VI

1.4K 21 0
                                    

Reszta drogi do posiadłości Marshalla minęła spokojnie, Catelyn oparła głowę o ramię swojego Pana i przymknęła oczy, balansując na granicy snu. Domyśliła się, że są na miejscu, gdy auto stanęło na dłużej a kierowca zgasił silnik. Przeciągnęła się, odganiając resztki zmęczenia. Anthony wysiadł pierwszy i przytrzymał jej drzwi, za co podziękowała mu uśmiechem. Otuliła się bardziej marynarką, zaciągając się przyjemnymi, męskimi perfumami.

Jej nowy dom był... duży. Dwupiętrowa willa robiła spore wrażenie, ale zanim mogła się jej lepiej przyjrzeć, Pan położył dłoń na jej plecach i skierował do środka. Wewnątrz budynek wydawał się o wiele cieplejszy i bardziej przyjazny niż mogła to ocenić z zewnątrz. Nie było tu przepychu ani bogactwa wylewającego się z każdego kąta, którego się spodziewała.

Anthony zatrzymał się dopiero przy jednych z wielu drzwi na piętrze, spoglądając z uśmiechem na Catelyn.

– Twój pokój – powiedział, pozwalając jej niepewnie otworzyć drzwi.

Jak reszta domu, pokój był utrzymany w stonowanych barwach, przeważały odcienie brązu i beżu. Bez większego zastanowienia Cate podeszła do okna, skąd miała widok na przepiękny ogród. Po bujnej zieleni, zadbanych drzewach i kolorowych kwiatach wcale nie było widać tego, że jeszcze nie tak dawno temu panowało upalne lato.

– Jeśli będziesz chciała coś zmienić, kolor ścian, meble, cokolwiek, wystarczy że mi powiesz. To samo tyczy się rzeczy, które będziesz potrzebowała, lub po prostu chciała mieć, na pewno nie ma tu wszystkiego – Catelyn odwróciła się do Anthonego, opierającego się o framugę drzwi – Do tej pory był to pokój gościnny, nie jest przystosowany do dłuższego pobytu. Zależy mi na tym, abyś poczuła się jak u siebie.

Dziewczyna niepewnie kiwnęła głową, nie do końca rozumiejąc co miał na myśli. Mówił tak, jakby to miejsce należało do niej i mogła z nim zrobić co tylko chciała. Poza tym jak mogła go prosić o cokolwiek, wszystko było jego decyzją, życzeniem lub upodobaniem, a ona przecież... nie miała w tym żadnego zdania.

Marshall powoli wszedł do pokoju, kolejny raz widząc pewne zawahanie na twarzy Catelyn. Jakby to co mówił nie pasowało do jej wyobrażeń o ich relacji. Jakby spodziewała się czegoś kompletnie innego i coś mu mówiło, że klub, do którego do tej pory należała, miał z tym wiele wspólnego.

– Cate... – zwrócił się do niej miękko, nie wiedząc w którą stronę powinien poprowadzić tę rozmowę –Czy ty... Czy ktoś ciebie skrzywdził? Nelson, albo ten twój trener. Przekroczył twoje granice?

– Nie, Panie – odpowiedziała natychmiast, patrząc mu prosto w oczy. Nie wyczuwał w tym kłamstwa, ale to nie oznaczało, że powiedziała prawdę. Mogła sobie nie zdawać sprawy z tego, że są pewne zasady, których się nie łamie. Zasady, które zapewne nie obowiązywały w klubie, ale w jego domu już jak najbardziej.

– A te ślady? – zapytał, chwytając delikatnie jej nadgarstek. Ostra, czerwona linia była aż nadto widoczna, nie mówiąc o reszcie śladów na jej ciele.

– To zostało po... Po sesjach. Przepraszam, jeśli nie podobam ci się w tym stanie-

– Nie – przerwał jej szybko – Nie o to mi chodziło. Po prostu – zamyślił się nad dalszymi słowami, bezwiednie gładząc kciukiem jej skórę – Wydajesz się zaskoczona tym, że jako twój Pan o ciebie dbam i staram się, żebyś czuła się dobrze. To się nie zdarzało wcześniej?

Widząc jej minę, od razu zorientował się jak głupie pytanie zadał. Odpowiedź była przecież oczywista. Znał zasady i warunki klubów, szkół i podobnych placówek. Nawet jeśli się z nimi nie zgadzał, nie mógł przestać przychodzić na przyjęcia lub spotkania biznesowe, ostatnio coraz częściej przeprowadzane w takich miejscach.

Good kitten [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz