IV

175 2 1
                                    

Beth kochała teatr. John przekonał się o tym, gdy przez kolejną godzinę chodził za nią, wsłuchując się w długie wykłady na temat różnych części sceny oraz najróżniejszych sytuacji, które przytrafiły się jej, bądź aktorom w trakcie przedstawień.
- Nie masz z kim o tym wszystkim rozmawiać, hm? - zapytał z subtelnym uśmiechem na twarzy. Z początku uważał, że ta długa paplanina stanie się irytująca, jednak po jakimś czasie doszedł do wniosku, że iskierki, które pojawiały się w oczach dziewczyny, sprawiały, iż wieczór ten, nawet jeśli nie taki jaki chciał, nie był całkowicie nudny.
- Wszyscy, których znam, znają te historie, ponieważ sami brali w nich udział - odparła, schodząc z drabiny po tym, jak przeszli ponad sceną, ponieważ Elizabeth uparła się, że jest to ciekawy widok. John stał już na dole, starając się pamiętać o jej ostrym upomnieniu, aby nie spoglądać jej pod sukienkę.
Był to już niemal środek nocy. John zaproponował odprowadzenie dziewczyny do domu.
- A co jeśli czeka na mnie mój narzeczony? - odparła, ubierając na siebie lekki płaszcz.
- Nie sądzę - na te słowa uniosła głowę, jakby nie była pewna, czy ma się czuć urażona - Jeśli byłabyś zaręczona, nie poświęcałabyś czasu na oprowadzanie mężczyzn po teatrze - uśmiechnął się niewinnie.
- Mieszkam pół godziny drogi stąd - rzuciła, zamykając za nimi drzwi, gdy opuścili pomieszczenie z przyborami do szycia.

Był to przyjemny wieczór, jednak czuć już było w powietrzu powoli nadchodzącą zimę. Na ulicach dostrzec można jeszcze było kilka oznak minionej wojny. Minęli jedną ze zrujnowanych kamienic. Elizabeth wpatrywała się w cegły, które ludzie zgromadzili w obrębie rozpadających się murów starej budowli, jednak po chwili odwróciła wzrok. John rzucił temu wszystkiemu jedynie krótkie spojrzenie. Nie był to dla niego widok w żaden sposób przyjemny, ani ciekawy.
- Spędziłaś całą wojnę w Londynie? - zagaił po chwili, spoglądając na bladą twarz dziewczyny, od której policzków odbijało się słabe światło latarni.
- Owszem - skinęła głową, po czym na długi moment się zamyśliła. Nie była bowiem pewna co mogłaby o tym okresie swojego życia powiedzieć.
- Ja byłem w Warwickshire Yeomanry - rzucił, gdy rozmowa zdawała się nie kleić.
- Kawaleria?
- I strzelcy maszynowi - skinął głową w odpowiedzi. Nie wiedział dlaczego zaczął temat, który z oczywistych powodów nikomu nie odpowiadał. Na szczęście niedługo później dotarli pod dość schludną kamienicę, gdzie Beth przystanęła.
- Stać cię na takie miejsce? - John aż gwizdnął. Mieszkanie w Londynie, bliżej jego centrum niż obrzeża, do tego w czasach, które nieszczególnie szły w stronę dobrobytu, było imponujące.
- Nie - odpowiedź była nieco ostra - Wyprowadzam się z końcem miesiąca - dziewczyna westchnęła. Październik kończył się za niecałe dwa tygodnie.
- Dokąd?
- Aż wstyd o tym mówić. Okropne miasto. Birmingham.

To tylko jest we mnie, czego nie ma // John ShelbyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz