14. SUKCES CZY PORAŻKA?

2.2K 105 52
                                    

Rozdział 14

Po słowach Oscara, czułam nasilający się ucisk na żołądku. Mój ojciec to typ osoby, która zawsze musi postawić na swoim, a co za tym idzie - zawsze wygrywa.

Obawiałam się, że i tym razem mu się to uda.

Nie mogliśmy na to pozwolić.

Wiedziałam, że Joe Black był zdolny do wszystkiego. Panicznie bałam się tego, że zrobi krzywdę mojej mamie. On mógłby to zrobić. Znałam go na wylot, dlatego zaczęłam panikować i snuć różne teorie.

Oparłam się o zagłówek siedzenia, próbując złapać oddech. A do najłatwiejszych zadań wcale to nie należało. Cała się spięłam, przez dłuższą chwilę czując, jakbym była pozbawiona jakichkolwiek ruchów. Zapatrzyłam się na ceglany budynek, nawet nie mrugając. Myślałam o tym, co będzie dalej. Próbowałam wymyśleć coś, żeby przeszkodzić mężczyźnie, ale w mojej głowie panowała jedna wielka pustka. Zauważyłam ojca, wchodzącego na dziedziniec ośrodka. Szedł przed siebie, bardzo szybko. Nie biegł, ale przyspieszał tempa. Jakby gonił go czas. Jak zwykle był elegancko ubrany. Swoim schludnym ubiorem, z pewnością myślał, że zdziała wiele. Szkoda tylko, że pod tą stertą ubrań, ukrywał swoje paskudne wnętrze.

- Idziemy. - z moich obserwacji i rozmyśleń, wyrwał mnie stanowczy głos Oscara. Pokiwałam głową, wracając na ziemię.

- Po to, żeby wpaść w sidła mojego ojca? - zapytałam będąc bezsilna. Brunet w tym momencie chwycił za klamkę, otwierając drzwi z pojazdu.

- To on wpadnie w nasze.

- Przecież wiesz, że to niemożliwe.

Bujając w obłokach, nawet nie zorientowałam się, kiedy Oscar znalazł się po przeciwnej stronie samochodu. Czułam chłodny powiew wiatru i jego dłoń, którą wyciągnął w moim kierunku, z pewnością liczył na to, że ją zacisnę i w końcu stąd wyjdę. Bo przecież musieliśmy działać, a ja się przyblokowałam, gubiąc przy tym resztki racjonalnego myślenia.

- Idziemy pokazać temu frajerowi, kto tu tu rządzi. Chodź.

Zacisnęłam zęby, biorąc kilka głębokich wdechów. Chciałam poddać się już na wstępie, bo przeczuwałam, że nasza ,,misja" przez mojego ojca może się nie powieść. Bycie pesymistką jest naprawdę uprzykszające i uciążliwe. Starałam się zmienić nastawienie i wmówić sobie, że teraz wygrana będzie po naszej stronie. I mimo negatywnych scenariuszy, obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by tak było.

Podbudowywał mnie fakt, że miałam przy sobie Oscara. Chłopaka, który nigdy nie daje za wygraną, ale za to daje mi ogromne poczucie bezpieczeństwa. Udowodnił mi już kilkukrotnie to, że przy nim ciężko zginąć. Ale za to łatwo dla niego przepaść.
Jego dotyk na moim ciele. Rozpalał każdą cząstkę mnie. Ale nie tylko. Działał też kojąco. Widział strach w moich oczach, ale nie pozwolił mi się poddać.

- Nazywam się Oscar. - powiedział nieoczekiwanie, a ja przez jego słowa zaśmiałam się pod nosem. Gdybym tego nie wiedziała.

- Wow, naprawdę? - udałam zaskoczoną, czując jak paraliż atakujący moją skórę, malutkimi kroczkami się minimalizuje.

- Nie, na niby. - zmrużył oczy, w tym samym czasie gestykulając rękoma, bym w końcu wyszła. Zbierałam się do tego. Tutaj liczyły się sekundy. Choć wpierw mój ojciec musiał znaleźć się w środku, żebyśmy mieli drogę wolną. Zresztą, pewnie już tak było. - Ostatnio czytałem znaczenie mojego imienia.. Gdzieś wyczytałem, że oznacza ono przyjaciela jeleni.

Zmarszczyłam czoło, czasami naprawdę nie ogarniając tego człowieka. W międzyczasie w końcu opuściłam pojazd i rozważnym krokiem zaczęłam podążać za Oscarem.

RED LOVE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz