- Nie możecie mnie ciągle przetrzymywać tutaj! Antek! Powiedz jej, że nie zamierzam zrobić żadnej głupoty. Sto razy to obmawialiśmy! Zamiast działać siedzimy tu jak kołki! – poddenerwowana Wiktoria podrywa się z krzesła i krąży po celi rudowłosego mężczyzny, który żałował, że nie ma stoperów do uszu. Od kilku dni na przemian słucha jej płaczu i krzyku.
Odkąd jej powiedział, że plan się powiódł, a on wykasował dane bunkra zdawała sobie sprawę, że są bezpieczni, jednak w jej głowie układał się kolejny zwariowany plan, mający na celu odbicie jej męża i przyjaciela. Antek spojrzał na blondynkę stojącą w kącie pokoju. Iza wykazywała się w ostatnich dniach prawdziwym opanowaniem. Doglądała Wiktorii, zajęła się jej synem. Pogrążyła się w poczuciu winy. W głębi duszy wiedziała, że jej przyjaciółka miała rację i nigdy nie powinna pozwolić, by Nikodem i Maksymilian opuścili bunkier. To od początku powinna być Wiktoria. Znała ją. Wiedziała, że poradziłaby sobie o wiele lepiej, jednak tych dwóch przekonało ją, uderzając w najpierwotniejszy instynkt kobiecy, że Mikołaj będzie potrzebował matki, co przeważyło nad decyzją Izy o zamknięciu Wiktorii w celi.
– Wiktoria, jeżeli zechcesz posadzić tyłek i posłuchać... – zaczął monotonnym głosem Antek przeczesując palcami rude loki, a następnie zjechał na swoją bliznę, po której bezwiednie przejechał palcem.
Czarnowłosa kobieta spojrzała na niego mrużąc oczy. Niechętnie opadła na krzesło, plecami obracając się do przyjaciółki. Iza położyła jej dłoń na ramieniu, jednak ta ją strąciła i skupiła się na twarzy Antka, który patrzył na jej zachowanie z dezaprobatą. Jego ciemne oczy zdawały się mówić „Odpuść kurwa. Chciała dobrze." I miał rację. Iza chciała dobrze, ale Wiktoria była wściekła i w dalszym ciągu nie potrafiła wybaczyć przyjaciółce.
– Jaki macie kolejny zajebisty plan? Zamurować mnie w ścianie i podawać mi jedzenie przez dziurę? – burknęła, zakładając ręce na piersi. Antek prychnął i przewrócił oczami.
– Skontaktował się z nami ktoś...
– Kto?
– Informator... – Antek przełknął ślinę i spojrzał w niebieskie oczy Izy, która zachęcająco skinęła głową, by kontynuował. – Chce się z tobą spotkać, ale tylko z tobą – zakończył z naciskiem.
– Kto to taki? – zapytała podejrzliwie Wiktoria. – Pójdę! – zanim zdążyła doczekać się odpowiedzi na swoje pytanie podjęła decyzję. Wytarła spocone dłonie w spodnie i spojrzała na Antka z zaciętym wyrazem twarzy. Gdyby rudzielec chociaż próbował jej to wyperswadować to przywaliłaby mu w gębę. Najwyraźniej odczytał jej zamiary, bo pokręcił głową, chyląc ją.
– Nie wiemy kto to jest Wika. To może być pułapka.
– Skąd masz ten trop?
– Skontaktował się ze mną na kanale ogólnym. Nadał szyfrem... Dwie noce siedziałem zanim udało mi się zorientować, że audycja ta jest powtarzana nie bez powodu. Sorry... – mruknął. Był zawiedziony, że zajęło mu to dwie noce? – Wiktoria zdziwiła się, ale wstała i klepnęła go w ramię.
– Dobra robota Antek. Mimo wszystko pójdę. I tak nie mam nic więcej do stracenia....
– Mikołaj... – wyrwało się Izie, a brunetka zgromiła ją wzrokiem.
– Wiesz co robić, gdybym nie wróciła. Omawiałyśmy to setki razy! A ty kurwa, tym razem, dotrzymasz, pieprzonego słowa Iza! – szturchnęła ją w pierś.
W oczach blondynki stanęły łzy. Wiktoria mocno dyszała. Nie cierpiała ranić swoich bliskich, jednak wiedziała, że wojna nie znosi słabości, a miłość była największą z nich.***
Od kilku dni na niebie wznosił się krwawy księżyc. Zdawało się, że ocieka krwią poległych. Wedle zapowiedzi dokładnie tydzień od tego zdarzenia miało nastąpić zaćmienie słońca, które miało pogrążyć ziemię w ciemności na kilka dni. W tym czasie po ulicach miast krążyło wielu fałszywych proroków. Świat oszalał.
– Zaprawdę powiadam wam, że siódmego dnia wzejdzie słońce i rozjaśni mrok, a wśród nas będzie kroczył syn Boży, który zbawi nas od grzechu i zabierze przed oblicze ojca. Porzućcie broń, módlcie się! Inaczej nigdy nie dostąpicie królestwa niebieskiego! – na placu defilad grzmiał głos jednego z nich. Achiasz był samozwańczym prorokiem, jakich wielu. Wiktoria nie była zbyt religijna to i nie wiedziała, czy takie imię w Biblii występowało. W obliczu wojny prorocy wypełzali jak karaluchy, ale byli również pocieszeniem dla tych, którzy ślepo wierzyli w Boga. Dawali im nadzieję. Cóż, ona jej nie miała. W zamian za to miała ochotę krzyknąć do zebranego tłumu, że Mesjasz nie nadejdzie, a oni powinni szukać schronienia przed następnym bombardowaniem. Od porwania Maksa i Nikodema minął tydzień. Bezskutecznie próbowali znaleźć sposób na odbicie ich. Wysyłali szpiegów i szukali możliwości dostania się do siedziby Dresslera, jednak ten podwoił straże i dostanie się do siedziby sztabu generalnego nie było już takie proste.. Kiedy Antek przekazał jej kilka dni temu informacjęo rzekomym informatorze, który chce się z nią spotkać bez wahania podjęła decyzję. Tonący, brzytwy się chwyta. Podobno osoba ta miała informacje, ale chciał rozmawiać tylko z Wiktorią. Wiedziała, że to może być pułapka przygotowana przez Dresslera. Wiedziała, a mimo to szła teraz schowana pod ciemnym kapturem przez tłumny plac defilad. Jej zdjęcia były wszędzie. Poszukiwana. Uciekinierka. Zdrajczyni. Podeszła do bramy i sprawdziła ułożenie noża w cholewie buta. Pod kurtką dwa glocki. Jeżeli jej się poszczęści, nie użyje ich. Jeżeli nie, oby umiała wyciągnąć je jak najszybciej. Nigdy jeszcze nie zabiła człowieka. Nawet nie wiedziała, czy umiałaby się na to zdobyć. Zranić może tak, ale zabić? Zanim zdążyła nacisnąć klamkę drzwi pierwsze ustąpiły, a silne ręce wciągnęły ją do środka. Nie mogła krzyknąć. Nawet jeżeli ktoś przybiegłby na pomoc to mógł ją wydać. Schyliła się w desperacji, by sięgnąć po nóż.
– Zostaw go i nie szarp się – ktoś dobrze wiedział, co chciała zrobić. Znała ten głos. Powoli silne ręce puściły ją, a ona wykonała obrót.
– Dominik – warknęła i sięgnęła pod kurtkę po broń. – Obiecałam ci... – zaczęła, ale jej przerwał.
– Kiedy uratujesz mojego brata i swojego męża, dokonasz zemsty na mnie, ale nie teraz – w przytłumionym świetle żarówki, blado świecącej piętro wyżej Wiktoria dostrzegła krople potu na jego czole.
– O czym mówisz? – wyciągnęła broń i na wszelki wypadek odbezpieczyła ją, na co Dominik skrzywił się.
– Możesz mnie zabić. Zrób to teraz, ale beze mnie nie znajdziesz ich – szach mat. Wiktoria spojrzała na niego ze złością.
– Lepiej przejdź do sedna. Gdzie oni są? Czy oni...
