– Pojedziesz z ciocią Izą i naszym przyjacielem. Ma na imię Dominik i jest dzielnym żołnierzem – Wiktoria mówiła spokojnie do syna, trzymając go na kolanach i czule głaskając po włosach.
– A kiedy wróci tata? – zapytał naiwnie chłopiec, a Wiktorię ścisnął żal.
– Tata dzielni walczy, by nam pomóc... – głos jej się załamał. – Ale nie wiem kiedy wróci, nie wiem...
– Wiki, już czas – w otwartych drzwiach stanęła Iza. – Dominik jest gotowy do drogi.
Wiktoria spojrzała na zrozpaczoną twarz przyjaciółki i grzbietem dłoni otarła łzy.
– Już idziemy, daj nam jeszcze chwilkę...
– Jasne.
– Musisz być grzeczny Mikołaj. Słuchać Dominika, wszystkiego co powie, dobrze?
– Tak mamusiu, ale dlaczego ty nie możesz jechać z nami? Nie chce cię tu zostawiać, tu nie jest bezpiecznie – wtulił się w jej piersi, a ona podciągnęła nosem.
– Ale ja jestem dużą dziewczynką i żołnierzem, a ten cały bałagan zrobił się z mojego powodu, więc muszę posprzątać...
– Tak jak zawsze kazałaś mi sprzątać moje zabawki?
– Tak! Dokładnie tak! – zdobyła się na szeroki uśmiech. – Kocham cię synu. Zawsze będziesz w moim sercu i głowie, do końca świata...
– I jeden dzień dłużej?
– Nawet i tysiąc – ucałowała go w czoło i mocno przytuliła. – A teraz chodźmy, nie ma czasu do stracenia. – wstała i postawiła Mikołaja na podłodze.
Chwyciła go za rękę i powoli ruszyli w stronę głównej sali, gdzie czekał Dominik.
Z drżącymi rękami i przyspieszonym biciem serca Wiktoria podeszła do niego, Antka i Izy. Widziała, jak z każdym krokiem, gdy się do nich zbliżali oczy Dominika otwierały się co raz szerzej na widok Mikołaja. Zorientował się w tej samej chwili, w której go zobaczył. Jego twarz zamarła w wyrazie szoku.
– Dominiku to mój syn – powiedziała szeptem, patrząc na czubek głowy Mikołaja.
Kątem oka dostrzegła, że Dominik kucnął i z uśmiechem spojrzał na chłopca.
– Cześć, jestem Dominik, będziemy razem podróżować, a ja obiecałem twojej mamie, że zadbam o ciebie – powiedział spokojnym głosem, wyciągając dłoń do Mikołaja.
Chłopiec uśmiechnął się szeroko i podał swoją mają dłoń mężczyźnie.
– Cześć ja jestem Mikołaj. Mama mi o tobie mówiła. Podobno jesteś dzielnym żołnierzem – powiedział wesołym tonem.
– Tak, podobno tak – odpowiedział Dominik i uniósł wzrok na Wiktorię.
Ich spojrzenia się spotkały. Wiktoria zaciskała szczękę, a Dominik gromił ją wzrokiem.
- Muszę zamienić jeszcze dwa słowa z twoją mamą i jedziemy, w porządku? Poczekaj tu z Izą – uśmiechnął się do chłopca i wstał naciągając rękawy kurtki.
Wiktoria zadrżała na jego wściekłe spojrzenie, jednak przeszła do przyległego pomieszczenia, by Mikołaj nie usłyszał ich wymiany zdań. Gdy drzwi za nimi zamknęły się, Dominik chwycił ją silnie za ramię i obrócił w swoją stronę.
– Kiedy zamierzałaś mi kurwa powiedzieć, że mam syna?
Kobieta wyrwała się z jego uścisku.
– To nie jest twój syn – warknęła cicho.
– Nie? Szkoda, że nie mam dostępu do albumu rodzinnego to udowodniłbym ci...
– To nie jest twój syn odkąd zdecydowałeś służyć ojczyźnie – sprecyzowała ostrym tonem.
– Powinnaś mi powiedzieć prawdę...
– Nic nie byłam ci winna Dominik! Zostawiłeś mnie! Spanikowałam! Maks wziął na siebie całą odpowiedzialność! – zacisnęła dłonie w pięści.
– Jestem jego ojcem! Miałem prawo wiedzieć!
– Nie wiedziałam czy przeżyjesz! Zresztą to przeszłość! Zostaw ją...
– Jak mam ją zostawić, jak przez sześć lat nie wiedziałem, że mam syna?! Jak ty sobie to wyobrażałaś? Chciałaś go w nieskończoność ukrywać przede mną?!
– Tak! Tak długo jak to było możliwe. Nie chciałeś go...
– Nie wiedziałaś czego chce, bo nie raczyłaś mnie o to zapytać! Tylko myśl o tobie sprawiała, że przeżyłem na wojnie! A kiedy wróciłem dowiedziałem się, że jesteś z Maksem...
– Daj spokój Dominik, pamiętam tamtą rozmowę! Pamiętam jak błagałam cię byś został, ale ty nie chciałeś o tym słyszeć...
– Byłem młody, głupi, nie zdawałem sobie sprawy, co jest dla mnie ważne...
– A teraz wiesz? Co jest dla ciebie ważne? – zapytała ostrym tonem.
– Wiem... – zacisnął szczęki.
– To ocal go – powiedziała oddychając ciężko.
– Wrócę tu Wiktoria i dokończymy te sprawy do końca, ale Mikołaj... on musi się dowiedzieć...
– Na pewno nie teraz! Maks nie żyje i nawet tego mu nie powiedziałam, więc nie waż się!
– Nie Wiktoria, nie teraz. Przyjdzie na to czas – pokiwał głową. – Tak jak i na nas. Mamy wiele spraw do wyjaśnienia.
– Nie wszystkie wymagają wyjaśnienia.
– Wręcz przeciwnie Wiki, bo widzisz ja zawsze kochałem tylko ciebie...
– Boże Dominik daruj sobie – spojrzała w sufit. Tyle lat pragnęła to usłyszeć, a teraz w obliczu tak wielu tragedii jego słowa rozsierdziły ją. Podjęła swoje decyzje i nie chciała tego słyszeć, chociaż z drugiej strony myśl, że Dominik zawsze ją kochał mogło być jej jedynym pocieszeniem w ciężkich chwilach, które miały nadejść.
– Nie daruje sobie Wiktoria. Kocham cię i będę cię kochać, bo to nie ty tym kierujesz. Nie jestem sztuczną inteligencją, którą możesz sterować... – nachylił się i złożył na jej ustach szybki pocałunek.
Pragnienie jego ust było silniejsze niż wszystko inne. Nie zastanawiając się przylgnęła do niego całym ciałem i wpiła się łapczywie w jego usta. Zaskoczony jej gwałtowną reakcją Dominik objął ją w pasie, jednocześnie czując jak słone łzy mieszają się z ich pocałunkami.
– Dlaczego płaczesz? – szepnął Dominik, gdy odsunęli się od siebie.
– Po prostu – odpowiedziała ocierając policzki. – Idźcie już.
– Wywiozę naszego syna bezpiecznie i wrócę, razem...
– Nie ma żadnego razem Dominik. Muszę zrobić to sama. Niech ten pocałunek cię nie zmyli. To było pożegnanie – stwierdziła wymijając go.
– Sama w to nie wierzysz! – zawołał za nią, ale ona nie obróciła się. Twardym krokiem szła przed siebie, a on za nią.
Podeszła do syna i ucałowała go, następnie przytuliła Izę i spojrzała na Dominika z chłodem w szaro – złotych oczach.
– Uważajcie na siebie – powiedziała tonem żołnierza, a Dominik skinął jej głową.
– Zrobię wszystko, co w mojej...
– To zrób. Do tego cię szkolono – przerwała mu i ostatni raz spojrzała na syna, który szedł z Izą za rękę.
Przegryzając wnętrze policzka starała się nie rozpłakać, gdy z jej oczu znikał ostatni członek jej rodziny. Antek stanął obok niej i objął ją ramieniem, a kiedy zniknęli za włazem wtuliła się w jego ramiona i wybuchła płaczem.
***
Kiedy zapadła noc Wiktoria przeszła przez właz i po raz pierwszy od egzekucji Maksa wyszła na powierzchnię. Jej oczom ukazały się dantejskie sceny i wiedziała, że jej brygada wiele przed nią ukryła. Na ulicach leżeli martwi ludzie. Podeszła do ciała i zatykając usta przyjrzała się bliżej wybroczynom na ciele. Nie wiedziała, jaki wirus wypuścił Dressler, ale według informacji, bez podania odpowiednich leków zabijał on w dwadzieścia cztery godziny. Przyspieszając dzielnie stawiała krok za krokiem. Musiała to zakończyć. Musiała ulżyć cierpieniom ludzi, których przysięgła chronić, dla których zbudowała technologię, by pomóc im w egzystencji, w nowym lepszym świecie. Ten świat jednak nigdy nie nadszedł. Po drodze potrąciła jakąś dziewczynę, ale nawet nie obróciła się, by przeprosić. Gdy dotarła do siedziby Dresslera stanęła przed bramą i zdjęła kaptur. Wiedziała, że kamery bardzo szybko wykryją jej obecność. Kiedy otoczyli ją żołnierze uniosła ręce do góry w geście poddania i pewnym siebie głosem przemówiła.
– Nazywam się Wiktoria Kruk i oddaje się w wasze ręce!
![](https://img.wattpad.com/cover/357460164-288-k388966.jpg)
CZYTASZ
Victrolla
FantascienzaCo by było gdybyś była twórcą programu, który może ocalić świat, ale to z jego powodu wybucha wojna? Wiktoria Kruk - porzucona przez matkę, wychowana w jednostce wojskowej przez ojca, generała, odpowiedzialna za współtworzenie samodzielnie myśląceg...