Rozdział 11

15 3 8
                                    

Teraz – Warszawa 2030

– Coś się dzieje. Ludzie na ulicach są bardziej niespokojni. Ci samozwańczy mesjasze ogłaszają koniec świata i mówią o nowym komunikacie, który wydał Dressler – policzki Krystiana były pokryte sadzą. Wrócił ze zwiadu i nie miał dobrych wieści. Wiktoria przyzwyczaiła się do złych wieści.
– Jaki komunikat? – swoje długie włosy zawinęła w warkocz, a jego końcówka podskakiwała na ich plecach, gdy szła przed żołnierzem.
Od godziny czekała na niego pod wejściem. Za jej plecami rozległa się cisza, więc obróciła się i spojrzała żołnierzowi w oczy.
– Nie spodoba ci się to Wika...
– No gadaj! – jej ciało przeszył dreszcz. Czuła, że Krystian nie ma dobrych informacji.
– Jest nagonka na ciebie. Ludzie cię szukają. Mówił, że Niko się poddał i pracuje dla niego...
– Nie... – Wiktoria w zdumieniu pokręciła głową. – Nigdy by tego nie zrobił.
– Generał apelował, by społeczeństwo cię wydało, albo żebyś sama się poddała, bo i tak cię znajdą. Mówił, że nie stanie ci się krzywda... – żołnierz złapał głębszy oddech. Najgorsze dopiero przed nim.
– Bzdura. Jak już wyciągnie ze mnie wszystko zabije  i wiemy o tym.
– To nie jest najgorsze Wiktoria – jego zasmucony wzrok mówił, że nie powiedział jej jeszcze wszystkiego.
– Co jeszcze?
– Dressler powiedział, że albo się ujawnisz, albo twój mąż zostanie zabity. Publicznie. Do tego wszędzie mówią o jakimś wirusie, który zaczyna atakować ludzi, podobno jest gorszy od dżumy i grypy hiszpanki...
– Co? – Wiktoria chwyciła go za ramiona i ścisnęła je mocniej. W głowie jej się zakręciło, a przed oczami pojawiły się czerwone plamy wściekłości. – Nie zrobi tego...
– Obawiam się, że zrobi Wika... Dressler to skurwiel, jakich mało. To drugi Hitler. Typ człowieka, który po trupach dąży do celu...
– Musimy, jak najszybciej działać. Dzisiaj w nocy...
– Nie Wika! To prowokacja.
– Ale Krystian! Maks to mój mąż! Nie mogę ryzykować!
– Dressler wie, że właśnie taka jesteś! Impulsywna! Chce nas sprowokować i żebyś wyszła z ukrycia, bo nie może cię znaleźć! Zastanów się...
– Jeżeli Maksowi coś się stanie...
– Nie stanie, ale nie możemy działać od razu. Gdzie reszta? Musimy im powiedzieć i zastanowić się, co robimy dalej.
– Tak, to prawda – gorączka sprzed jej oczu opadła. – Nie wierzę, że Nikodem zdradził. Nigdy by tego nie zrobił.
– Nawet za cenę własnego życia? – Krystianowi stanął przed oczami drugi z braci Regis, który pracował obecnie dla niemieckiego generała, a kiedyś dowodził nimi. Nie był w stanie zrozumieć jego postępowania, ale wiedział, że nie kierowała nim sama chęć przetrwania. Nie potrafiąc rozgryźć Dominika postanowił trzymać się od niego jak najdalej.
– Nie. Nie Nikodem.
– A jeżeli brat go przekonał?
Wiktoria obróciła się na pięcie i chwyciła go za obszywkę kurtki.
– Nikodem nie jest Dominikiem. Nie jest zdrajcą – warknęła, a Krystian chciał się cofnąć, ale uścisk dziewczyny powstrzymał go. Jej szaro złote oczy wpatrywały się w niego z dzikością. Znał Wiktorię od bardzo dawna i wiedział, że dziewczyna jest jak tajfun i nie cofnie się przed niczym. Nie chcąc wchodzić z nią w dyskusję skinął głową.
– Przepraszam, spanikowałem – wychrypiał – Tak, jak i ty.
– Ja nie spanikowałam – skłamała w odpowiedzi, ale puściła go – Po prostu Niko nie jest taki, jak jego brat – powtórzyła, a Krystian skinął głową.
– Znasz go najlepiej – odpowiedział bez przekonania, a Wiktoria przytaknęła.
– Tak, znam – pomimo słów, które wypowiedziała, czuła jak w jej sercu kiełkuje pęd niepewności. – Powiedz mi więcej o tym wirusie – przełknęła ciężko ślinę. – Co to za cholerstwo?
– Nie wiem. Nikt nie wie. – Wzruszył ramionami. – Ludzie padają jak muchy, jeden po drugim. Trawi ich wysoka gorączka, ich ciało pokrywają czerwone krosty, zaczynają się dusić.
– To jak druga Ebola? – zamyśliła się.
– Coś takiego, ale nikt nie ma czasu, by to diagnozować – zasmucił się. – Wszyscy szukają ciebie... – spojrzał na nią ze smutkiem.
***
– Mam nadzieję, że nie mówi pan poważnie o zabiciu go. Chodzi tylko o wykurzenie Kruk, prawda? – stojąc za generałem podczas wydawanego komunikatu prawie nogi mu się ugięły, gdy ten zapowiedział mord na mężu Wiktorii.
Małe oczy generała spojrzały na niego w skupieniu.
– Zależy ci na nim Regis? Bardziej niż na swoim bracie?
Dominik przecząco pokręcił głową.
– Nie. Po prostu znam ją. Jeżeli podejmiemy tak radykalne kroki Wiktoria wpadnie w szał.
– I popełni błąd, który przyprowadzi ją do mnie – Dressler rozciągnął usta w bezzębnym uśmiechu.
Dominik nie sądził, że Wiktoria jest skłonna popełnić taki błąd, chociaż w pierwszym odruchu będzie chciała biec im na ratunek, to ludzie których ma obok siebie ostudzą jej zapał.
– Tak, w istocie tak może być – wbrew swoim myślom zgodził się ze swoim dowódcą z nikłym uśmiechem. – Co pan zamierza zrobić z Nikodemem? – na jego pytanie Dressler się skrzywił.
– Jeśli mam być szczery to obydwu bym rozstrzelał – Dominik zachował kamienną twarz, chociaż generał mówił o jego bracie – Obydwaj mnie wkurzają. Mąż Kruk ledwo mówi, a nadal się stawia. Oszczędzam twojego brata ze względu na wiedzę, jaką posiada i na fakt, że jest twoim bratem – zielonym spojrzeniem kapitan próbuje przekazać, jak wdzięczny jest mężczyźnie. W rzeczywistości ma ochotę przeciągnąć go przez stół i poderżnąć gardło nożem do papieru.
– Liczę, że po śmierci przyjaciela Nikodem się otworzy – generał opiera łokcie na stole i łączy swoje dłonie szczytami palców.
– Więc naprawdę chce pan się pozbyć męża Kruk?
– Rozważam taką opcję – mówi z przykrością w głosie, ale Dominik poznał go na tyle, że wie, iż daleki jest od takich emocji.
– Poprę każdą pana decyzję generale, jednak błagam o oszczędzenie brata.
– Regis. Twój brat przeżyje, bo jest potrzebny. Nie jestem Chrystusem, by ulec błaganiu, ale doceniam twoją troskę o brata – Dressler spuścił wzrok na dokumenty przed sobą.
– A ten wirus, co zaatakował mieszkańców? – zapytał niepewnie Dominik.
– Ahh... to my go wypuściliśmy. Spanikowane społeczeństwo lepiej się kontroluje – generał uniósł wzrok. – Sam rozumiesz musieliśmy powziąć radykalne środki – uniósł kącik ust w złośliwym uśmiechu.
– Mam dzisiaj patrol. Mogę odejść? – zaciskając pod stołem dłonie w pięści Dominik wysilił się na spokojny ton, chociaż krew w jego żyłach zawrzała. Nie podnosząc ponownie głowy znad papierów, generał uniósł rękę i machnął nią jakby odganiał muchę, mówiąc.
– Tak, tak. Idź już.
Szybko, ale nie gwałtownie Dominik podniósł się z krzesła i opuścił gabinet. Za drzwiami stało dwóch pilnujących generała, żołnierzy. Minął ich bez słowa i szybkim krokiem ruszył na dolny poziom. Przed drzwiami celi dwóch żołnierzy grało w karty.
– Wpuście mnie – mówi do nich, a jeden z nich niewzruszony wyrzuca kartę na stolik.
– Masz zgodę? – pyta Dominika.
– Mam – kłamie, a żołnierz niechętnie podnosi się z miejsca i wyciąga pęk kluczy, przytoczony do paska.
– Masz pięć minut – mówi zgrzytając kluczem w zamku.
Popycha drzwi celi, a Dominik znika za nimi.
Zakrwawione ciało Maksa leży wyciągnięte na żelaznej kozetce. Nikodem kuca przy nim i ociera mu twarz brzegiem własnego podkoszulka. Podnosi wzrok na brata i krzywi się. Nie dali im żadnych koców. Surowa cela zawiera tylko dwie żelazne prycze i wygniecione poduszki.
– Ma gorączkę – mówi Nikodem, gdy brat staje nad nimi. – Czego chcesz Dominik?
– Poddajcie się. Daj im cokolwiek. Inaczej on zginie – wskazuje brodą na Maksymiliana, który jęczy w gorączkowych majakach.
– My już jesteśmy martwi Domi. Nawet, jeżeli się poddamy oni i tak nas zabiją – głos Nikodema jest zrezygnowany.
Milion razy myślał, co mógłby dać Dresslerowi, by ich ocalić. Wiedział, że na nic się to zda. Ich śmierć była tak pewna, jak nadchodząca zima.
– Dressler chce go zabić, by wykurzyć Wiktorię – mówi szeptem Dominik i zerka na drzwi. – Wiesz, że da się sprowokować.
– Nie wymawiaj jej imienia – mówi złowrogo Niko, a jego pięść drży, gdy ją zaciska. – Będzie wiedzieć, że to podstęp. Chociaż jest naszą jedyną szansą na ocalenie, liczę, że tym razem zawinie dupę w troki i ocali siebie. Powinna wyjechać i szukać pomocy. Nic nie dam Dresslerowi. Możesz mu to przekazać...
Walenie do drzwi zwiastuje koniec wizyty, a mimo to Dominik nadal próbuje przekonać brata.
– Niko...
– Idź Dominik. Nie wracaj. Ocal siebie, a jeśli starczy ci odwagi uciekaj, bo twój brat już jest martwy – mówi podchodząc do swojego łóżka, na którym siada.
W tej samej chwili drzwi celi otwierają się i staje w nich niemiecki żołnierz, który go wpuścił.
– Koniec wizyty – patrzy na Dominika, a ten niechętnie podchodzi do wyjścia. Rzuca ostatnie spojrzenie na brata i zaciska zęby, gdy bez słowa wychodzi.
Idąc pod drodze do swojego pokoju, by przygotować się na nocne łowy bije się z myślami o słuszności decyzji, które podjął od momentu śmierci generała Kruka.

VictrollaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz