Listopad to z pewnością miesiąc, który nie należał do moich ulubieńców. Było tak od zawsze. To ten najgorszy miesiąc, w którym nic się nie dzieje. Taki miesiąc męki po Halloween i przed świętami. Niestety jakoś musiałam przeżyć ten tyranizujący okres na uczelni i przy Carlosie, abym w końcu mogła słuchać świątecznych piosenek bez zbędnych komentarzy „jeszcze miesiąc do świąt" od innych.Choć od początku mojego przyjazdu do Madrytu moje życie było niezmienne, w ostatnim okresie zaczęło się polepszać. Coraz lepiej szło mi poznawanie się z Carlosem, a nawet czasem zdarzało mi się przywitać z Pedrem na uczelni.
Ale przecież nie mogło być cały czas dobrze.
W poprzednim tygodniu, Loren poinformowała mnie i bliźniaków o tym, że jej dziadek z Austrii jest ciężko chory i musi zrezygnować ze studiów, bo razem z rodziną wylatują tam na kilka miesięcy. Na początku był to dla nas ogromny szok, a później wielka rozpacz. Chociaż nie znaliśmy się z nią dziesięć lat, tak właśnie się z nią czuliśmy. Obiecała, że będzie do nas dzwonić, ale... nie zadzwoniła jeszcze ani razu.
W ostatnim czasie często zastanawiałam się co u mojej rodziny. Miałam takie momenty, w których już wybieram numer mojej mamy. Marzyłam o tym, aby zobaczyć Alorę. Choć z całego serca nienawidziłam Emila i mojej matki, tą małą księżniczkę kochałam ponad wszystko. Szybko jednak zrezygnowałam z tego pomysłu, bo nie chciałam, aby mój spokój ponownie został zaburzony przez coś, co tak bardzo chciałam zostawić w przeszłości.
Często zdarzało mi się też zadręczać myślami, że co jeśli moja rodzina z Norwegii postanowi mnie tu odwiedzić? chociaż szanse na to były marne, to i tak to zmartwienie pozostawało mi gdzieś z tyłu głowy. Oni mieli wystarczająco dużo pieniędzy. Nie mieliby problemu z tym, by w każdej chwili wsiąść w samolot i przylecieć, żeby znowu zatruwać moje życie. Choć tutaj byłam bezpieczna, obrazy z dzieciństwa często powracały do mojej głowy.
Nienawidziłam Emila i mojej mamy, to było pewne. Ale czasami w głębi duszy musiałam sobie przyznać, że dali mi dużą możliwość. Mieszkanie w Hiszpanii poniekąd było moim marzeniem. Gdy to właśnie tutaj zadecydowałam, że chce studiować, postarali się wynająć mi mieszkanie oraz zapewnili mi bezpieczny kapitał na start. Oszczędzałam te pieniądze i miałam je schowane w kuferku, który zostawił mi po sobie tata.
– Długo jeszcze mamy czekać? – To były pierwsze słowa Ivana, które usłyszałam po odebraniu od niego połączenia.
– No przecież idę! – Uniosłam się – musicie mi wybaczyć, nie mam takiego motorka w dupie jak wy!
Bliźniacy byli bardzo wysocy bo mieli prawie dwa metry wzrostu wzrostu. długie nogi ułatwiały im szybsze chodzenie, i jednocześnie sprawiały, że to ja zawsze byłam w tyle. I choć czasem zdarzyło mi się, że mi to przeszkadzało, to byłam za nich wdzięczna najbardziej w świecie. Tak łatwo nawiązałam z nimi kontakt, że aż czasem wydawało mi się to nierealne. Obaj byli tak cudownymi ludźmi, którzy dali mi tyle wsparcia, mimo tak krótkiej znajomości, że nie byłam w stanie racjonalnie stwierdzić, czy moje życie na pewno nie było snem. Kiedyś mogłam tylko pomarzyć o takich znajomościach, a teraz żyłam tym marzeniem.
Żyłam.
Nie egzystowałam.
Żyłam.
– No, kurwa, w końcu! – Dotarł do mnie basowy głos Evana, który przerwał moje rozmyślania.
– Już się tak nie denerwuj, bo wyglądasz jak burak – skwitowałam – gdzie wam się tak spieszy, co?
Żaden z bliźniaków mi nie odpowiedział. Po prostu chwycili mnie oni za ręce i poprowadzili mnie w stronę najbliższego stolika na dziedzińcu. zastanawiałam się o co mogło im chodzić. to trochę dziwne, że tak mnie pospieszali, bo sami prowadzili styl życia klasycznego Hiszpana – dosłownie nigdzie im się nie spieszyło. Na wszystko mieli czas.
CZYTASZ
Szepty Złamanych Serc
RomanceMarianne po wielu latach udawania, wkońcu postanawia przekonać się na własnej skórze, co oznacza prawdziwe życie. Wylatując na studia kilka tysięcy kilometrów dalej, była pewna, że życie jest piękne. I było. Dopóki w jej życiu nie stanął ktoś, kto s...