nieufni

571 60 4
                                    

Rozdział 22

Wszystko działo się niesamowicie szybko, Azjata nie zdążył wypowiedzieć żadnego zaklęcia. Został błyskawicznie zaatakowany przez sporego kruka. Czarne pazury jak w amoku drapały jego twarz, upuścił swoją różdżkę, zaczął krzyczeć. Dracon odskoczył na kilka stóp w szoku, spojrzał się do tyłu gdzie zastał tak samo zdziwioną piątkę czarodziejów. Zauważył, że nie było Layli Morton, jednak zanim zdążył na ten fakt zareagować to już się odnalazła. Stała zamiast kruka przed leżącym na ziemi azjatyckim handlarzem. Jej dłonie były całe we krwi, a handlarz miał podrapaną cało-ą twarz. To był dość nieprzyjemny widok. 

Brachiabindo - Layla wycelowała w niego różdżką.

Półprzezroczyste więzy oplotły mężczyznę, tak, że stracił praktycznie możliwość ruchu, Morton podniosła jego różdżkę leżącą na podłodze.

- Cóż za spotkanie po latach, Laylo... - rzekł Azjata nienagannym amerykańskim angielskim - Och to takie przewidywalne, że to właśnie ty go uratowałaś. Aż zbyt przewidywalne.

Jego twarz miała bardzo łagodny wyraz, jakby właśnie nie leżał związany na podłodze z rozdrapaną twarzą, a krew nie ciekła mu po niej brudząc kamienną posadzkę. Jakby odbywał towarzyską rozmowę.

- Gdzie oni są, Hayashi? - zapytała czarnowłosa siląc się na spokój, jej wychodziło to gorzej- Gdzie. oni. są?

Azjata milczał, nie wyglądał na przejętego własną sytuacją.

- Co tu się dzieje? - zapytał Dracon Malfoy, wyglądał na całkowicie zdezorientowanego- Hayashi, możesz mi to wytłumaczyć?

Azjacie nie było dane odpowiedzieć bo Layla przeniosła go za pomocą różdżki do pobliskiego pomieszczenia, reszta osób podążyła za nimi. Był to jeden z tych nieużywanych pokoi gościnnych, wypełnionych różnymi portretami, popiersiami i luksusem. Hayashi z łoskotem wylądował na posadzce.

- Laylo... - McGonagall zaczęła coś mówić, jednak przerwała spoglądając na podwładną.

- Załatwię to - szepnęła Morton - Sama - podkreśliła.

Podeszła bliżej Azjaty, z wyrazem pogardy na twarzy

- Gdzie jest Scorpius i Albus, Hayashi? - powtórzyła swoje pytanie.

- A dlaczego miałbym ci to powiedzieć? - zapytał wspomniany Hayashi próbując wyrwać się z prawie przezroczystych więzów - Co mi zrobisz, Laylo?

Czarnowłosa zacisnęła usta w wąską kreskę. Nikt się nie odzywał, zbyt wiele informacji ich mózgi musiały przetworzyć. Zbyt wiele niewyjaśnionych słów.

- Nie wyjdziesz stąd, puki mi tego nie powiesz. - oświadczyła twardo - Możesz pomarzyć o czymś innym niż ten dom.

Hayashi zaśmiał się krótko, chłodno. Skrzywił się następnie, rany na twarzy jednak bolały.

- Mnie też będziesz grozić męczeńską śmiercią? - zapytał z nutą dziwnego szaleństwa w oczach - Tak jak jemu? Tak jak Mistrzowi?

Na twarzach zebranych można było już zobaczyć jawny niepokój, Potter szepnął coś niezrozumiałego do Granger.

- Tak - odpowiedziała mu Layla gniewnie - Zagrożę i jeśli nie zaprowadzisz nas wprost do Scorpiusa i Albusa to i wykonam.

Taka deklaracja była dość szokująca, przynajmniej dla szóstki Brytyjczyków. Może oprócz Snape'a, on chyba pokazywał po sobie najmniej jakichkolwiek emocji. W głębiach jego umysłu też zdziwienia nie było, zdążył już zapoznać się z mroczniejszą stroną Layli Morton.

chosen ones • severus snapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz