeniu.

Z tym mottem wyruszył w drogę. 

Nie miał tyle szczęścia, co rano. Przez największe godziny szczytu w stolicy nie dało radę przejechać ani jednego skrzyżowania bez czekania. A tak się złożyło, iż Mikołaj mieszkał na drugim końcu miasta. 

Pół godziny później wraz z pomocą GPSa zaparkował pod niewielkim domkiem jednorodzinnym. Sama posiadłość prezentowała się wielce ładnie oraz rodzinnie. To ten rodzaj domku, w którym większość ludzi chciałoby zamieszkać. Niewielki ogródek ozdabiał przód posiadłości, tak samo, jak zgarbmy ganek z kilkoma roślinami. Z boku stał bujany fotel, a przy nim niewielki stolik. Dawało to wszystko klimat, jakby mieszkał tutaj szczęśliwy, miły dziadek, a nie dwudziestojednoletni chłopak. 

Serce mu podpowiadało, że chciałby się o tym dowiedzieć. Czy rzeczywiście jest fanem takiego stylu, czy lubi takie rzeczy? A może odkupił dom w owym stanie i postanowił, że nie będzie nic zmieniać?

Zagadkowa miłość \ Wardęga x Konopskyy [enemies to lovers]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz