Rozdział dwudziesty ósmy

230 32 293
                                    

– Przygotuj się na porządny trening – wita mnie stanowczym tonem pan Parker, gdy podchodzę z Iskierką pod wejście na padok. – Pierwsza godzina to rozgrzewka i zwykła jazda, ale na drugiej będziemy się ścigać na torze. Jak na konkursie, nie dla zabawy. Przypominam, że eliminacje do konkursu stanowego rozpoczynają się za pół roku.

– Ja i pan? – pytam zaskoczona.

– Tak, Ron ma dzisiaj co innego do roboty, a nie ma tutaj obecnie nikogo innego, kto byłby na twoim poziomie.

Jestem tak zaskoczona tym nieoczekiwanym komplementem, że wpatruję się w trenera jak ryba próbująca złapać powietrze.

– Na co czekasz, wskakuj na Iskierkę. – Pan Parker przywraca mnie do rzeczywistości. – Nie mamy czasu. I zastanów się, w który jeszcze dzień będziesz tu przyjeżdżać regularnie, na treningi. Raz w tygodniu to za mało.

– Na ogół przyjeżdżam jeszcze w jakiś dzień...

– Ale nieregularnie. Nie zawsze mogę z tobą wtedy trenować. Jeśli chcesz przejść te eliminacje i zająć wysokie miejsce, zacznij traktować sprawę poważnie.

– Ale ja traktuję! Dobrze pan o tym wie. – Ledwo powstrzymuję się od tupnięcia nogą. Trenerowi by się to nie spodobało, a jest dzisiaj wyjątkowo nie w porządku. Szkoda, że Ron mnie nie ostrzegł. – Gdybym mogła, siedziałabym tu całymi dniami, ale mam szkołę, naukę, cheerleading i...

– Każdy z nas coś ma, panno Clark, i każdy musi ustalić sobie priorytety. – Pan Parker ponownie mi przerywa, a z jego oczu strzelają błyskawice. To nie będą łatwe dwie godziny, da mi popalić jak nigdy.

Właśnie, dwie godziny! Jak mogło wypaść mi z głowy pytanie, które chciałam zadać mu na wstępie?!

– A co z Eve? Czemu znów jej nie ma? – Tym razem to ja przerywam trenerowi, który na dobre się rozgadał o moim karygodnym zachowaniu.

Najwyraźniej wszystko musi być w moim życiu wyrównane. Kiedy w szkole w końcu było lepiej, ponieważ Sam wreszcie wrócił i prawie cały dzień spędziliśmy razem, to gorzej musi być w stadninie. Dobrze, że nikt, nawet wkurzony pan Parker, nie jest w stanie odebrać mi przyjemności z jazdy.

– O, teraz zauważyłaś, brawo – ironizuje, a w jego oczach błyska coś dziwnego, jakby... smutek. Czy to w ogóle możliwe? – Nie będzie jej. Nie wiadomo, czy i kiedy wróci.

– Ale dlaczego? – dopytuję, a nerwowość trenera ewidentnie mi się udziela, bo zaczynam przestępować z nogi na nogę, a mój głos staje się coraz bardziej piskliwy. – Mama nie pozwoliła jej przychodzić?

– To nie twoja sprawa, Clark! – warczy głośniej niż zwykle, po czym już ciszej dodaje: – Nie powinnaś teraz interesować się niczym innym niż dwudziestoma pompkami.

– Ale...

– Chcesz dwadzieścia pięć?

– Chcę dowiedzieć się, co się dzieje z Eve! Ona nie zrezygnowałaby ot tak z tych zajęć. Uwielbia konie i jazdę tak samo jak my. – Wbijam w niego oczekujące spojrzenie. Wiem, że sporo ryzykuję, trener przypomina teraz jakiegoś szatana. Ale Eve jest...

Za bardzo chcę wiedzieć, co się z nią dzieje.

Mam złe przeczucia, a zachowanie pana Parkera tylko je pogłębia. Jasne, on nigdy nie jest miły, ale rzadko jest zły bez powodu i nie wyżywa się na mnie za nic. Co jak co, nie można mu odmówić bycia sprawiedliwym.

– To nie jest twoja sprawa – powtarza uparcie trener. – Pompki, już.

– Pan wie więcej, niż mówi.

Co o mnie myślisz (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz