16.

1K 108 98
                                    

16.

🅜🅐🅒🅚🅔🅝🅩🅘🅔

Do domu dotarłam półprzytomna — Matt zerkał co chwilę w lusterko i mi się przyglądał, ale taktownie milczał. Wchodząc do czerwonego Camaro wymruczałam tylko „chemia z Kindlym" i tyle wystarczyło — pojął dlaczego byłam blada jak ściana. 

Mamie skłamałam, że źle się czułam przez okres — choć nie było takiej potrzeby, ledwo zauważyła, że wróciliśmy do domu, i zaszyłam się w swoim pokoju. Wciąż czułam gorzki posmak w ustach, a w głowie kołatały mi słowa pana Kindly'ego o letniej szkole i ojca o dziecku. Otarłam mokry policzek i opatuliłam się szczelnie kocem.

Cisza i spokój nie były mi jednak pisane — jak na najlepszą przyjaciółkę przystało, Millie zawitała do mnie równo godzinę po zakończeniu szkoły. Zaopatrzona w kubełek litrowych czekoladowych lodów, które wylądowały po burzliwej kłótni w zamrażarce, Millie przeszła do pocieszania mnie. 

Najpierw zwyzywała chemika. Chodziła przy tym po całym pokoju i żywo gestykulowała. Jej kręcone włosy podskakiwały przy każdym kroku i moje usta mimo wszystko uniosły się w bardzo bladym uśmiechu. W pewnym momencie usiadła ciężko na obrotowym krześle i zaczęła bawić się palcami.

— Słuchaj, Mac, to już wychodzi poza wszelką granicę, musisz to zgłosić dyrekcji, on nie ma prawa się na tobie wyżywać — szepnęła. — Ty też jesteś ofiarą i to większą od niego, bo jesteś tylko dzieckiem. — Jej ciemne oczy patrzyły na mnie z powagą. — To jest chore. On musi w końcu ponieść karę za gnębienie cię.

Spuściłam głowę i jeszcze bardziej skuliłam się na swoim łóżku. Zawzięcie tarmosiłam koniec swetra, aby zająć czymś drżące dłonie.

— Przecież wiesz, że zgłaszaliśmy go w zeszłym roku... — zaczęłam, ale Millie weszła mi w słowo.

— Twoja matka poszła do dyrektora raz.

— Dwa razy — wtrąciłam się, a moja przyjaciółka przewróciła oczami.

— Okej, dwa razy. A ile razy on gnoił cię na lekcji? Pięćdziesiąt? Setkę?

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na siedzącą na obrotowym krześle Millie.

— Do czego zmierzasz? — zapytałam zaciskając szczękę.

Nie podobał mi się ton Millie i czułam, że też nie spodobają mi się jej dalsze słowa. Dziewczyna westchnęła i podjechała krzesłem bliżej łóżka.

— Twoja mama mogła bardziej nalegać, by przyjrzano się Kindly'emu. By wszczęli jakieś... postępowanie czy coś. A ona odpuściła.

Przełknęłam, a zaraz potem zwęziłam oczy. Czy Millie zwariowała? Obwiniała moją mamę?!

— To nie jej wina, okej? — powiedziałam nieco warkliwie. — Poszła do tego głupiego dyrektora, a on stwierdził, że wszystko gra! Że to moje braki w wiedzy są winne moim ocenom z chemii! — krzyknęłam. — Poza tym ona była wtedy w kompletnej rozsypce, Millie! Jak możesz tak w ogóle mówić?! Odpuściła?! Naprawdę?! To mój ojciec odpuścił! Odpuścił sobie wszystko!!!

Opadłam na łóżko i zwinęłam się w kłębek. Zamknęłam oczy, a zaraz potem zaniosłam się szlochem, który próbowałam uciszyć dłonią przyciśniętą do ust. Bałam się, że mama usłyszy mój szloch, albo co gorsza niesprawiedliwe słowa Millie.

Najbardziej jednak bałam się głosiku w głowie, który zdradziecko szeptał mi, że moja przyjaciółka miała rację. Mama mogła zrobić dla mnie więcej w zeszłym roku szkolnym. Mogła bardziej o mnie walczyć, bardziej nalegać, przyjść jeszcze kilka bądź kilkanaście razy do dyrektora.

(Nie)idealni | YA +14 ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz