Rozdział 13

14 3 4
                                        

Ten rozdział wiele Wam wyjaśni ;) Bawcie się dobrze ;)
....
W jednej chwili Wiktoria patrzyła w oczy Maksa, a w następnej do jego skroni został przyłożony pistolet. Szarpnęła się, by wyciągnąć swój i wypalić do przodu. Duża dłoń zasłoniła jej oczy, gdy rozległ się huk wystrzału. Chciała się wyrwać i głośno zawołać imię Maksa. Chciała zabić Dresslera, ale dłoń, która zasłoniła jej oczy teraz zsunęła się na usta, a silne ramię unieruchomiło ją w miejscu.
– Nie szarp się. Nie zwracaj na siebie uwagi, bo zginiesz. On by tego nie chciał...– znała ten głos aż za dobrze.
Zaczęła głęboko oddychać przez nos i spojrzała na podest. Martwe ciało Maksa leżało bezwładnie, pozostawione na widok gawiedzi, która pragnęła jego śmierci. Jeszcze raz próbowała się wyrwać, ale dłonie Dominika trzymały ją mocno. Kiedy tłum zaczął się przerzedzać on powoli wyprowadził ich z niego. Ciągnął ją dłuższą chwilę, a ona pozwalała mu na to. Wszystkie jej zmysły były przytępione. Łzy bez ustanku spływały po policzkach i cała drżała. Dominik spoglądał na nią co i rusz. Pragnął ją tylko bezpiecznie odseparować od placu Defilad. Wielką nierozwagą wykazał się cała drużyna pozwalając jej tu przychodzić, albo po prostu nie wiedzieli, że to zrobi. Na tyle, na ile znał Wiktorię wiedział, że jest zdolna do wszystkiego. Dziękował Bogu, że udało mu się ją odnaleźć w tym tłumie. Inaczej kobieta wpadłaby prosto w sidła Dresslera. Nie chciał myśleć, co by wtedy się wydarzyło, a miał na głowie uratowanie Nikodema i ona była mu potrzebna.
Wiktoria powoli doszła do siebie i zdała sobie sprawę, że są coraz bliżej starego miasta. Szarpnęła się, by Dominik wreszcie ją puścił.
– Nie rób widowiska – warknął na nią, a ona spojrzała na niego gniewnie. Wsadziła rękę pod kurtkę i sięgnęła do broni.
– Nawet o tym nie myśl. Nim ja padnę trupem, ty umrzesz pierwsza – chwycił ją za ramię i pociągnął w stronę wąskiej uliczki. – Nie dość ci śmierci na dziś? – zapytał świdrując ją szmaragdowym spojrzeniem.
– Zabiłabym cię w tej właśnie chwili sukinsynie... – grupka osób przeszła obok nich i spojrzeli w ich stronę, ale nie dostrzegli niczego poza całującą się parą. Kiedy przeszli Dominik odsunął się od Wiktorii, a ta otarła usta wierzchem dłoni. Rozejrzała się na boki, wokół nie było żywej duszy. Za to uświadomiła sobie, że znajdują się bardzo blisko bunkra.
– Jak kurwa w ogóle śmiesz! Jesteś zdrajcą! Nienawidzę cię! ?  Gówno mnie obchodzi, że sprowadziłeś do mnie Zmorę. Przez ciebie zginął mój ojciec! Byłeś tam i pozwoliłeś by go zabito! Dlaczego? A teraz Maks! Mogłeś go ocalić – załkała i  wyszarpnęła w końcu broń spod ubrania, a Dominik cofnął się o krok i rozłożył ręce.
– Śmiało strzelaj! Zabij mnie Wiktoria! Masz rację! Wszystko co powiedziałaś jest prawdą! Robiłem wszystko, by ocalić Maksa! Był również moim przyjacielem! Ale on kochał bardziej ciebie, niż własne życie! Wiedział o tym! Nie było dla niego ratunku! Zabij mnie! – Dominik Regis przyklęknął, jak jej zmarły mąż. Spojrzał na nią z żalem w oczach, a ona przypomniała sobie te wszystkie chwile, które spędzili razem jak przyjaciele i kochankowie. Pokręciła głową i zaniosła się płaczem wypuszczając broń z dłoni, który odbiła się od bruku i upadła kawałek dalej.
– Dlaczego Domi? Wytłumacz mi dlaczego? – zdjęła z głowy kaptur i przejechała dłońmi po zaplecionych włosach. Następnie otarła łzy. – Wstań! – powiedziała, a kiedy nie usłuchał wrzasnęła. Nie przejmowała się, czy ktokolwiek ją usłyszy. – Do jasnej kurwy Regis wstawaj! – Dominik spojrzał na nią i podniósł się. Górował nad nią masą i wzrostem.
– Wika, muszę ci coś powiedzieć... – nie dokończył. Strzał padł z boku, a za nim Wiktoria zdążyła zareagować Dominik zasłonił ją własnym ciałem, obrywając tym samym w udo. Upadł pod ciężarem bólu spoglądając na ranę.
Kula chyba przeszła na wylot, ale w szybkim tempie tracił dużo krwi. Zaklął i spojrzał na twarz napastnika. Średniego wzrostu blondyn wpatrywał się w niego z przestrachem, ale Dominik wiedział, że to nie o niego mu chodzi, ale o Wiktorię. W końcu wzrok napastnika uniósł się na Wiktorię, a twarz mężczyzny się zmienia. Oczy mu błyszczą. Dominikowi zakręciło się w głowie. Poczuł suchość w ustach. Zapach rtęci dobiegł do jego nozdrzy, ale w tym wszystkim patrzył tylko na nią. Wika szybko podnosi broń, którą upuściła i staje przed nim mierząc pewnie do mężczyzny. Dominik przymyka oczy. Robi mu się słabo, strzał musiał uszkodzić tętnicę udową. Przymyka oczy i słyszy huk wystrzału. Nie chce ich otwierać. Nie chce wiedzieć czyje ciało upadło jak długie nieopodal jego. Zginie jako zdrajca, nie mając szans, by wyjaśnić jej dlaczego tak postąpił, ale to nic. Zadba o Maksa, a ona będzie szczęśliwa, chyba że już tam jest, bo ten siwy skurwiel ją zabił. Wtedy sobie pogadają, o ile trafią do jednego miejsca. Wiedziony wizjami nieba odpływa w nicość.
– Wstawaj Domi – słyszy jej głos tuż przy swoim uchu i uchyla oczy.
Jest. Klęczy nad nim, a srebro i złoto przepływają w jej oczach. Mówią, że uwielbianie czyiś oczu jest banałem. Cóż, widocznie i banały są potrzebne w życiu. Wiktoria szarpie go i pomaga mu wstać, a on jej słucha i unosi się powoli. Kobieta przerzuca sobie jego rękę przez ramię, a on spogląda w dół. Obwiązała mu ranę podkoszulką, ale krew nadal przepływa przez prowizoryczny opatrunek. Kiedy docierają do budynku, a ona informuje go o drabince poddaje się i mówi, by poszła sama. Wika strofuje go i zmusza do zejścia na dół. Dominik dobrze wie, gdzie są. Podziemny tunel zaprasza go i otula chłodem. Po żmudnej wędrówce w dół Wiktoria sadza go pod ścianą. Do bunkra ma jeszcze jakieś dziesięć minut. Biegiem może pokona ten dystans w pięć.
– Zaczekaj tu Domi, pójdę po pomoc – mówi mu i wzdycha.
Sama nie wie, dlaczego mu pomogła. Może to przez wzgląd na dawne czasy, a może dlatego, że dzisiaj pierwszy raz odkąd spotkali się po latach dostrzegła w jego oczach emocje? No i z pewnością był jej potrzebny, by uratować Nikodema. To nie podlegało dyskusji. Musiała go ocalić. Nie mogła czekać, aż zabiją go, jak Maksa. Na samo wspomnienie męża drży.
– Poczekaj Wiki... – szepcze Dominik, a ona musi się nachylić, by lepiej go usłyszeć.
– Zaraz pomożemy ci Dominik. Wytrzymaj jeszcze chwilę...
– Zapytałaś dlaczego...
– Dlaczego co? – nie rozumiała, zatrzymywał ją w miejscu, a ona nie chciała stracić kolejnego przyjaciela.
