VII

149 3 1
                                    

W końcu znalazła odpowiednie drzwi. Była to ulica pełna identycznych, ceglanych domów, więc kilkukrotnie sprawdziła numer. Zapukała w drewniane drzwi, a na ich otwarcie nie musiała długo czekać. Stanęła przed nią kobieta w średnim wieku, z papierosem w dłoni, który żarzył się powoli, a dym jego ginął w wilgotnym, gęstym powietrzu.
- Tak? - głos był nieco ochrypły, lecz była to prawdopodobnie cecha każdego człowieka w tym mieście, które okryte było dymem z niezliczonych fabryk.
- Czy w tym domu mieszka John Shelby? - Beth czuła na sobie czujny, oceniający wzrok kobiety, która nie wyglądała na przekonaną co do wpuszczania jej do środka.
- Było tak, gdy ostatnio sprawdzałam - rzekła w końcu i odwracając się do wnętrza domu, krzyknęła - John! Ktoś do ciebie!
Usłyszeć można było pisk przesuwanego po podłodze krzesła oraz kroki na drewnianej podłodze.
- Pol, jeśli to znowu ten cholerny sukinsy... - głos jego zawiesił się, gdy oczy jego napotkały wzrok niskiej dziewczyny, której rozpalone policzki wyraźnie wskazywały na długi spacer, który właśnie odbyła - Beth - odchrząknął, prostując się nieco.
- A więc faktycznie się znacie - Polly zaciągnęła się gorzkim dymem i spojrzała na bratanka, po którym nie spodziewała się tego rodzaju znajomości. Wyminęła go, wchodząc z powrotem w głąb korytarza.
- Beth - powtórzył John, a na ustach jego zawitał czarujący uśmiech - Nie spodziewałem się ciebie - dodał, oglądając się w głąb domu z pewną niezręcznością.
- Wybacz, jeśli jest to nieodpowiedni moment, przyjechałam wczoraj i–
- Jest nieodpowiedni - przerwał jej, po czym jednak otworzył drzwi szerzej - Jednak dla takiej ślicznotki zawsze znajdę chwilę - mrugnął do niej, wpuszczając ją do środka. Beth zawahała się, jednak zaakceptowała zaproszenie. John odebrał od niej płaszcz, aby powiesić go na ścianie, po czym delikatnie położył dłoń na jej łopatkach, prowadząc ją do ciemnego salonu.
- Usiądź - wskazał na fotel i kanapę, po czym posłał jej kolejny uśmiech - Muszę jedynie coś dokończyć i zaraz do ciebie wrócę - oznajmił, a gdy dziewczyna skinęła głową, cofnął się do drzwi, przez które wślizgnął się do większego, lepiej oświetlonego pomieszczenia, gdzie Beth dostrzegła kobietę, która otworzyła jej drzwi, dziewczynę w jej wieku oraz kilku mężczyzn. Wszystko to ujawniło jej się jednak jedynie na kilka sekund, a John zdążył jedynie dodać krótkie - Bez podsłuchiwania - i drzwi szczelnie się za nim zatrzasnęły.
Siedzenie samotnie w ciemnym salonie nieco jej się ciągnęło. Słyszała rozmowę toczącą się za drzwiami, lecz były to jedynie pomruki i niezrozumiałe, pojedyncze słowa, które nieświadomie odróżniała. Głosy te były jednak często zagłuszane przez dzieci, które słyszała w sąsiednim pomieszczeniu, prawdopodobnie będącym kuchnią. W końcu, po kilku, bądź kilkunastu minutach drzwi ponownie się otworzyły. Pojawił się w nich John, oraz cała reszta ludzi, którą Beth zauważyła wcześniej.
- Zaparzyć ci herbaty? - John podszedł do niej, widząc, iż dziewczyna czuje się nieco niezręcznie.
- Zielona z cukrem - odparła, unosząc głowę, ponieważ nadal siedziała na chłodnym fotelu.
- Jedna łyżeczka?
- Dwie.
- Finn, zrób zielonej herbaty! Dwie łyżeczki cukru! - z korytarza wyłonił się niewielki, około dziesięcioletni chłopiec, podobny do Johna, który z marudną miną udał się w kierunku kuchni - I przynieś mi whiskey!
- O tej porze? - Beth uniosła brew. Kilkanaście minut temu zegar wybił południe.
- Nerwowy poranek - John wzruszył ramionami, rozkładając się na fotelu naprzeciw dziewczyny. Po chwili Finn postawił przed nim otwartą już butelkę z miodowym trunkiem - Jak podoba ci się nasze miasto? - zagaił, uśmiechając się kpiąco pod nosem, nalewając whiskey do przezroczystej szklanki.
- Jest... - zastanowiła się nad odpowiednim słowem - Myślę, że mogę sprawić moje mieszkanie znośnym - odparła w końcu, odbierając od chłopca filiżankę z herbatą i uśmiechając się do niego w podziękowaniu.
- Gdzie mieszkasz?
- Floyer Road - mina Johna zamarła na chwilę, więc zmarszczyła brwi.
- Och, nic takiego - przyłożył szklankę do ust, biorąc mały łyk, nad którym poświęcił więcej czasu niż było to konieczne - Zwyczajnie nie mogłaś wybrać gorszej dzielnicy - dodał w końcu z rozbawieniem - Small Heath, naprawdę zły wybór.
- Dlaczego? - jej twarz wcale się nie rozjaśniła. Ostatnim co chciała usłyszeć było to, że w jednym z najgorszych miast wybrała najgorszą dzielnicę. To wyjaśniałoby niską cenę. Jedyną cenę, którą była na ten moment w stanie bezproblemowo zapłacić.
- Mamy problemy z policją - wyjaśnił, lecz dla Beth wcale nie było to klarowne - Szukają komunistów. Według plotek jeden z nich ukrywa się właśnie tam - dodał, uświadamiając sobie, że jego słowa prawdopodobnie nie były najbardziej pokrzepiającą wiadomością, gdy zaczyna się życie w nowym miejscu - Nie bój się, ślicznotko. Jeśli nie jesteś komunistą nic ci się nie stanie - wzruszył ramionami i dokończył to, co znajdowało się w jego szklance.
- Liczyłam na przyjemniejsze powitanie - przyznała z przekąsem, skupiając się na cieple, które herbata rozprowadzała po jej ciele.
- Nie w Birmingham. Tutaj nic nie jest przyjemne.

To tylko jest we mnie, czego nie ma // John ShelbyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz