ROZDZIAŁ 14

823 53 6
                                    




Wracając do domu z pracy zrozumiałam, że w nawyk wszedł mi pewien rytuał. Zawsze zajmuję to samo miejsce w trzecim wagonie, a jeśli już jest zajęte, to czekam do końca kursu i nie rozglądam się za innym wolnym. Zakładam słuchawki i zapętlam piosenkę Aleca Benjamina, If We Have Each Other. Nie przypominałam sobie, aby kiedykolwiek podczas powrotu do domu w moich słuchawkach rozbrzmiała  inna melodia.

Metro zatrzymało się na stacji, a ja starając się unikać tłumu przepychających osób, podążałam bokiem korytarza prowadzącego do wyjścia. Na moim telefonie wyświetliła się godzina dwudziesta druga, co kompletnie mnie zdziwiło, bo nie miałam pojęcia, że aż tak zasiedziałam się z Pedrem.

Przez zatopienie w natłoku głębokich myśli nie zdołałam zauważyć w którym momencie moje nogi poprowadziły mnie pod same drzwi bloku w którym mieszkałam.

Weszłam do klatki i tym razem wybrałam schody. Winda znajdowała się na najwyższym piętrze, więc wchodząc po schodach zaoszczędziłam trochę czasu. Gdy włożyłam klucz do zamka, naprawdę dziwne było dla mnie to, że drzwi były otwarte, a sam zamek bardzo ciężko chodził. Odnosiłam wrażenie, że był zapchany.

W środku nie zastało mnie nic szczególnego. Kolejno obchodziłam pomieszczenia sprawdzając, czy na pewno nikogo tu nie było. Dopiero w sypialni zastał mnie naprawdę szokujący widok.

Szuflady w każdym możliwym meblu były otwarte, choć byłam niemalże pewna, że sama tak tego nie zostawiłam.

Od razu podbiegłam do komody w której trzymałam kuferek z oszczędnościami na studia i czynsz. Serce mi stanęło, gdy okazało się, gdy pudełeczko było całkowicie opróżnione.

— To nie jest prawda, to nie jest prawda, to nie jest prawda - powtarzałam jak mantrę, szczypiąc się po rękach, chcąc wybudzić się z tego koszmaru.

Roztrzęsiona kręciłam się po pokoju, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Nie czułam się bezpiecznie w domu, do którego właśnie się ktoś włamał, mimo antywłamaniowych drzwi.

Napawałam się stresem na tyle, że nie potrafiłam pojąć tego, co we mnie wstąpiło i dlaczego pół godziny później stałam przemoknięta od deszczu i zapłakana pod drzwiami rodziny De La Rosa.

Czy to właśnie tam chciałam szukać bezpieczeństwa?

Czy może to w tym domu znajdowała się osoba, która była moim bezpieczeństwem?

Gdy dotarło do mnie, gdzie tak właściwie się znajduje, obrał mnie strach. Zapragnęłam zawrócić, ale na to było już za późno, bo nim zdążyłam się odwrócić, drzwi przede mną zaczęły się otwierać.

— Mari? Co ty tu robisz? — usłyszałam przyjemny i kojący głos Anabelli — dziecko drogie, wchodź do środka, bo się przeziębisz!

Mama Carlosa i Pedra od razu wciągnęła mnie do środka, zdejmując z siebie długi, przyjemny kardigan, który narzuciła na moje mokre ramiona.

– Juan, przynieś ręczniki i suche ubrania z mojej szafy! — krzyknęła do męża, który stał w kuchni i prawdopodobnie gotował kolacje.

Stałam cała roztrzęsiona, a krople deszczu spływające z moich włosów kamuflowały łzy, które wypływały spod moich powiek. Pan De La Rosa po chwili wrócił z suchymi rzeczami przeznaczonymi dla mnie. Anabella odprowadziła mnie pod drzwi łazienki, nie zważając na to, że zostawiam za sobą mokre ślady.

Po dokładnym wytarciu i przebraniu wyszłam z pomieszczenia, w którym zostawiłam swoje mokre ubrania. Wracając do salonu zauważyłam, że czeka tam na mnie cała rodzina De La Rosa nie licząc najmłodszego z nich.

Szepty Złamanych SercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz