ROZDZIAŁ 2

3.6K 159 63
                                    



Tydzień. Dokładnie siedem dni minęło, odkąd ostatni raz widziałam Rafaela. Od tamtego dnia łudziłam się, że mężczyzna zadzwoni lub napisze do mnie z jakąś ofertą pracy. Niepotrzebnie miałam takie nastawienie. Sama również próbowałam szukać ogłoszeń na Internecie, jak i na mieście, ale nic z tego. Albo potrzebowali kogoś doświadczonego w zawodzie, albo kogoś starszego. Perfekcyjne zgranie, które niestety nie dotyczyło mnie.

Z dobrych rzeczy, które spotkały mnie w tym tygodniu, to poznanie dwóch bliźniaków: Evana i Ivana. Chłopcy byli niezastąpieni. Razem z nimi i Loren z Toronto tworzyliśmy zgrany czteroosobowy zespół.

Otworzyłam się przed nimi dość szybko. Opowiedziałam im o kilku swoich traumach, o tym, co mnie tu sprowadza, o swoich starych problemach. Nikt nie chciał mi wierzyć, że moim największym zmartwieniem będzie niedokładne umycie podłogi. To faktycznie brzmi nierealistycznie, ale za nic w świecie nie chciałabym mieć takich problemów z powrotem. Blizny na moim ciele po rozcięciach przez pas widoczne są do dziś. Liczne przypalenia na moich plecach palą, gdy poczują jakikolwiek dotyk. Do dziś nie jestem w stanie założyć łańcuszka na szyję, bo mam wrażenie, że to gruba lina, którą podduszał mnie ojczym.

Z kolejnych rozmyślań otrzeźwił mnie głos Loren, która kilkukrotnie upominała się, że moja kawa jest już zimna.

– Sorry, zamyśliłam się – powróciłam myślami do korytarza, którym właśnie szliśmy.

– Ostatnio robisz to nadzwyczaj często – skarciła mnie wzrokiem, gdy weszliśmy do auli, która była jeszcze pusta, bo wykład zaczynał się dopiero za dwadzieścia minut.

– Siema – rzucił Evan, który właśnie mielił swoją kanapkę w buzi.

Bliźniaków odróżniałam w najprostszy sposób świata. Po kolczykach. Evan miał nostrilla i kolczyki obu uszach, a Ivan miał septum i kolczyk tylko w jednym uchu. No i ten drugi z braci miał jeszcze mały tatuaż w kształcie płonącego motylka na szyi.

– Fuj, Evan – rzuciłam, gdy chłopak przytulił mnie na przywitanie. – Myjesz zęby szczotką od kibla?

– To czosnek. Słyszałem, że jest dobry na pamięć – wyjaśnił, przez co pokręciłam głową. Nie wiem tylko, czy z żenady, czy z rozbawienia.

– Tobie to na pamięć już nic nie pomoże – skwitował go brat – ty nawet nie wiesz, jak masz na drugie imię.

– Mam Santiago, idioto – Evan zmrużył oczy.

– Masz Santino, kretynie – Ivan przedrzeźnił jego ton – ja mam Santiago.

Wszyscy oprócz czerwonego jak burak Evana wybuchliśmy śmiechem. Bracia zakończyli konsumować swój posiłek, a do auli przybywało coraz więcej osób. Ja całkowicie postanowiłam skupić się na wykładzie, więc przesiadłam się do rzędu przed bliźniakami, którzy niemal każdy wykład komentowali pod nosem.

***

– Proponuję dziś wyskoczyć do klubu – Evan spojrzał na mnie z nadzieją, że przystanę na tą propozycję podobnie jak reszta.

– Ja odpadam – uniosłam ręce w geście obronnym – wciąż muszę szukać pracy.

– Kurwa, Mari, jeden dzień cię nie zbawi. Sorry, że to powiem, ale szukasz jej już tyle dni, a chuja zrobiłaś. Kolejny dzień wciąż będzie taki sam. Daj sobie luz. Przecież wiesz, że jak coś będzie się działo, to ci pomożemy – wtrącił się drugi z bliźniaków.

Szepty Złamanych SercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz