XXIV

124 2 0
                                    

Beth spędziła noc pod dachem Shelbych. Polly dała jej nowe, nieubrudzone krwią i niepotargane ubrania, w których rano weszła do kuchni, gdzie spotkała Thomasa. Nietrudno było jej zrozumieć dlaczego to jego właśnie wszyscy się boją. Zimne, inteligentne spojrzenie zdawało się wyrywać z człowieka wszystkie jego sekrety.
- Dzień dobry, panno Auchter - skinął jej głową na powitanie.
- Dzień dobry, panie Shelby - odparła, przekraczając próg kuchni, w którym nieświadomie przystanęła.
- Wystarczy Tommy.
- W takim razie wystarczy Beth - posłała mu delikatny uśmiech, który był bardziej grzecznościowy, niż szczery.
- Herbata jest w szafce przy oknie. John wspominał też, iż dodajesz cukru - mężczyzna wskazał na cukierniczkę stojącą na stole.
- Wszystko z nim w porządku? - zapytała, nastawiając wodę na herbatę. Zaproponowała Tommiemu kubek, lecz ten pokręcił głową.
- Jego ramię zszyte zostało przez szwaczkę-
- Krawcową - poprawiła go, czego mężczyzna najpewniej się nie spodziewał.
- Krawcową - skinął powoli głową - Ufam, iż wiesz jak posługiwać się igłą - włożył papieros między usta i odpalił go, dym rozpłynął się w powietrzu, zabarwiając go tytoniową wonią.
- Zajmuję się materiałem, nie skórą - wlała herbatę do kubka, po czym dmuchnęła a parujący napój parę razy. Oparła się o kuchenny blat i powoli sączyła swoją herbatę, parząc nią usta.
- Przekaż, proszę Johnowi, że życzę mu zdrowia - rzekła, odkładając umyty przez siebie kubek z powrotem do szafki. Miała wiele pracy, w której niezmiernie chciała się niezwłocznie zanurzyć, co robiła zawsze, gdy potrzebowała zapomnieć o czymś dla niej niekomfortowym.

W domu jednak nie spotkało ją nic szczególnie przyjemnego. Jak zwykle przejrzała listy leżące na kuchennym stole. Mary pisała o nowym teatrze, w którym się zatrudniła i jak w każdej wiadomości rozwodziła się nad tym, jak bardzo nudno jest jej w Londynie samotnie. Kolejna koperta podpisana była przez Roberta Hall, właściciela mieszkania. Beth powiodła wzrokiem po tekście.
Czynsz wzrósł. Serce zabiło jej mocniej. Ciągle powtarzała, że zamierza znaleźć kolejne źródło dochodu, lecz do teraz pieniądze, które zarabiała w teatrze pozwalały jej na opłacenie wszystkiego, co konieczne. Przeklinała swoją naiwność. Wiadomym przecież było, iż choć Wielka Wojna się skończyła, nie oznacza to końca problemów.

Kolejny tydzień minął Beth na szukaniu kolejnej pracy. Jednak jej uparte trzymanie się teatru nie pomagało w tej kwestii. Żadna fabryka nie chciała bowiem jej, młodej kobiety, której jedynym prawdziwym, ich zdaniem, doświadczeniem zawodowym, było szycie mundurów dla wojska.
Koniec stycznia zbliżał się jednak nieubłaganie i choć oszczędzała na czym tylko mogła, gdy kilka dni przed datą zapłaty czynszu, przeliczyła pieniądze, nie było ich wystarczająco. Kolejny i kolejny raz przeczesała wszystkie szuflady, w których znalazła jedynie kilka trzypensówek. Spojrzała na swoje dłonie, które ostatnimi czasy nie chciały przestać dygotać. Obiecała sobie, że już nigdy nie będzie tak zdesperowana, jednak wiedziała, iż nie będzie w stanie znaleźć niczego wystarczająco szybko.
Drżącą dłonią nałożyła szminkę na usta. Gorąca czerwień, którą kiedyś dostała od Mary na urodziny. Odetchnęła, gdy rozpinała górny guzik swojej nieco pogniecionej koszuli.
- Ostatni raz - mruknęła do swojego odbicia w lustrze, zanim wyszła na ciemną ulicę, gdzie latarnie zawodziły z dostarczaniem światła.

To tylko jest we mnie, czego nie ma // John ShelbyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz