XXVI

133 6 1
                                    

John najpierw dostrzegł drobną sylwetkę, przeciskającą się między ludźmi. Do jego uszu dotarło też kilka komentarzy, które sprawiły, że zacisnął pięści. W końcu jednak zobaczył ją. Poszarzała skóra, rozchylone usta pokryte rozmazaną, czerwoną szminką. Tą samą, której użyła, gdy zabrał ją na wyścigi. Gdy spotkała jego wzrok, zamarła.
- Beth - przywołał ją do siebie ruchem ręki. Posłusznie usiadła naprzeciw niego przy stole, uparcie wpatrując się w szklankę whiskey, którą obracał w rękach. Nie mogła na niego spojrzeć, nie chciała, aby wyczytał z jej twarzy wszystko, co się wydarzyło.
- Ślicznotko... - zaczął z ciężkim westchnieniem - Co się dzieje? - wyciągnął dłoń przed siebie, a ona niepewnie ją ujęła, kręcąc głową z rezygnacją. John zacisnął palce na jej bladej dłoni i uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
- Muszę opłacić czynsz - mruknęła w końcu, nadal nie unosząc oczu znad szklanki, w której poziom whiskey ciągle się obniżał. Wzdrygnęła się pod wpływem swoich własnych myśli. Nie była dumna z sytuacji, w której się znalazła. Obiecała sobie, że nigdy więcej się to nie powtórzy i to właśnie sprawiło, że było jej wstyd. Nie mogła znieść myśli, że nie była wystarczająco dobra w tym, co kochała robić. John powoli gładził kciukiem wierzch jej dłoni, wziął ostatni łyk ze swojej szklanki i zamyślił się na chwilę.
- Dlaczego nie przyszłaś do mnie?
- Dlaczego miałabym?
- Kurwa, Beth, dlaczego uważasz, że to była lepsza decyzja? - wybuchnął, wskazując na jej rozmazaną szminkę i nieco rozczochrane włosy. Dziewczyna drgnęła i w końcu spojrzała mu w oczy. To sprawiło, że nieco złagodniał - Pożyczyłbym ci te pieniądze.
- Nie miałabym ich jak oddać - odparła szybko, jakby była przygotowana na tą rozmowę.
- Kończysz z tym. Dzisiaj - poważnie spojrzał jej w oczy - Ile potrzebujesz?
- John...
- Ile? - powtórzył, wciąż trzymając jej dłoń w swojej, jakby myślał, że dziewczyna postanowi wstać i odejść.
- Sto funtów - mruknęła w końcu, a gdy dostrzegła, że John sięga do kieszeni, szybko powtórzyła - Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. Ja... Dam sobie radę.
- Nie dajesz sobie rady, Beth - odparł stanowczo - Wiem, że wy, artyści jesteście cholernie uparci, lecz nie pozwolę na to, aby całe to pierdolone miasto widziało cię jako dziwkę, gdy powinni rozpoznawać cię za kostiumy w teatrze - uśmiechnął się do niej delikatnie, a ta niepewnie uniosła kącik ust w odpowiedzi. Wepchnął jej pieniądze do ręki.
- Ja naprawdę... - westchnęła, spoglądając na banknoty. Potrzebowała tych pieniędzy, wiedziała, że pozwolą jej one wrócić tej nocy do domu z nadzieją, że nic takiego się już nie powtórzy - Dziękuję - wymamrotała w końcu, z trudem przełykając smak porażki, do której właśnie niejako się przyznała. Całe jej zawstydzenie nie było wywołane tym jak zarabiała, tylko co ją do tego zmusiło.
- Chodź, ślicznotko - wstał powoli, nie puszczając jej ręki - Możesz zacząć spłacać swój dług.

Beth nie była pewna czego spodziewać się po tych słowach. John po prostu zaprowadził ją do swojego domu, gdzie Polly rzuciła im rozbawione, pełne intrygi spojrzenie, gdy jej bratanek wciągnął dziewczynę za sobą po schodach, aby potem zamknąć się z nią w pokoju.
Beth nigdy wcześniej nie widziała jego sypialni, jednak nie okazała się ona niczym szczególnym. Jej wzrok przykuły naboje rozsypane na biurku, na którym ją posadził i które powoli zaczęły spadać na podłogę, gdy odsunął je dłonią.
- Jak twoje ramię? - zapytała, ponieważ przypomniało jej to o ostatnim razie, gdy się ostatnio widzieli. O tym, jak drżącymi dłońmi zszywała jego skórę, po raz pierwszy tracąc władzę nad igłą, jedynym co zwykło dawać jej poczucie kontroli. Nie przyznała się do tego, lecz po powrocie do domu spędziła nieco czasu łkając w poduszkę niczym małe dziecko. Najbardziej zaskoczona była faktem, iż tym razem nie było to spowodowane tym, że zawiodła się na Johnie, lecz tym, że to właśnie on został zraniony.
- Boli jak cholera, ale morfina mi pomaga - odparł z uśmiechem, ostrożnie wzruszając ramionami - Najlepsza krawcowa w mieście mnie załatała - mrugnął do niej i sięgnął po chusteczkę, którą namoczył w wodzie, aby uniesć ją do ust Beth, ocierając je delikatnie z rozmazanej szminki.
- Nie odpowiadałaś na moje listy - zagaił w końcu, a dziewczyna zmarszczył brwi na te słowa. Faktycznie, miała w głowie przebłyski tego, że Maud zostawiała jakieś koperty podczas pracy. Była jednak tak zatracona w równomiernym szumie maszyny do szycia, że nie pamiętała, aby sprawdzić co się w nich znajdowało.
- Wybacz - spojrzała w jego chłodne oczy, nie wiedząc czy ma się spodziewać złości, czy rozczarowania. John wyglądał jednak łagodnie, nawet jego nieodzowny, kpiący uśmieszek zniknął z jego ust - Po tym co się wydarzyło... W trakcie wojny nie byłam pielęgniarką, ponieważ wolę zszywać ubrania, nie ludzi - zerknęła na niego, a potem na swoje ręce.
- Naprawdę starałem się skończyć z tamtym życiem - John odłożył chusteczkę na bok i pogładził włosy dziewczyny - Jednak nie sądzę, że jest mi to pisane - wyznał, uśmiechając się sam do siebie, gdy pomiędzy palcami przeplatał ni to blond, ni to brązowe kosmyki. Jej szare oczy, delikatne usta... To wszystko sprawiało, że w jego ciele tliło się przyjemne ciepło.
- A co do spłaty długu - zaczął z pewnym rozbawieniem, widząc, że Beth nie ma pojęcia czego się spodziewać - Zajmiesz się moimi dziećmi w tę sobotę.
- John, dałeś mi sto funtów. Zajmowanie się dziećmi nie jest tyle warte.
- Moimi tak.

To tylko jest we mnie, czego nie ma // John ShelbyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz