Teraz – 2030r.
Od tygodnia siedzieli w bunkrze. Zero wieści z zewnątrz. Nie wiedzieli jak zmienił się świat przez ostatnie siedem dni.
– Niko musimy wyjść na zewnątrz, zobaczyć, co się dzieje. Nie możemy tu siedzieć w nieskończoność – była późna noc. Wiktoria rozmawiała z przyjacielem w pokoju przeznaczonym na gabinet. Bunkier został zaprojektowany przez ojca i mógł dać schronienie około setce ludzi, wyżywienie w nim zgromadzone mogło wystarczyć, przy umiejętnym gospodarowaniu racjami na okres co najmniej pięciu lat. Bunkier był przygotowany by przetrzymać atak jądrowy i okres promieniowania.
– Chcesz tam wyjść Wiki i co? Dać się złapać? Myślisz, że po tygodniu Dressler się poddał? Jesteśmy tu bezpieczni, nie ma potrzeby szukać kłopotów.
– Musimy dowiedzieć się jak wygląda sytuacja na zewnątrz Niko. Chcesz tu siedzieć w niepewności przez kilka lat, bo boisz się, że co?
– Że nas złapią Wiktoria. Złapią, zmuszą do odtworzenia Victrolli, a później zabiją – spojrzał na drzwi, ale w bunkrze było cicho, jak makiem zasiał.
– Mogłeś uciec, nadal możesz. Maksymilian ma potrzebne dokumenty dla ciebie i Izy – chłopak pokręcił głowo.
– Dobrze wiesz, że nie mogłem.
– Mogłeś! – warknęła – Tylko tak jak i ja czułeś się odpowiedzialny za program, dlatego zostałeś, ale teraz jego już nie ma, a ty możesz zabrać Izę i wyjechać – chwyciła jego dłonie w swoje i uścisnęła – Ja nie mogę. Muszę pomścić ojca. – spojrzała na ekran starego komputera. Złom działał, ale jego oprogramowanie nie nadawało się do niczego. Był to jeden z modeli, tak stary, że nie sposób było podłączenie go by chociaż spróbować aktywować Victrolle. „Może i dobrze". Miał systemy, które wojsko używało dwadzieścia lat temu, a które ona zhakowała.
Nikodem prychnął i pokręcił głową.
– Czy ty się słyszysz? Pomścić ojca? Powinnaś pakować rodzinę i wiać. Przede wszystkim powinnaś ochronić swojego syna – jego piwne oczy, w których przeważała zieleń przewiercały ją na wskroś.
– Maks ochroni Mikołaja.
– Powinnaś go wywieźć do Szwecji. Tam może być bezpieczny. To jedyny kraj, który był niezależny jeżeli chodzi o program. Nie chcieli go. Żyją spokojnie.
– Nie wywiozę mojego dziecka do Szwecji! – uniosła głos o kilka decybeli i zdenerwowana poderwała się z krzesła.
– Bardziej zależy ci na tym co ty czujesz niż na własnym dziecku. To egoizm, o który tyle razy obwiniałaś własną matkę. Teraz wychodzi z ciebie – odpowiedział niewiele myśląc. Wiktoria i Nikodem przyjaźnili się od szesnastego roku życia. Wiele razem przeszli, znali swoje tajemnice. Dzielili się radościami i obawami. Wspólnie pracowali nad programem, który miał zmienić świat. I zmienił, tyle że na gorsze. Obydwoje tego nie przewidzieli.
– Zamknij się Niko – wyciągnęła w jego kierunku wskazujący palec – Nie będziesz mnie oceniał! Nie ty!
– Wiktoria posłuchaj, myśl logicznie...
– Mam dość czekania. Jutro w nocy wyjdę na zewnątrz, czy ci się to podoba czy nie!
– I z kim wyjdziesz? Rozejrzyj się! Nie masz armii. Bunkier jest pełen inżynierów. Poza tobą nikt tutaj nie potrafi walczyć, a i tobie pewnie dużo się zapomniało. Nie możesz narażać siebie, nie narażając reszty... – Wiktoria miała dość wyrzucanej jej prawdy, obróciła się i ruszyła do wyjścia. Kiedy już miała opuścić połączenie i trzymała klamkę obróciła się do przyjaciela.
– Nie martw się Niko. Jeżeli mnie złapią prędzej dam się zabić niż was wydam. Czuję ciężar tej wojny na swoich barkach, może ty tego nie rozumiesz, ale jesteśmy współwinni. Na zewnątrz giną niewinni ludzie, nie możemy im pozwolić umierać za naszą sprawę. Może i nie mam armii, ale chcę spróbować uratować ich tylu, ile zdołam.
– Jesteś idealistką, zawsze byłaś i masz rację, ci ludzie nie powinni ginąć za nas – spuścił głowę i ukrył twarz w dłoniach – Jutro wyjdę z tobą.
– Niko, nie musisz...
– Muszę i dobrze o tym wiemy – uniósł głowę, a w jego oczach zamigotały łzy bezsilności. Bał się. Cholernie się bał. Jednak wiedział, że Wiktoria ma rację. W mieście ginęli ludzie i tak naprawdę nie wiadomo, jak daleko posunął się Dressler, by ich odnaleźć. Poza tym musiał się dowiedzieć, czy Dominik przeżył. Wiktoria uważała go za zdrajcę, ale wciąż był jego bratem, a on chciał wiedzieć tylko jedno, czy udało mu się opuścić budynek zanim spadła na niego naprowadzona bomba. Każdej nocy prosił Boga, by okazało się, że jego starszy brat żyje. Nie potrafił uwierzyć w jego zdradę. Nie poddał go tak szybko samosądowi, jak Wiktoria. Znał swojego brata i wiedział, że jest człowiekiem honoru. Wiktoria zaś, chowała do niego urazę od kilku lat i miała do tego pełne prawo.
– Zaczęliśmy to razem i skończymy razem – kiwnęli do siebie głowami.
Jej głos drżał, gdy zadała kolejne pytanie.
– Pamiętasz coś z tego co cię uczyłam? No wiesz, jak strzelać i bronić się?
Nikodem spojrzał na swoje blade dłonie. Nie zaznały one wiele krzywd. Nie można się zranić stukając w klawiaturę. Jedyne co może ci zagrażać jest ostra krawędź kartki papieru, a te rany szybko się zasklepiają i goją.
– Niewiele – przyznał szczerze, na co zareagowała nerwowym uśmiechem.
– Idź odpocznij Niko, jutro przypomnimy sobie kilka rzeczy – otworzyła drzwi, a jej oczom ukazała się maleńka buźka, patrząca na nią szmaragdowymi oczami. Ciemne włosy miał w nieładzie, a policzki zaróżowione od snu.
– Mikołaj? A co ty tu robisz? – nachyliła się i spojrzała w twarz swego syna.
– Nie mogłem spać mamusiu. Nie lubię tego miejsca. Chcę wrócić do domu – oznajmił płaczliwym głosem, a Wiktorii pękło serce.
Nie wiedziała, jak wytłumaczyć chłopcu, że z ich mieszkania najpewniej nic nie zostało, że to jest ich jedyny dom.
– Skarbie, przyszło nam żyć w odrobinę niekomfortowych warunkach, ale jesteśmy bezpieczni, a to jest najważniejsze – wzięła go za rączkę – Chodź kotku, odprowadzę cię do łóżka – zamknęła za sobą drzwi do pomieszczenia i ruszyli powoli korytarzem.
– Czy położysz się obok mnie?
– Tak skarbie, położę się – uśmiechnęła się, ale chłopczyk tego nie widział, idąc powoli patrzył przed siebie. Cisze przerywają ich ciche kroki, aż nagle chłopczyk pyta.
– Mamusiu, o co kłóciłaś się z wujkiem?
– Nie kłóciliśmy się, rozmawialiśmy – wytłumaczyła cicho, a chłopczyk westchnął.
– Krzyczeliście na siebie.
– Nie zgadzamy się w paru sprawach, ale wszystko jest w porządku. Nic się nie martw.
– Mamusiu?
– Tak?
Przystanęli przed drzwiami do ich pokoju, który zajmują w trójkę. Jest to mała betonowa klitka, z niewygodną podwójną wersalką, na której muszą spać w trójkę.
– Nic nie jest w porządku, prawda? – zapytało dziecko, a Wiktoria kręci głową.
Mikołaj ma sześć lat, nie tak łatwo go oszukać. Widzi strach i przerażenie. Wie, że przebywanie w bunkrze to nie letnie wakacje. Kobieta kucnęła i spojrzała na syna.
– Chwilowo sprawy się skomplikowały, przyszli źli ludzie i chcą nam zabrać wiele rzeczy, ale będzie dobrze. Nie stanie ci się krzywda – pogłaskała go po głowie i wprowadziła do pokoju. Maksymilian leży na łóżku, a na małej metalowej szafce nocnej pali się lampka. Spogląda na nich.
– Nie słyszałem kiedy wstał – próbuje się wytłumaczyć, ale Wiktoria macha ręką.
– Znalazł mnie, nic mu tu nie grozi – patrzą na siebie przez chwilę, aż w końcu Wiktoria odrywa wzrok od swojego męża i spogląda na syna.
– Teraz wszyscy pójdziemy spać, a jutro będzie nowy dzień, dobrze? – Maks odkrył kołdrę, by i oni mogli wejść do łóżka.
– Mamusiu, czy opowiesz mi bajkę?
– Którą?
– Tą, gdzie wrócimy do domu...
Wiktoria czuje jak dłonie Maksa zaciskają się na jej brzuchu i z całych sił próbuje się nie rozpłakać, głos jej się łamie, gdy odpowiada.
– Jasne, że tak.
Opowiadając historię, o tym jak źli ludzie zostają pokonani, a oni wracają do domu przypomina jej inne dziecko, a właściwie już nastolatkę i podobne błaganie o powrót do domu. Było to tak dawno, że czas zatarł niektóre wspomnienia. Nie pamięta czym pachniała, jak wyglądał jej dom. Pamięta tylko spojrzenie swojej matki i ostatnie słowa, które do niej powiedziała.
CZYTASZ
Victrolla
Science FictionCo by było gdybyś była twórcą programu, który może ocalić świat, ale to z jego powodu wybucha wojna? Wiktoria Kruk - porzucona przez matkę, wychowana w jednostce wojskowej przez ojca, generała, odpowiedzialna za współtworzenie samodzielnie myśląceg...