– Słuchaj, a mogę zabrać jeszcze swojego przyjaciela? – pyta mimochodem Natasza w drodze na angielski, jeden z dwóch przedmiotów, które z nią mam. Przesiadłyśmy się w tym tygodniu tak, że siedzimy na nim razem.
– Pewnie, im nas więcej, tym lepiej – stwierdzam z przyklejonym na usta jednym ze swoich wyćwiczonych uśmiechów, choć w duchu chce mi się wyć.
Od dawna zaplanowane kino z Sharon niespodziewanie zamieniło się w jakieś cholerne wyjście grupowe. Gdy rano powiedziałam Samowi, że idziemy na „Shelter in Solitude", stwierdził, że jego przyjaciel czeka na ten film od kilku tygodni i spytał, czy mogą dołączyć. Podobnym entuzjazmem wykazała się ku mojemu zaskoczeniu Natasza, którą powiedziałam o filmie dosłownie dziesięć minut temu. Nie chciałam im odmawiać, a Sharon też nie miała nic przeciwko, więc jakimś cudem dwuosobowe wyjście zamieniło się w sześcioosobowe.
Nieraz zdarzało mi się chodzić większą paczką do kina, ale nigdy się tym nie denerwowałam. Teraz jednak jest inaczej.
Po pierwsze, Mark. Wiem, że on mnie nie cierpi. Nie mogę go nawet specjalnie za to winić, choć i tak mnie wkurza. Nie sądzę, by fakt, że Sam mi wybaczył, wiele między nami zmieniał.
Po drugie, Natasza i Sharon. Czy one się polubią? Z jakiegoś powodu mnie to gryzie, choć przecież nie powinno. Mogę kumplować się z każdą oddzielnie, nie chodzimy razem do szkoły. Ale część mnie pragnie, żeby one się zakolegowały. Kiedy byłam mała, jednym z moich największych marzeń było posiadanie dwóch albo trzech przyjaciółek, które przyjaźniłyby się także między sobą. Tak jak moja mama w przeszłości, zanim jej przyjaciółki wyjechały na drugi koniec Stanów lub świata.
Po trzecie, przyjaciel Nataszy. Nie mam pojęcia, kto to. Gdzie chodzi do szkoły, jaki jest i czy będzie pasował do grupy. Dotychczas raczej nie miałam problemów z poznawaniem nowych ludzi. Kiedyś wszyscy mnie interesowali, a później wszystkich miałam gdzieś albo przynajmniej tak sobie wmawiałam. I choć to chyba nie było najmądrzejsze, to przejmowanie się czymś takim też nie wydaje się specjalnie mądre.
Chyba jest to związane z czwartym powodem o imieniu Sam. Zależy mi, żeby dobrze się bawił w tym kinie. Domyślam się, że wybrany film specjalnie go nie interesuje i idzie tylko ze względu na mnie i Marka. Nie byłoby fajnie, gdyby się wynudził albo co gorsza zdenerwował lub zasmucił, bo Mark i ja będziemy się kłócić...
– Meg, do którego kina idziemy? – krzyczy mi do ucha Natasza, a ja aż się wzdrygam. Uświadamiam sobie, że musiała do mnie mówić od jakiegoś czasu i że w międzyczasie przystanęłyśmy na środku korytarzu. Obecnie za często się zamyślam. Życie było łatwiejsze, kiedy niczego nie analizowałam.
Było też mniej kolorowe. Mniej... pełne. I mimo wszystko nie chcę z tego rezygnować.
– Sharon ma sprawdzić repertuar i mi napisać, więc jeszcze nie wiem – odpowiadam. – Nie spodziewałyśmy się sześciu osób. A ten twój przyjaciel... ile ma lat? Gdzie się uczy?
– Tutaj. To Patrick Villey, chodzi do ostatniej klasy, pewnie go kojarzysz. Nie było go w szkole ostatnio, bo pojechał na pogrzeb dziadka niedaleko LA.
Wpatruję się w nią w milczeniu. Jeszcze nie tak dawno bez problemu powiedziałabym, że go nie kojarzę. Teraz jednak trudno mi się przyznać. Skoro to przyjaciel Nataszy, pewnie nieraz kręcił się z nią po szkole, a ja w ogóle tego nie zauważyłam. To może sprawić jej przykrość, ale kłamstwo będzie jeszcze gorsze.
– Szczerze mówiąc, to nie, nie kojarzę go, sorry – wykrztuszam. – Może mi go opisz?
Natasza już otwiera usta, ale nic nie mówi, ponieważ niespodziewanie czuję na swoim ramieniu czyjąś rękę i przerażona podskakuję do góry.
CZYTASZ
Co o mnie myślisz (zakończona)
Teen FictionMegan Clark nie jest miła ani koleżeńska. Jest za to znana w całej szkole. Dba tylko o własny interes i nie ma sentymentów. Ma za to ambicje. Chce dostać się do dobrego college'u jak najdalej od Florydy, wygrać kolejne zawody w skokach konnych i poz...