– Dressler ich ma. Tak Wiktoria. Żyją. Jeszcze... – Wiki poczuła jak jej serce przyspiesza. Jej dłonie drżały na spuście. Wiedziała, że Dressler ich przetrzymuje i on wiedział, że ona wie, a mimo to tym jednym zdaniem zapewnił, że Maks i Niko jeszcze żyją.
– A teraz chodź za mną – wskazał jej piętro budynku, a on parsknęła i pokręciła głową.
– Pogieło cię? Chcesz mnie zawlec pod oblicze Dresslera? – spojrzał na nią z poirytowaniem.
– Nie sądzisz, że gdybym chciał to zrobić już byś była w drodze? – Wiktoria zawahała się.
– Wobec tego czego chcesz zdrajco? Wydobyć ode mnie informacje? – spojrzał na nią spod byka i warknął.
– Gdybym chciał cię zabić już byś była martwa.
– Potrzebujesz informacji...
– Potrzebuję cię, by uratować brata – podszedł do niej i nie zważając na odbezpieczoną broń w jej ręce warknął. – A teraz chodź, prorok kończy przemówienie – rzeczywiście na ulicy było słychać odgłosy kroków.
Ludzie wracali, by szukać schronienia. Wika zabezpieczyła broń i pozwoliła się poprowadzić w górę budynku.
– Pewnego dnia...
– Zabijesz mnie. Wiem. I pozwolę ci na to – powiedział, gdy stanęli przed starymi, odrapanymi z farby drewnianymi drzwiami.
Kiedy Dominik je pchnął Wiktoria zaniemówiła. W środku znajdowała się cała drużyna jej ojca. Czternastu żołnierzy wpatrywało się w nią z wycieńczeniem na twarzach. Przyłożyła dłoń do twarzy na widok poobijanych i rannych żołnierzy, tak bliskich jej sercu. Tak znajomych i życzliwych twarzy. Jeden z nich. Krystian, który był zastępcą Dominika, wstał od stołu i podszedł do niej.
– Wiktorio jesteśmy na twoje rozkazy – pochylił głowę, jak miał w zwyczaju robić to przed jej ojcem, a jej łzy pociekły z oczu.
– Jak? Myślałam, że wy wszyscy zginęliście.
– Zanim doszło do masakry Dominik nam pomógł – odpowiedział sierżant, a ona spojrzała na czarnowłosego mężczyznę stojącego obok.
– Przecież zdradziłeś...
– Dominik nie jest zdrajcą – powiedział Krystian spokojnie, ale mężczyzna mu przerwał.
– Dość! Zdradziłem twojego ojca i to przeze mnie zginął, jednak nie mogłem skazać ich wszystkich na śmierć – patrzył jej głęboko w oczy wypowiadając ostrym tonem żołnierza słowa, które raniły ją do głębi. – Nic się nie zmieniło. Pracuje dla Dresslera, ale nie pozwolę by krzywdzili mojego brata z twojego powodu. Zabierz Zmorę i pomóż mi uratować brata, zanim go zabiją. Bo zabiją. Maks i Niko już pękają, a na ciebie polują. Bez twojej wiedzy nie odzyskają technologii. Rozpoczęłaś tą wojnę to musisz ją zakończyć. Daje ci czas, byś zdecydowała jak to zrobić. Podejmij decyzję zanim nie pozostawisz mi wyboru i trafisz tam gdzie Niko. Pamiętaj, że jestem zdrajcą i nie mam skrupułów by przehandlować cię za mojego brata – po tych słowach wyszedł bez słowa i rozpłynął się w ciemności korytarza. Wiktoria spojrzała na Zmorę i wysiliła się na uśmiech. Z jej ust pociekły łzy, gdy przytuliła się do twardego ciała żołnierza, o imieniu Krystian.
– Zabieram was do domu – szepnęła mu do ucha, a on pogłaskał ją po plecach, jednak jego wzrok wciąż był utkwiony w drzwiach, za którymi zniknął jego kapitan.
****
Siedem lat temu – Warszawa 2023r.

CZYTASZ
Victrolla
Science FictionCo by było gdybyś była twórcą programu, który może ocalić świat, ale to z jego powodu wybucha wojna? Wiktoria Kruk - porzucona przez matkę, wychowana w jednostce wojskowej przez ojca, generała, odpowiedzialna za współtworzenie samodzielnie myśląceg...