18

33 6 1
                                    

Dzwonię do Mindy. To bardzo zły pomysł, nie powinnam tego robić, ale potrzebuję tego.

– Co tam?

– Potrzebuję twojej pomocy, Minds.

– Coś się stało?

– Nie, ale muszę spytać, czy jesteś w stanie mi z czymś pomóc. Nie mogę powiedzieć przez telefon. Możemy się zobaczyć?

– Tak, jak chcesz to wpadnij do mnie, choćby za chwilę.

Nie musi mi dwa razy mówić. Ubieram się. Spoglądam na swoją skórę z obrzydzeniem, jest cała zaczerwieniona, po tym, jak ją szorowałam po powrocie z pokoju Huntera. Wciąż jestem na siebie cholernie wściekła, że mu na to pozwoliłam.

Docieram do domu Mindy w zaledwie siedem minut spacerem, mieszka bardzo blisko nas.

– Co to za ważna sprawa? – pyta, gdy rozsiadamy się u niej przy basenie.

– Obiecasz mi, że nie będziesz mnie oceniać?

– Ja i ocenianie ciebie? Nigdy. Dawaj, co to za sprawa.

– Potrzebuję czegoś, a nie znam tu ludzi... – zaczynam bardzo niepewnie i sama nie wierzę, że naprawdę zamierzam ją o to poprosić.

– Trochę mnie zaczynasz niepokoić, ale kontynuuj.

– Potrzebuję dragów. Czegokolwiek, wezmę cokolwiek będziesz w stanie mi załatwić...

– Co się dzieje?

– Doszło do czegoś między mną, a kimś... Nie radzę sobie z tym, potrzebuję na chwilę wyciszyć myśli, bo aktualnie jest źle... Tylko ten raz.

Mindy patrzy się na mnie, jak na obcą osobę. Nie dziwię się.

– Prosić mnie o dość poważną rzecz, wiesz?

– Wiem, nie powinnam była. Przepraszam – odpieram i już się podnoszę, aby wstać i wrócić do siebie. To był błąd, że tu przyszłam.

– Poczekaj. Nie idź nigdzie. Pomogę ci, ale musisz obiecać, że to jeden jedyny raz, kiedy mnie o to prosić.

– Obiecuję, więcej nie poproszę.

*

Mindy skontaktowała mnie ze swoim znajomym dealerem. Nie do końca świadoma, że nie powinna tego robić.

– Rusty? – pytam widząc zbliżającego się do mnie faceta, wygląda podejrzanie, więc stąd moje założenie, iż to właśnie on.

– Brooklyn?

Kiwam głową.

– Co chcesz?

– Nie wiem, coś dobrego i najlepiej dużo – mówię, bo nawet nie wiem, co ma przy sobie. Całkiem szczerze wezmę wszystko.

– Okej, mam tutaj coś zupełnie nowego na rynku. Nazywa się DNA. Ma mocnego kopa, ale musisz uważać, bo bardzo łatwo z tym przesadzić. Proponuję najpierw pół tabletki, żebyś zobaczyła, jak reaguje twój organizm, bo na każdego działa trochę inaczej.

– Dobra, po ile?

– Czterdzieści dolców od sztuki.

– Ile?!

– Dobry towar, znam jego cenę. A ty do biednych nie należysz, skoro znasz Mindy.

Szybko kalkuję, ile wypłaciłam z konta, do którego przyznał mi dostęp William oraz ile wzięłam gotówki, ze swoich skromnych oszczędności.

FrienefitsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz