8

71 10 0
                                    

Hunter

Czuję się jak oszust, cholerny oszust. Nie jestem taki, nigdy nie zachowywałem się tak wobec żadnej dziewczyny. Oszukuję ją, bo pokazuję jej Huntera, który nie istnieje. Pieprzony oszust i manipulant, tym właśnie w tej chwili jestem. Nikim i niczym więcej.

Wiem o niej więcej niż sama mi powiedziała, nie przyznam się przed nią. Chcę, aby sama się otworzyła. Chcę poznać jej punkt widzenia.

Kupiłem te wszystkie słodycze i przekąski, żeby chociaż trochę sprawić, aby poczuła się lepiej. To niewiele, ale przynajmniej tyle mogę zrobić.

Gdy się dowie to, co ja wiem, znienawidzi mnie, ale tak chyba będzie lepiej. Łatwiej. Jeszcze nie wiem, dla kogo, ale dla któregoś z nas na pewno będzie to łatwiejsze.

Siedzimy i oglądamy kolejne filmy. W miarę rozluźnienia i z każdym kolejnym wypitym kieliszkiem wina, Brooklyn staje się coraz bardziej otwarta i rozluźniona. Nie jest tak spięta, jak wcześniej. Opowiada mi o swojej przeszłości i większość informacji pokrywa się z tym, co wiem ja, lecz nie wszystko. Spodziewałem się, że tak może być. Gdybym nie dostał dowodów, to uwierzyłbym Brooklyn w jej słowa. Nie daję po sobie jednak poznać, że wiem cokolwiek, albo tym bardziej pokazywać, że wyczuwam jej kłamstwa.

W pewnym momencie Brooke się do mnie przytula, pozwalam jej, zarzucam swoje ramię na jej drobne ciało. Nie krzywi się, chociaż właśnie takiej reakcji się spodziewam. Zaskakuje mnie. Kątem oka ją obserwuję, jest cholernie piękna i wkurza mnie to, że ten dupek Patrick jej to zrobił. Nikt na to nie zasługuje, nigdy. Zaciskam szczękę, niepotrzebnie znów o tym myślę. Dostanie pomoc, której tak bardzo potrzebuje, chociaż sama jeszcze o tym nie wie.

Słyszę jej miarowy oddech, zasnęła.

Wyciągam swój telefon i piszę wiadomość do ojca.

„Wszystko już wiem. Pomogę"

Nic więcej. Będzie wiedział, o co chodzi.

Brooklyn

Miło było zasnąć przytulona do Huntera. Gdyby nie psychiczne zmęczenie i wypite wino, pewnie nigdy by się to nie stało.

Od momentu jego powrotu widziałam, że patrzył na mnie jakoś inaczej. Wciąż tak patrzy, nawet następnego dnia. Nie chcę pytać, o co chodzi, bo to nie moja sprawa. Może coś się stało.

Obudziłam się sama, więc w nocy musiał pójść na kanapę, ale rano przyniósł mi śniadanie.

– Może masz ochotę wybrać się na spacer? – proponuje, gdy robię dla nas kawę.

– Nie wychodziłam na zewnątrz już jakiś czas, więc z chęcią – odpowiadam po chwili namysłu.

Ubieram się w dres, nie zależy mi na tym, aby dobrze wyglądać. Chcę się czuć komfortowo. Siniaki powoli się goją, ale to nie o nie mi chodzi. Rany psychiczne zostaną ze mną już do końca. Przyglądam się swojej twarzy, wciąż widać rozcięcia, które powstały przez jego mocne uderzenia.

Dotykam palcami jedną ze szram. Hunter uważnie mi się przygląda.

– I tak jesteś piękna – mówi ścierając mi z policzka pojedynczą łzę, która mimowolnie się wydostała z kanalików łzowych.

Odsuwam się delikatnie, żeby przerwać nasz kontakt.

Ramię w ramię wychodzimy z mieszkania. Idziemy do pobliskiego małego parku. Dopiero, gdy siadamy na ławce przerywamy ciszę.

– Kiedy masz samolot?

– Moja mama miała mi wysłać dziś bilet, ale nie sprawdzałam jeszcze, czy coś dostałam. Wspominała coś o czwartku.

FrienefitsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz