Teatr w Birmingham był. Do tego był nawet dość nowy, ponieważ otwarty w 1913 roku. Beth czuła przyjemne motylki w brzuchu, gdy przekroczyła jego próg. Był to niewielki budynek, jednak nieszczególnie ją to przejmowało. John, który nie wydawał się być zachwycony tym pomysłem, mimo wszystko ją podwiózł. Chciała, aby jej towarzyszył, lecz z jakiegoś powodu uważał, iż lepiej dla niej będzie jeśli uda się tam sama.
Usłyszała głosy i muzykę dobiegające zza drzwi, które zapewne prowadziły na widownię. Położyła rękę na klamce. Były otwarte.
- George, jeśli raz jeszcze nie nauczysz się wszystkiego poprawnie, stracę do ciebie cierpliwość! - było pierwszym co usłyszała. Oczy jej spoczęły na ciemnowłosej, kobiecie, która z pasją udzielała nagany jednemu z mężczyzn, najpewniej będącym aktorem.
- Po twoich słowach następuje zmiana sceny. Są one do tego sygnałem. Jeśli powiesz je źle i znów pomieszasz wszystkie rzeczy, nikt tego sygnału nie zrozumie - kobieta westchnęła z wyraźnym znudzeniem. Jakby nie był to pierwszy raz, gdy wypowiadała te słowa.
- Dzień dobry! - Beth spróbowała delikatnie przerwać, mając nadzieję, iż emocje nie zostaną wyładowanie na niej. Kobieta odwróciła się z pytającym, lecz nic nie sugerującym wyrazem twarzy.
- Mogę w czymś pomóc? - odgoniła mężczyznę ręką, mając nadzieję, iż tym razem reprymenda do niego dotarła.
- Szukam dyrektora teatru. Bądź reżysera - odparła Beth, przygładzając spódnicę, na której wyjątkowo nie znajdowały się żadne nici.
- Tak? - dziewczyna uniosła brwi. Nigdy nie spodziewała się, iż ta ciemnowłosa kobieta może być kimś na tak ważnym stanowisku.
- Elizabeth Auchter.
- Maud Gill - uścisnęły sobie ręce.
- Chciałam dowiedzieć się, czy potrzebny jest ktoś do pomocy przy sztuce.
- Chcesz zostać śliczną aktorką, za którą uganiają się bogaci mężczyźni? - na ustach Maud zawitał delikatny, nieco kpiący uśmieszek.
- Zajmuję się szyciem kostiumów - Beth spojrzała na kobietę poważnie - Pracowałam w London Coliseum.John czekał w samochodzie, dym z papierosa unosił się przez szybę i znikał, porywany przez uliczny wiatr. W końcu jednak dojrzał Beth, która otworzyła drzwi teatru, wychodząc na ulicę.
- W piątek o czternastej. Nie spóźnij się! - zawołała za nią ciemnowłosa kobieta. Słyszał o niej. Pierwsza w Anglii kierowniczka sceny. Gdy Beth podeszła do samochodu i otworzyła jego drzwi, John spotkał jej oczy. Twarz kobiety zamarła na chwilę. Beth pomachała do niej, lecz ta szybko zamknęła za sobą drzwi.
- Widzę, że się udało - zagaił, John, widząc rozpromienioną ekscytacją twarz dziewczyny. Ostatni raz policzki jej były tak rozpalone, gdy oprowadzała go po kulisach teatru w Londynie.
- Wystawiają "Man and Superman" Shawa - zabębniła obcasami o podłogę, roztrzęsiona emocjami - Mam pomóc przy kostiumach - dodała, bawiąc się materiałem swojej sukienki.
- Ile płacą? - John zerknął na nią, czując się niemal rozczulony tą niczym niezmąconą radością, której nikt w tym mieście zazwyczaj nie doświadczał.
- Zatrudnię się w jakimś pubie na popołudnia - dziewczyna wzruszyła ramionami. Nie zamierzała bowiem kontynuować bycia opiekunką, które wybitnie działało jej na nerwy.
- Mogę znaleźć dla ciebie coś mniej wypełnionego pijanymi mężczyznami.
- Może coś wypełnionego mężczyznami uzależnionymi od hazardu?
- Beth...
- Masz jakiś wyraźny konflikt z mężczyznami - stwierdziła dziewczyna z rozbawieniem.
- Nie chcę, abyś i ty miała - odparł po kilku sekundach ciszy - Mówiłem ci, to miasto pełne skurwysynów.
- Nawet ty?
- Zwłaszcza ja - odparł poważnie, lecz Beth jedynie prychnęła krótkim śmiechem. Był to dla niej zbyt miły dzień, aby mącić go rozmowami o złych ludziach i przyziemnych obowiązkach.
CZYTASZ
To tylko jest we mnie, czego nie ma // John Shelby
FanfictionJesień, 1919 rok, wojna skończyła się tak dawno, a jednocześnie każdy jeszcze czuje jej posmak. Beth nie jest w tym wyjątkiem i tak jak wszyscy ludzie w Londynie, stara się ułożyć swoje życie na nowo, chcąc udowodnić samej sobie, iż jest w niej wyst...