III

192 3 0
                                    

John nie cierpiał teatru. Jedynie utwierdził się w tym przekonaniu, przyglądając się sztuce, której nijak nie potrafił zrozumieć. Nie chodziło o historię, ta była prosta i przekaz również był jasny. Nie potrafił jednak rozumieć wzruszeń ludzi, którzy zachowywali się, jakby wszystko to działo się naprawdę. Czy to wszystko było warte wieczoru z dziewczyną? Cóż, była ładna, to fakt. Lecz czy wystarczająco ładna?
Odetchnął z ulgą, gdy kurtyna zapadła. Wstał ze swojego miejsca, czując jak zesztywniałe mięśnie w końcu otrzymują potrzebny im ruch. Korytarz z marmurową posadzką szybko wypełnił się tłumem ludzi. Wciąż od czasu do czasu słychać było szepty o morderstwie. O mężczyźnie, którego on sam postrzelił. Ludzie oburzali się tym zbyt mocno, jakby to co się wydarzyło, gorsze było od wojny. Jakby zapomnieli o tysiącach młodych chłopaków ginących na froncie niecały rok temu.
- John! - usłyszał gdzieś po swojej prawej stronie. Beth przepychała się w jego stronę pomiędzy ludźmi. Nietrudno było ją dostrzec w tej masie eleganckich kobiet i mężczyzn, gdy ona nosiła zwyczajną, nieco przetartą spódnicę i koszulę, na której widniało kilka kolorowych nitek.
- Beth - uśmiechnął się delikatnie i skinął jej głową na powitanie.
- Muszę doprowadzić parę spraw do porządku. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - spojrzała na niego tak, jakby naprawdę było jej wstyd przez tą niedogodność - Oczywiście możesz iść ze mną - dodała szybko. Zgodził się. Jakie miał z resztą inne opcje? Ruszył więc za dziewczyną, która zwinnie przemykała między ludźmi.
- Jak podobała ci się sztuka? - Elizabeth rzuciła przez ramię, gdy tłum nieco się już przerzedził.
- Będąc szczerym, nie mam pojęcia co o tym sądzić - odparł po chwili wahania, nie zamierzając przyznawać, że był bardzo blisko zaśnięcia już podczas trzeciej sceny.
- Ludzie uważają to za odkrycie dziesięciolecia, a ty mówisz o tym, jakby było to najbardziej przeciętne przedstawienie, które w życiu widziałeś - zaśmiała się pod nosem - Niech zgadnę, jesteś jednym z tych ludzi, którzy upierają się, że Szekspir był jedynym człowiekiem piszącym rzeczy godne uwagi? - odwróciła głowę w jego stronę, lecz jedyne co ujrzała to jego delikatnie rozchylone usta, wyraźnie nie mające pojęcia co odpowiedzieć.
- Wyglądasz, jakbyś pierwszy raz słyszał o tym wszystkim - skomentowała z rozbawieniem, lecz brak zmiany w jego ekspresji sprawił, że nie była pewna czy to wszystko to żart.
- Cóż... - uśmiechnął się niezręcznie - Możesz mnie w to wszystko wprowadzić - zaoferował. Nie był pewien co właśnie się dzieje. Jego planem było zamknięcie się z dziewczyną w jednej z przebieralni i spędzenie wieczoru w sposób taki jak zawsze, jedynie w ciekawszych okolicznościach, lecz zamiast tego pozwolił, by na jej twarzy rozkwitła ekscytacja, gdy zrozumiała, że ktoś dobrowolnie posłucha wprowadzenia do jej świata sztuki. Świata, który nigdy go nie interesował.
- Nigdy nie widziałeś "Hamleta"? - w głosie jej usłyszeć można było wyraźne niedowierzanie. Otworzyła drzwi, które znajdowały się na końcu korytarza i weszła do niewielkiego pomieszczenia, w którym na podłodze leżały zorganizowane zwoje materiałów, a na wieszakach równo powieszone kostiumy. Najważniejszym jednak elementem była maszyna do szycia. Jedynie w jej otoczeniu panował delikatny chaos, kontrastując z bolesnym wręcz porządkiem dookoła.
- Nie - wzruszył ramionami, jednak wzrok Beth sprawił, iż poczuł jakby miał się z tego powodu wstydzić. Było to nawet zabawne, to jak poważnie to traktowała. Dziewczyna zaczęła porządkować rzeczy na około maszyny.
- Elizabeth! - drugie drzwi, których John wcześniej nie zauważył, a które znajdowały się po drugiej stronie pomieszczenia, otworzyły się z hukiem i pojawił się elegancki mężczyzna w średnim wieku - Szwy w koszuli Charles'a znów się zerwały! - zwinięty, biały materiał wylądował w rękach dziewczyny, która ledwo zdążyła go złapać.
- Nie moją winą jest, że–
- Zszyj to na jutro. Porządnie - przerwał jej, nie przejmując się tłumaczeniami - I przestań przyprowadzać chłopaków. Nie będę tolerował prostytucji pod moim dachem - drzwi zamknęły się za nim tak szybko jak się otwarły. John parsknął śmiechem.
- To był tylko jeden raz - Beth przygryzła policzek od środka, składając koszulę i wkładając ją do swojej torby.
- Jesteś dziwką? - nie wiedział dlaczego to powiedział. Były to jednak pierwsze słowa, które przyszły mu na myśl. Dziewczyna zgromiła go spojrzeniem, na co uniósł dłonie w obronnym geście.
- Artyści są szaleńcami - wzruszyła ramionami, jakby to zdanie odpowiadało na jego pytanie - Poza tym, był to jeden raz - powtórzyła.
- Ja ci nie zapłacę.
- Nie masz za co mi płacić - spojrzała na niego, z satysfakcją patrząc jak próbuje zrozumieć czy właśnie usłyszał od niej, że patrząc na niego nie myślała o tym samym co on.
Odchrząknął niezręcznie.
- Czyli... Rozumiem, że zajmujesz się szyciem? - zagaił, postanawiając zmienić temat.
- Owszem. Nie robię wszystkich kostiumów, jednak dużą część z nich - wytłumaczyła, zamykając swoją torbę, prostując się i poprawiając włosy w lustrze - I muszę naprawiać je, gdy coś się spruje.
- Jak widać, nie idzie ci najlepiej - dogryzł jej delikatnie.
- Nie moją winą jest, że Charles objada się czekoladkami - w jej głosie ukazała się irytacja - Przytył, a przez to koszula się pruje. Jest jednak na tyle w sobie zadufany, że nigdy tego nie przyzna - powiedziała to poważnie, jednak po chwili spotkała wzrok Johna i razem zachichotali, gdy uświadomiła sobie jak niewielki problem w istocie to był.
- Chodź, doedukujemy cię trochę - chwyciła nadgarstek Johna i pociągnęła go za sobą przez drzwi, za którymi krył się cały jej mały, ukochany świat.

To tylko jest we mnie, czego nie ma // John ShelbyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz