Wszedł do łazienki, a jego oczom ukazał się przemoczony, zapłakany nastolatek, leżący w kałuży własnej krwi ściekającej ze świeżych ran na jego bladej skórze. Leżał i tępo patrzył się w miejsce gdzie jeszcze dwie minuty temu znajdowały się drzwi.
- Woo, skarbie? Słoneczko słyszysz mnie? Powiedz coś. - Mówił roztrzęsiony, próbując podnieść chłopca do siadu.
- Zostaw mnie. Daj mi umrzeć... Ja nie chcę już tak żyć. Dłużej nie wytrzymam.. Zostaw mnie... Chcę zginąć...Zostaw mnie... - Powtarzał szeptem jak mantrę.
- Już.. Ciiiii... Spokojnie.. Jestem przy tobie słoneczko. - Mówił powoli, kucając i przytulając do siebie chłopca. - Chodź. Dasz radę wstać?
Chłopiec tylko spojrzał na niego od dołu zaszklonymi oczami, dając tym samym starszemu do zrozumienia, że nie da rady.
- Aish. Dobrze poczekaj. - Odparł i podbiegł do szafki po papier toaletowy i owinął nim delikatnie rękę chłopca, żeby nie zabrudzić siebie i jego przy okazji.Wziął czarnowłosego na ręce jak pannę młodą, zaniósł do swojego biura i posadził na skórzanym fotelu. Do tego czasu papier zdążył nasiąknąć czerwonym płynem.
- Siedź tu zaraz wrócę.
- Mhm.San poszedł na dół do łazienki po apteczkę i płyn odkażający rany, po czym biegiem wrócił na górę, przeskakując co drugi stopień. Wszedł do pokoju i zastał tam dziewiętnastolatka siedzącego po ciemku pod ogromnym oknem balkonowym, wpatrującego się w odległe poruszające się na ulicy światła przejeżdżających samochodów.
- Promyczku? Chodź, trzeba ci to opatrzeć. - Odezwał się siadając obok chłopca i zobaczył, że tamten jednym palcem jeździł po ranach zamalowując krwią, czystą skórę pozostałą między nimi. Tym sposobem po chwili cała jego kończyna była nierównomiernie pokryta czerwono - bordowym kolorem.
- Daj rękę. - Chłopak posłusznie wykonał polecenie, podciągając rękaw na samą górę.Starszy sięgnął po płyn i dokładnie spryskał nim całą rękę chłopca.
- Aish... - Syknął młodszy.
- Szczypie?
- Mhm - Choi przyciągnął jego rękę bliżej sobie i delikatnie w nią dmuchał, skutecznie niwelując ból i przyspieszając wysychanie preparatu.
- Teraz może zaboleć.Wziął chusteczki i powoli wytarł ramię niższego z ostatnich kropli krwi na co nastolatek lekko się wzdrygnął, poukładał na nim jałowe gaziki i owinął je szczelnie bandażem.
- Nie za ciasno? Jest okej?
- Tak..
Chciał spojrzeć niższemu w oczy, żeby odczytać z nich jakiekolwiek emocje, jednak Czarnowłosy cały czas uparcie obserwował drewnianą podłogę, zsuwając rękaw z powrotem na jego miejsce.Po skończeniu, San posprzątał chusteczki i zszedł z powrotem na dół żeby zanieść pudełko z pierwszą pomocą na miejsce.
Wrócił na górę, musiał umyć prysznic z resztek krwi dziewiętnastolatka.
Zrobił jeden duży krok by wyminąć leżące na ziemi drzwi.
- Muszę wypierdolić te żyletki. - Powiedział do siebie po czym zaczął zbierać ostrza z szafek i podłogi. Przejrzał dokładnie wszystkie szuflady upewniając się, że nie ma tam więcej tego typu narzędzi.W opakowaniu powinno być 10 sztuk, znalazł tylko 8. Połamał je, wyrzucił, a worek ze śmieciami odłożył na bok by potem wynieść go do garażu.
- Kurwa. - Syknął, czarnowłosy musiał je mieć przy sobie. Ten fakt wprawił Choia w jeszcze większe zakłopotanie i strach.
Szybko odkręcił wodę pod prysznicem, spłukując pozostałości krwi, po czym popędził do młodszego. Wrócił do swojego gabinetu ale chłopca już tam nie było.- Woo? - Zawołał.
Cisza.
- Wooyoungie, maluszku..?
- Jestem w pokoju. - Odparł ledwo słyszalnie. A Choi ruszył w jego kierunku po czym powoli otworzył drzwi, powodując, że te wydały charakterystyczny dziwięk skrzypienia.
- Jak się czujesz, słoneczko? - Położył się obok, przytulając się do jego pleców.
CZYTASZ
Be careful
FanfictionKiedy czujesz zagrożenie, uciekasz. I właśnie to wprawiło czarnowłosego w bieg... Nikt nie spodziewał się, że tak potoczy się życie wcześniej normalnego chłopca. Co jeśli już nie wróci? Czy ktoś będzie go szukał? Jak teraz będzie wyglądało jego ż...