Rozdział 19

59 7 2
                                    

To, do czego przyznała się przede mną Isabella, zjadało mnie od środka. Nie mogłem patrzeć jak karze samą siebie, za coś co w ogóle nie powinno zawracać jej głowy.

Nie zdawała sobie sprawy jak piękną kobietą była. Nie dostrzegała wszystkiego, co normalny człowiek z zewnątrz był w stanie zauważyć w mgnieniu oka. Kiedy zatracałem się w jej śmiechu, jej głębokim spojrzeniu i w tych niewinnych pocałunkach, wznosiłem się. Czułem jak dotykam nieba, będąc blisko jej. Te same niebo pragnąłem dla niej uchylić.

Całą noc nie spałem, rozmyślając czy byłbym w stanie pomóc jej z lękiem przed jedzeniem. Co prawda, wczoraj przeszliśmy się do jednej z pobliskich knajpek i zjedliśmy spaghetti na pół. Z czego moje pół zamieniło się w większość posiłku, bo Isabella zjadła pięć widelców i z wielkim trudem przełykała każde z nich. Nie miałem serca męczyć jej jeszcze bardziej, choć i tak byłem z niej dumny.

W nocy przypomniało mi się jak wujek Jeremiah – ojciec Kat – kupował przekąski w sklepie, po czym markerem zamazywał kaloryczność na opakowaniach. Wierzył, że w ten sposób ograniczy jej impulsywne myślenie do minimum.

Pomyślałem, że mógłby być to dobry pierwszy krok. Moja pierwsza próba wsparcia jej.

Już o dziewiątej rano stałem pod marketem. Wsadziłem monetę do sklepowego wózka, tym samym go odblokowując. Musiałem zrobić zakupy spożywcze do mieszkania, ale również miałem w planach odwiedzić dziewczynę. Więc nawet nie myśląc, mijałem kolejne alejki w sklepie, a wózek zapełniał się produktami.

Zakupiłem pełno warzyw i owoców, jakieś makarony pełnoziarniste, sok pomarańczowy i słone i słodkie przekąski.

Wróciwszy do domu, schowałem wszystkie świeże produkty do lodówki, a na stół wysypałem chipsy, chrupki i czekolady. Już wtedy byłem pewny, że przesadziłem z ilością. Nie byłem pewny w czym gustowała Isabella, więc chwytałem praktycznie wszystko. Większość z tych rzeczy schowałem do górnych szafek w kuchni. Nie chciałem przytłoczyć ją ilością. Wybrałem dwie paczki chipsów, mleczną czekoladę i zestaw kwaśnych lizaków. Wyjąłem czarny permanentny marker i starannie zacząłem zamazywać wszystkie tabele kaloryczności. Odczekałem parę minut, po czym dokładnie sprawdziłem czy spod warstwy flamastra nie prześwituje żaden druk.

Spakowałem jedzenie z powrotem do plastikowej torebki, a w ostatniej chwili chwyciłem jeszcze karton soku pomarańczowego. Zdążyłem się przekonać jak bardzo go uwielbiała.

Na drogach Los Angeles jak zwykle był korek. Sznur samochodów ciągnął się niemal spod mojego domu aż przez kolejne parę kilometrów. Palcami wystukiwałem o kierownicę rytm lecącej piosenki w radiu. Na nos nasunąłem okulary przeciwsłoneczne, bo promienie słoneczne wręcz oślepiały. Klaksony rozbrzmiewały mniej więcej co dwie minuty, jakby wnerwienie kierowców, miało przyspieszyć ruch na drodze. Byłem przekonany, że powodem tego tłoku był jakiś wypadek, bo rzadko akurat na tej drodze stały samochody. Odwróciłem głowę, tym razem spoglądając w okno po prawej stronie. Znudził mnie widok po lewej, zwłaszcza że od pięciu minut przypatrywałem się dzieciom wchodzącym do szkoły podstawowej.

Zsunąłem okulary, spoglądając na kwiaciarnię. Tyle razy przejeżdżałem tą ulicą, a nigdy nie rzuciła mi się w oczy. Brunetka w podeszłym wieku poprawiała kwiaty na wystawie. Na jej twarzy gościł uśmiech, jakby wsadzała w swoją pracę całe serce.

Spojrzałem przed siebie, upewniając się, że żaden samochód przede mną nie ruszył. Nawet nie zastanawiałem się, gdy chwyciłem portfel leżący na siedzeniu pasażera i wysiadłem z auta.

Skrzywiłem się na głośny odgłos klaksonu.

- No chłopie! Co ty robisz?! Zaraz ruszymy – krzyknął facet przez otwarte okno.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 10, 2024 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Była Blaskiem Podczas Mroku (Dodatek: Blask i Mrok)| W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz