XIV

124 3 0
                                    

Beth kochała teatr. Pokochała więc także i Birmingham Repertory Theatre, nawet jeśli nie był tak zjawiskowy jak jej londyński teatr. Maud przygotowała jej przyjemne miejsce pracy, z którego słyszała wszystkie próby, gdy przyszywała kolejne falbanki do sukienek, bądź kołnierze do koszul. Na tym właśnie najbardziej jej zależało. Pewnego z takich dni, gdy zbliżał się wieczór, Maud otworzyła jej drzwi delikatnie.
- Masz chwilę? - zapytała, spotykając szare oczy Beth, która uniosła głowę znad haftu, który właśnie wykonywała.
- Oczywiście - dziewczyna odłożyła igłę na bok, rozprostowując zmęczone palce. Kierowniczka sceny westchnęła.
- Beth - głos jej był jak zwykle żywy, lecz wiadomo było, iż jest tutaj z ważniejszego powodu niż tylko zwykła rozmowa o niczym - Wiem, że jesteś tu od niedawna. Widzę jednak, że nikt jeszcze nie dał ci tej rady, więc ja zamierzam to zrobić - Beth zmarszczyła brwi. Obawiała się, iż mimo wszelkich starań robi coś źle.
- Zauważyłam, że znasz młodego Shelby - nie było to ani trochę to, czego się spodziewała. Nie była też pewna dlaczego miałby odbywać rozmowę właśnie o tym.
- Nie zamierzam sprowadzać mężczyzn do teatru...
- Och, Beth, nie to mam na myśli - Maud szybko uniosła dłonie - Nie obchodzi mnie jeśli zarabiasz... w inny sposób. Choć tak, masz rację, nie powinnaś robić tego tutaj.
- Nie robię! - Beth poczuła jak jej policzki się rozgrzewają. To był tylko jeden raz. Maud potrząsnęła głową.
- Rodzina Shelby nie jest... Najmilszą rodziną, na którą mogłaś trafić - kierowniczka zaczęła w końcu temat, o który naprawdę jej chodziło.
- Co masz na myśli? - szare oczy Beth zdawały się być zdezorientowane, gdy przypomniała sobie, że słyszała już raz podobne słowa. Dziewczynka, którą jakiś czas temu się zajmowała, powiedziała jej, iż boi się mieszkać tak blisko rodziny Shelby. Czyżby nie były to jedynie nieprzemyślane słowa dziecka?
- W zeszłym miesiącu aresztowali najstarszego brata. Skopali go jak psa dla informacji - Arthur. John powiedział jej jedynie, iż jest on schorowany po wojnie, dlatego nieco kuleje - We wrześniu zamordowali kogoś w Londynie. Nie wiem wiele. Najlepiej jest nie wiedzieć. Nie daj się w to wciągnąć - Maud położyła pokrzepiającą dłoń na ramieniu zdezorientowanej dziewczyny - Peaky Blinders przynoszą jedynie nieszczęście.

Peaky Blinders. Jedyne co Beth o nich wiedziała, to że ludzie wyklinali ich pod nosem, rozglądając się przy tym nerwowo. Nigdy nie dociekała w tym temacie. Nigdy nie sądziła, iż może on ją w jakiś sposób dotyczyć.
Wszystko jednak zaczynało w jakiś sposób się łączyć. Te drobne, aczkolwiek częste zranienia na twarzy Johna, krew, którą miał na rękach w trakcie wyścigów... Potrząsnęła głową, odpędzając te myśli. Jednak niezliczone pytania, na które nie wiedziała jak odpowiedzieć nie chciały opuścić jej umysłu, niemiłosiernie domagając się uwagi.
Zacieśniła płaszcz, który miała na sobie, ponieważ chłodny, zapowiadający zimę wiatr wkradał się pod jej ubrania, szczypiąc jej skórę niczym odłamki lodu. Otworzyła drzwi do kamienicy, drzwi do mieszkania. Ciepło z poranka nadal się tam utrzymywało. Beth rozpaliła w piecu, po czym usiadła przy stole, na którym leżało kilka listów. Nigdy nie miała czasu czytać ich rano. Wzięła koperty do ręki i pobieżnie je przejrzała. Mary, która pisała do niej co tydzień, kolejny list z londyńskiego teatru, w którym miała szczegóły zwrotu kostiumów do "Makbeta", jak i pieniędzy, które miała za nie otrzymać, oraz ostatni z Leeds. Rodzina.
Wiedziała, że list dotyczyć będzie jej niepowodzenia w londyńskim teatrze i miała rację. Ojciec proponował jej powrót do rodzinnego miasta. Znalezienie męża, bądź przynajmniej  "normalnej" pracy. Nie mogła jednak się poddać. Nie teraz, gdy znalazła Maud, która pokazała jej, iż sukces jest możliwy.

To tylko jest we mnie, czego nie ma // John ShelbyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz