10. WITAJ Z POWROTEM, ELIZABETH.

3.6K 135 64
                                    

Rozdział 10

Stróżki mokrych plam zwanymi łzami, spływały ciurkiem po moich rozpalonych policzkach. Znowu czułam się tą najgorszą. A w tym przypadku jeszcze odrzuconą. Nienawidziłam tego uczucia. W końcu czułam, że znalazłam prawdziwych przyjaciół. Dlaczego kurwa moje szczęście ciągle musiało zostawać zburzone? Przyciągałam kłopoty jak magnes. Traciłam najbliższe osoby, a to wszystko przez kłamstwa, którymi ich karmiłam. Kłamstwo ma krótkie nogi, prędzej czy później ujrzy światło dzienne, jednak ja, nie spodziewałam się, że aż tak szybko. Wszyscy mieliśmy coś za uszami, jednak to ja spierdoliłam najbardziej. Nie umiałam sobie tego wybaczyć. Dusiłam się gorzkimi łzami, nie potrafiąc złapać tchu. Muzyka w końcu zaczęła grać, co działało na moją korzyść, bo mogłam rozryczeć się i dać upust emocją, na tyle głośno, że nikt by nawet nie usłyszał.

Jednak ktoś pukał do drzwi..

A z każdą sekundą uderzenie robiło się coraz intensywniejsze.

Zaklnęłam w myślach, starając się ogarnąć. Należało to do ciężkich zadań, ale nie na tyle ciężkich, by powiedzieć donośnym tonem, krótkie:

- Zajęte.

Nie wiedziałam kim była osoba po drugiej stronie, ale liczyłam na to, że po moim odzewie odpuści i da spokój. Jednak tak nie było..

Ten ktoś z coraz większą siłą napierał w klamkę.

- Otwórz te cholerne drzwi, bo zaraz je kurwa wyważę. - usłyszałam głos, który był w dużej mierze odpowiedzialny za mój stan. Gdyby nie kradł i.. i gdybym go wtedy nie złapała, wszystko było by dobrze. To przez niego musiałam okłamywać swoich jedynych przyjaciół. Tym bardziej nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy z nim.

Starałam się wziąć  kilka głębokich wdechów i  wydechów, by chociaż trochę sprawiać wrażenie silnej. Podniosłam się z drewnianej klapy, na której siedziałam, podchodząc do lustra. W międzyczasie krzyknęłam jedynie:

- Spierdalaj, Oscar.

Spojrzałam na swoją zmarnowaną buzię. Wyglądałam koszmarnie. Jak siedem pieprzonych nieszczęść. Ślady po tuszu do rzęs były dosłownie wszędzie, a by je zniwelować, sięgnęłam po ręcznik papierowy leżący w prawym górnym rogu i lekko nasączyłam go lodowatą wodą. Dodatkowo, tak dla orzeźwienia. Oscar wciąż się nie uspokajał, a moje słowa na temat tego, że chce zostać sama i ma mi dać spokój, najwyraźniej go nie obchodziły. Uświadomiłam to sobie szczególnie w momencie, w którym faktycznie spełnił swoje groźby i wyważył te cholerne drzwi. Pieprzony kurwa szantażysta, który nigdy nie daje za wygraną. Gardziłam tym dwulicowym gnojem.

Wciąż zajmowałam się sobą, starając się usunąć zaschniętą już warstwę czarnego produktu. Zignorowałam obecność chłopaka ze mną w jednym pomieszczeniu, choć nie ukrywam, przez dłuższą chwilę miałam ochotę zamordować go szczotką do czyszczenia toalet. W ogóle, czymkolwiek, byle by już nie gadał. Myślałam, że rozszarpię go na strzępy, kiedy mocno zacisnął mój nadgarstek. O wyrywaniu się nie było nawet mowy. On był silny, a ja.. Ja byłam słaba. Dosłownie i w przenośni. Popatrzyłam na niego przewracając tylko zniesmaczona oczami. Usta bruneta były zaciśnięte w wąską linię. Gdzie był ten uśmieszek, który nie opuszczał go nawet na krok? W sumie to było coś, dzięki czemu mogłabym się od niego uwolnić. Wyciągałam do przodu swoje kolano, by chwilę później z całej siły uderzyć nim w jego czuły punkt. Jakie było moje wkurwienie, kiedy pomimo tego, nie zaprzestał, a tylko umocnił swój uścisk, zaciskając przy tym swoje zęby, by nie pokazać bólu, który z pewnością odczuwał przez uderzenie.

RED LOVE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz