Rozdział jedenasty

337 37 573
                                    


Żałuję, że nie potrafię manipulować czasem. Zrobiłabym wszystko, żeby był już wieczór. Umówiłam się z Samem dopiero na siódmą. Jasne, mogłabym powtarzać wielomiany, ale kartkówkę mam dopiero w czwartek, więc i tak wszystko bym zapomniała, a resztę prac domowych zrobiłam. Ba, przeczytałam nawet dwa rozdziały z angielskiego do przodu, ale na więcej nie mam siły.

Wszystko po to, by zagłuszyć nieprzyjemne myśli dotyczące wczorajszego wieczoru. Jak mogłam tak bardzo stracić nad sobą kontrolę? I dlaczego, gdy tylko pomyślę o zszokowanej, a może wręcz zranionej twarzy Sharon, coś zaciska mi się w żołądku?

Wściekła na samą siebie, wychodzę z pokoju i schodzę na dół. Nie wytrzymam we własnym pokoju, sama i bez ruchu.

Zanim wchodzę do salonu, słyszę dźwięki wydobywające się z telewizora, na które mina mi rzednie. Śmiechy w tle świadczą o jakimś starym sitcomie. Nie sądzę, bym mogła to wytrzymać, najchętniej obejrzałabym „Emily...".

Potrząsam gwałtownie głową i zaciskam ręce w pięści. Nie stanę się niewolnicą własnej głowy, o nie!

– Posprzątam łazienkę. Wolę to zrobić dzisiaj niż jutro – informuję stanowczym tonem, zanim jeszcze wejdę do salonu, ponieważ jestem naszykowana na walkę z mamą, która uważa, że w niedzielę powinno się odpoczywać, a w moim przypadku, co najwyżej, uczyć.

Ku mojemu zdziwieniu na miejscu zastaję jednak tylko Vernona. I to wyraźnie rozbawionego Vernona oglądającego „Teorię wielkiego podrywu". Co tu się, kurwa, dzieje? Ten sztywny facet lubi coś takiego?! Kto wie, może kosmici istnieją i podmienili go nocą?

– Gdzie mama? – pytam, patrząc na niego podejrzliwie, z czego on chyba nie zdaje sobie sprawy.

– Poszła odnieść Samancie brytfankę, powiedziała, że przejdzie się na dłuższy spacer.

Przez chwilę wpatruję się w niego w milczeniu. To bardzo ciekawe. Moja mama nie przepada za spacerami. Czyżby się pokłócili? Vernon nie wygląda, jakby miał zły humor, ale być może poprawił go sobie dzięki komedii? Nie zamierzam, rzecz jasna, go pytać. Może dowiem się później, od mamy.

– Dobra, to ja posprzątam łazienkę – mówię i próbuję się wycofać. Po wczorajszym nie mam ochoty na żadne niepotrzebne konfrontacje.

– Dzisiaj? A nie jutro po koniach? – pyta zaskoczony Vernon, a ja z trudem powstrzymuję się od wywrócenia oczami. Nie dość, że ten facet nie robi w domu nic oprócz odkurzania i wynoszenia śmieci, to i tak musi się wtrącać w grafik sprzątania stworzonego przez mamę, a obowiązujący tylko ją i mnie.

– Mam ochotę to zrobić dzisiaj, jutro nie będę mieć tyle czasu – cedzę przez zaciśnięte zęby. – Tobie chyba nie przeszkadza, że jest dzisiaj niedziela, hm?

Mama uważa, że w niedzielę należy odpoczywać, mimo że nie jest praktykującą katoliczką. Mnie nawet nie ochrzciła i cieszę się z tego. Nie jest mi blisko do żadnej religii. To tylko ogłupianie mas pod maską wzniosłych idei dla własnych, materialnych zysków. Niewiele ma wspólnego z wiarą, co do której mam właściwie niekreślony stosunek.

– Nie, jeśli chcesz, to zrób to dzisiaj. Mama powinna wrócić dopiero za godzinę – odpowiada Vernon i uśmiecha się do mnie, a ja zagryzam wargę, by mu nie odpyskować.

Kurwa, aż się prosi, żeby mu powiedzieć, by ruszył tyłek z tej kanapy i coś zrobił, ale wiem, że nie mogę mu czegoś takiego powiedzieć. Mógłby za to zatrudnić sprzątaczkę i, żeby oddać mu sprawiedliwość, nawet to proponował, ale mama się nie zgadza. Nie chce, żeby ktokolwiek ruszał nasze rzeczy, a ponadto uważa, że powinnam sama nauczyć się dbania o porządek i – jak to mówi – „różnych cnót domowych". Tyle że ja umiem już to robić i wcale nie chce mi się co tydzień sprzątać albo kuchni, albo łazienki, bo mam ciekawsze rzeczy do robienia.

Co o mnie myślisz (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz