Rozdział trzydziesty czwarty

199 27 436
                                    

– Panno Clark, czy ja ci przeszkadzam?

– Chowaj telefon, Meg – syczy mi do Natasza, z którą od niedawna siedzę na algebrze.

Obrzucam ją przerażonym spojrzeniem i w ostatniej chwili wsuwam komórkę pod udo. Sekundę później matematyk z hukiem zamyka mi przed nosem podręcznik.

– O czym przed chwilą mówiliśmy? – pyta złowieszczym tonem, przeszywając mnie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.

– O wielomianach – dukam.

– Omawiamy wielomiany od dwóch tygodni. O czym konkretnie?

Otwieram usta, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Nikt nie jest w stanie mi pomóc. Nauczyciel jest za blisko. Ciekawe, jak mnie ukarze.

– I tak nie umiałabyś rozwiązać tego zadania, więc dostaniesz tylko uwagę. A jeśli jeszcze raz choćby spojrzysz na telefon, to ci go zabiorę. Rozumiemy?

Niechętnie kiwam głową. Jaki mam wybór? Nie chce mi się z nim wykłócać. W duchu jednak płonę ze wściekłości. Do końca lekcji zostało ponad dwadzieścia minut, a mama Eve w każdej chwili może napisać z informacją, jak ona się czuje. Niby jak mam nie patrzeć na komórkę?!

O tyle dobrze, że ten palant nie wziął mnie do tablicy.

Pochylam się nad zeszytem i udaję, że przepisuję poprzednie zadanie z tablicy. W rzeczywistości dyskretnie wyrywam kawałek czystej karki i piszę wiadomość do Nataszy.

            „Zaraz podam ci telefon. Sprawdzaj, czy mama Eve coś napisze. Jeśli tak, to daj znać co. Mój pin to 4598".

            Przesuwam karteczkę do koleżanki. Ta czyta wiadomość i kiwa głową. Wiercę się na krześle i chwilę potem mój telefon jest już w jej rękach. Z każdą minutą denerwuję się coraz bardziej. Jest już dziewiąta dwadzieścia. Operacja Eve skończyła się wczoraj późnym wieczorem i podobno przebiegła bez powikłań, ale nie wiem nic więcej. W jakim ona jest stanie, czy wycięto całego guza, co dalej? Nienawidzę niepewności. Wolę znać nieprzyjemne fakty, bo wtedy przynajmniej nie wyobrażam sobie różnych scenariuszy. A mam naprawdę bujną wyobraźnię. Z tendencją do panikowania.

            Natasza co jakiś czas zerka na mój telefon, ale głównie notuje to, co dzieje się na lekcji. Przynajmniej będę miała od kogo spisać, bo za nic nie jestem w stanie się skupić. Chyba nawet na historii nie dałabym rady.

            Do przerwy jest jakieś pięć minut, gdy Natasza przesuwa w moją stronę karteczkę. Gorączkowo ją przechwytuję.

            „Eve czuje się dobrze. Jest tylko zmęczona. Lekarz powiedział, że makroskopowo wycięli cały guz, ale będą robić kontrolny rezonans magnetyczny".

            Uśmiecham się do Nataszy z wdzięcznością. Ciężar w moim żołądku znika jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.

***

– To jest łososiowy, dzwońcu. Tylko że jasny.

– Wygląda jak twoja skóra, złośnico.

– Nie jestem aż taka blada.

– Nie róbcie tego. Będziecie wyglądać w tym, jakbyście były nagie. Zrobiłybyście większe show, gdybyście faktycznie wystąpiły gołe, a nie w tym czymś.

– Mark, to nie moja wina, że nie masz dziewczyny i brakuje ci pewnych widoków, ale dam ci radę. Wiesz, jako życzliwa przyjaciółka. Istnieje coś takiego jak porno. Otwórz kartę incognito i sprawdź. Ale nie przy rodzicach.

Co o mnie myślisz (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz