⅓ 9. PIEPRZONY MICHAEL.

3.4K 111 52
                                    

*Nie chciałam robić zbyt długiej przerwy,
dlatego postanowiłam dzisiaj wstawić połowę rozdziału, tego co zdążyłam napisać (bo ostatnio przez zbliżający się koniec półrocza nie mam praktycznie czasu na pisanie) i nie chciałam, żebyście tak długo czekali na rozwinięcie losów Elizabeth.
Dalszą część postaram się wstawić do końca następnego tygodnia♡*

Miłego czytania!

Rozdział 9

Zalała mnie fala zimnego potu i mimo tego, że na zewnątrz panował gorąc, moje ciało całe się trzęsło, czułam się tak, jakby pogoda była na minusie. Jedną z drżących dłoni wykręcałam właściwy numer, drugą z kolei mocno ściskałam spanikowanego brata, żeby choć odrobinę zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa. W zasadzie.. Jak miałam mu zapewnić bezpieczeństwo, skoro jedyne co umiałam to przyciągać kłopoty?

To wszystko było moją winą. Coś ewidentnie było ze mną nie tak. Wpierw Oscar trafił do szpitala, z mojego powodu.. A teraz? Teraz z mojego powodu ktoś podpalił jego mieszkanie. Ewidentnie krążyła nade mną jakaś poryta klątwa. Może cholerny Richard Davids zmartwychwstał i przeszła na mnie jego zła energia? Oby nie.

- Już dobrze, duży brzdącu. - głaskałam David'a po jego bujnej czuprynie, a kiedy dostrzegłam jak zaszklone były jego oczy, wyrzuty sumienia zaczęły wkradać się do mojej rozemocjonowanej głowy jeszcze bardziej. Straż miała być za parę minut, ta myśl choć odrobinę mnie pocieszała, a zarazem uspokajała, łudziłam się, że może uda im się uratować ten dom. Oczywiście nie w całości, to było nierealne, ale kiedy znajdywaliśmy się w środku, ogień nie zdążył jeszcze przejść na pierwsze piętro.

Chociaż minuty mijały, wszystko było kurwa mać możliwe. Moje złudne nadzieje płonęły razem z czterema ścianami Davids'ów.

- Co z naszym domem? - zapytał ponuro chłopiec pociągając głośno nosem. Poczułam potworne ukłucie w klatce piersiowej, nie umiałam patrzeć na to, jak to dziecko cierpi. I to jeszcze z mojego powodu.. W ciągu dwóch dni w jego życiu wydarzyło się zbyt wiele negatywnych sytuacji. Martwiłam się, że ucierpi na tym jego psychika. Nie mogłam na to pozwolić.

- Zaraz będą strażacy. Uratują go. - odparłam przed bratem starając się wyjść na optymistkę. Nie wiedziałam, czy odratują ich dom, miałam masę negatywnych scenariuszy, jednak Dev nie musiał o tym wiedzieć. Nie chciałam przystwarzać mu dodatkowego stresu. I tak już miał go wystarczająco dużo.

Minęły może z trzy minuty, dym nie zdążył jeszcze wyjść na zewnątrz, co nie ukrywam - uspokajało mnie. Pocieszałam chłopca, aż nagle usłyszeliśmy jak ktoś głośno trzasnął drzwiami. Dźwięk ten dobiegał niegdyś z mojej posesji. Teraz paradował tam tylko nasz ojciec, to właśnie on elegancko ubrany wychodził z domu, kierując się do czarnego mercedesa. Jednak w pewnym momencie zatrzymał się w miejscu, a ja błyskawicznie skierowałam wzrok w przeciwną stronę, ale to nic nie dało. On i tak nas zauważył.

- Córeczko, a co ty robisz? - zapytał, odziwo miłym tonem, zaczynając zmierzać w naszą stronę. Zachowywał się tak, jakby wcale nie zgotował mi piekła jakiś czas temu, porywając mnie. Ukrywał swoje paskudne wnętrze pod stertą masek. Pierdolony kurwa mać tyran. Szeroko się uśmiechał stwarzając cholerne pozory. Nienawidziłam go.

- Stoję, nie widać? - odparłam chłodno, wciąż tuląc brata. Na ojca nawet nie spojrzałam. Nie zasługiwał na to. Mężczyzna głośno się zaśmiał, a do moich nozdrzy zaczynał się wkradać zapach jego intensywnych perfum. To znaczyło jedno, zbliżał się do nas wielkimi krokami. Nie chciałam tego. Wyjęłam David'a z uścisku, a następnie chwyciłam za rękę, by odejść dalej.

RED LOVE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz