bańka

584 62 6
                                    

Rozdział 21

To był zwyczajny dzień, tydzień po zakończeniu roku szkolnego. Przynajmniej tak mu się wydawało w tamtym momencie, mylił się i to okrutnie. Miał właśnie przerwę, w samo południe, podczas swojego ważenia eliksirów. Siedział na starej kanapie w swoim zaniedbanym salonie, popijał herbatę i przyglądał się osobliwemu przedmiotowi, który nadal stał na jednej z półek w antycznym kredensie. Dziwny, różnobarwny płyn krążył przez wszystkie z rurek i w określonych miejscach zmieniał swoje właściwości. Czasem mienił się blaskiem, innym razem był matowe, a w jednym miejscu stawał się zupełnie przezroczysty. Dziwna maszyna opatrzona była odpowiednimi nazwiskami jego już byłych uczniów, którzy najwyraźniej obdarzyli swoją nauczycielkę wyjątkową sympatią. Obok stała butelka sherry, nadal nie wiedział skąd wiedzieli, że to sherry właśnie będzie idealnym prezentem. Nie miał jeszcze czasu spotkać się z Morton, by wręczyć jej te specyficzne podarunki, dopiero dzień wcześniej wróciła z Tokio i według jego informacji odsypiała właśnie wyczerpującą dla ciała podróż kilkoma świstoklikami.

Z odmętów domu zadzwonił dzwon, odstawił podniszczałą filiżankę na stolik kawowy i udał się do piwnicy przerobionej na pracownie. Chwilę pomieszał w kociołku z Eliksirem Skupienia i już miał dodawać kolejny składnik gdy do jego zamkniętej pracowni wpadł patronus. Nie byle jaki patronus, kot Minerwy McGonagall, wszędzie by go rozpoznał.

- Musisz jak najszybciej zjawić się w Malfoy Manor, musisz, Severusie. - przemówił stanowczo głosem jego przełożonej - Ja też tam zaraz będę. Jak najszybciej!

Zmarszczył brwi i rzucił kilka niecenzuralnych słów pod nosem. Zaczął zabezpieczać te eliksiry, które mógł, resztę musiał spisać na straty. Miał jednak świadomość, że Minerwa McGonagall nie wyzywałaby go od tak, jeszcze tak stanowczym głosem, szczególnie miejsce było nieprzypadkowe. Wyszedł zamaszyście z pracowni, założył swoje wierzchnie szaty. Jak najszybciej wyszedł na Spinners End, uprzednio zamykając dom i po znalezieniu odpowiedniego miejsca do aportacji, zrobił to.

Dwór Malfoy'ów wyglądał tak jak zawsze, ponuro i dołująco. Czekała już tam na niego Minerwa w szmaragdowej szacie i z niepokojącą ponurą miną. Stała tuż obok starannie wyciętego żywopłotu.

- Nie pytaj mnie o nic, idziemy, na miejscu nam wszystko wytłumaczą - oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Straciłem właśnie siedemdziesiąt galeonów - mruknął z nutą goryczy, podliczając w głowie straty na eliksirach.

Minerwa mu nie odpowiedziała, po prostu zaczęła żwawo iść w stronę wejścia do dworu, ruszył więc za nią. Bez zbędnych ceregieli skierowali się długim korytarzem do salonu, skąd dobiegały podniesione głosy. Weszli tam pośpiesznie.

Zadziwiająco wiele ludzi zastali w pomieszczeniu, Severus wypatrzył minister Granger, Ronalda Weasley'a i Harry'ego Pottera. Była też grupa aurorów i badaczy krzątających się z roztargnieniem. I w końcu właściciel, Dracon Malfoy ubrany jak zwykle w elegancką, czarodziejską szatę. Zachowywał się jednak dziwnie, to mało powiedziane. Siedział na sofie, miał przerażoną minę, wydawało się, że krzyczał, choć nie było słychać żadnego dźwięku. Miotał się, a wokół przestrzeni gdzie się znajdował unosiła się dziwna aura i poświata.

- Dobrze, że jesteście - westchnął z ulgą jakiś bliżej nieznany mu siwy badacz - Dostaliśmy zgłoszenie od pani Narcyzy Malfoy, nie jesteśmy w stanie określić co to za magia, podejrzewamy jednak, że ma podłoże transmutacji. Może być i czarna, choć osobiście nie sądzę. To coś innego, nieznanego.

- Albus i syn Malfoy'a zniknęli - dodał Harry Potter stojący na bezpieczną odległość od zdarzenia - Podobno mieli być tutaj, tak mówiła matka Malfoy'a.

chosen ones • severus snapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz