MARIANNENie miałam bladego pojęcia, ile siedziałam w jakimś osłupieniu na przystanku nieopodal posesji rodziny De La Rosa. Nie miałam też pewności, czy na pewno powinnam pojawiać się na dzisiejszej kolacji. No bo, co jeśli faktycznie bym się tam zjawiła i zamiast ciepłego przywitania, dostałabym od Pedra szklanką w głowę? On był nieobliczalny, musiałam brać pod uwagę każdą opcję.
Choć kreatywnością nigdy nie grzeszyłam, w tym wypadku nie przychodziły mi do głowy żadne inne rozwiązania. Widziałam tylko dwa wyjścia z tej sytuacji: nie iść tam, lub poprosić o pomoc Rafaela. Ta druga opcja wydawała się bardziej rozsądniejsza.
Autobus, którym najczęściej jeździłam, bo dało się nim dojechać prawie wszędzie podjechał, więc wstałam i weszłam do środka. Zajęłam pojedyncze miejsce i wybrałam w telefonie numer mojego starszego kolegi.
Mężczyzna odebrał po trzech sygnałach.
- Mari? Co słychać? Coś się stało? - usłyszałam po drugiej stronie telefonu jego głos, a gdzieś w tle odgłosy ludzi, więc prawdopodobnie był on gdzieś w centrum.
- Masz może wolne? Chciałabym pogadać - wyznałam zgodnie z prawdą.
- Jasne - odpowiedział niemal natychmiast - tu gdzie zawsze?
- Tu gdzie zawsze - odpowiedziałam nieco radośniej, po czym zakończyłam połączenie.
Od mojego drugiego spotkania z Rafaelem, często zdarzało nam się spotykać w tamtej kawiarni. Te miejsce kojarzyło mi się z rozpoczęciem mojego nowego życia, które jak później się okazało - wcale nie było takie kolorowe. Potrzebowałam chwili, aby zdjąć okulary i zobaczyć, jak wygląda rzeczywistość. Choć ta była o wiele bardziej barwna niż ta w Norwegii, wcale nie była taka łatwa, jak przypuszczałam.
Droga minęła mi tak szybko, że nawet nie zdążyłam przemyśleć tego, co dokładnie chce powiedzieć mojemu wsparciu, bo właśnie tak zdarzało mi się nazywać Rafaela. W ostatnim okresie wspierał mnie tak bardzo, że zdecydowanie zasługiwał na to miano.
Wyszłam z autobusu i ruszyłam w już dobrze znanym sobie kierunku. Z oddali mogłam zauważyć swojego przyjaciela, któremu pomachałam, ale ten najwyraźniej nie miał sokolego wzroku, aby mnie dostrzec. Nie siedział on jednak sam. Z początku pomyślałam, że był to przypadkowy gość, który dosiadł się do Rafa, bo nie było wolnych stolików. Z każdym krokiem coraz bardziej zaczęłam wątpić w moją teorię, ponieważ Rafael był niesamowicie pochłonięty rozmową z mężczyzną.
– Cześć – przywitałam się z przyjacielem, a ten od razu wstał z miejsca. Jego rozmówca również to zrobił.
– Dobrze, że już jesteś – posłał mi uśmiech – chyba nie będzie ci przeszkadzało to, że wziąłem ze sobą mojego partnera?
– Skądże – odwróciłam wzrok w stronę drugiego mężczyzny – Dzień dobry, Manuel. Wiele o tobie słyszałam. Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać.
– Ja również się z tego cieszę. Rafael wiele o tobie opowiadał – wyznał, przez co chwilowo spojrzałam na Rafa, a później znowu na niego – wychodzi na to, że mój partner to straszna plotkara.
– Haloo? Ja tu jestem, Manuel – upomniał się blondwłosy, na co oboje się zaśmialiśmy.
Manuel wydawał się naprawdę w porządku. Był wyglądowo totalnym przeciwieństwem swojego chłopaka – Raf miał jasne blond włosy, zielone oczy, bladą karnację i zwykłą posturę. Manuel był od niego znacząco wyższy i umięśniony. Miał ciemną karnację, czarne loki przy skórze i czarne oczy. Choć z wyglądu bardzo się różnili, wydawało mi się, że idealnie do siebie pasują.
CZYTASZ
Szepty Złamanych Serc
RomanceMarianne po wielu latach udawania, wkońcu postanawia przekonać się na własnej skórze, co oznacza prawdziwe życie. Wylatując na studia kilka tysięcy kilometrów dalej, była pewna, że życie jest piękne. I było. Dopóki w jej życiu nie stanął ktoś, kto s...