– Dostałem rozkaz, musisz wiedzieć... – westchnął, a jego oddech zrobił się coraz płytszy.
– Później mi powiesz. Muszę iść... – widząc, że z mężczyzny uchodzi życie spina mięśnie do biegu, a kiedy wraca z pomocą oddycha z trudem. Dopada jego ciała i przykłada dłoń do jego szyi. Puls bije, ledwo co, ale w kapitanie nadal tli się życie. Udało jej się. Uratowała go.
***
Warszawa, kwiecień 2030 (początek wojny)

Oddział niemieckiego wojska opanował Warszawę, a ich generał domagał się spotkania z Krukiem. Od szczytu NATO i ogłoszenia zakończenia prac nad Victrollą Dominik wyczuwał kłopoty. Nie sądził jednak, że nastąpią one na taką skalę. Generał Kruk najwyraźniej to przewidział, bo ze spokojem popijał whisky i wpatrywał się w Dominika. Kapitan wierzył, że jego przełożony miał jakiś plan. Ich wojska powstrzymywały wejście Dresslera do sztabu generalnego, ale nie mogli opierać się za długo, w innym wypadku Dressler zapowiedział, że odpowie ogniem.
– Dominiku musisz teraz mnie wysłuchać.
– Nie damy razy opierać się długo generale. Musimy ich wysłuchać. Zrobić wszystko, by ochronić nasz kraj...
– Tak, to zaraz, ale teraz... Teraz musisz mnie wysłuchać.
Kapitan skinął głową i utkwił wzrok w swoim dowódcy. Mężczyźnie, który był jego drugim ojcem, autorytetem, a przede wszystkim był ojcem dziewczyny, którą kochał nad życie.
– Dominiku myliłem się – upił łyk whisky, by nawilżyć wyschnięte gardło. – Myliłem się, gdy powiedziałem, że żeby zostać żołnierzem to musisz wyrzec się tych, których kochasz. Wiem, że kochałeś moją córkę... – Dominik otworzył usta, by odpowiedzieć, ale generał uniósł dłoń i pokręcił głową, by mu nie przerywał. Nie miał za wiele czasu.
– Tak, być może nadal ją kochasz i ja też ją kocham, a więc teraz błagam cię zapomnij, o tym co mówiłem. Nie walcz o ojczyznę, ani o mnie. Nie ma dla nas szans. Ludzie tak zdeterminowani i żądni władzy jak Dressler i tak doprowadzą to do końca ze mną, czy beze mnie, a więc proszę cię chroń ją. Moją córkę i jej syna. Przysięgnij mi, że kiedy przyjdzie czas, zrobisz wszystko, by ich uratować.
– Ale...
– Nie ma żadnych, ale Dominik. Umrę. Moja śmierć jest pewna, a ty wyrzeknij się kraju, wyrzeknij się mnie. Zrób wszystko, co powinieneś, byś mógł przetrwać i ochronić ich. Muszę mieć pewność, że w odpowiedniej chwili wyprowadzisz stąd swoich braci, będą potrzebni mojej córce i ochronisz moje dziedzictwo. To bardzo ważne Dominik. W końcu zrozumiesz, a kiedy do tego dojdzie, chcę byś mi wybaczył...
– Generale... – Dominik nic z tego nie rozumiał, a Kruk nie dał mu czasu na zebranie myśli, dokończył swojego drinka i odstawił pustą szklankę na stolik kontynuując.
– Poświęcenie dla tych, których się kocha jest najlepszą śmiercią, jaką moglibyśmy wybrać. Nie odbieraj jej. Nie żałuj. Oddaj mi cześć chroniąc ich. To rozkaz kapitanie...
Rozkaz. Jedno słowo, a jednak dla kapitana wojska znaczyło więcej, niż wszystkie przysięgi.
– Przyjąłem. Nic z tego nie rozumie, ale wypełnię pana rozkaz.
– Przepraszam, że w dniu, kiedy wróciłeś z moją córką ze Szwecji powiedziałem ci, by zostać żołnierzem musisz wyrzec się wszystkiego. Nie zdawałem sobie sprawy z konsekwencji swoich słów. Widziałem w tobie potencjał i nie zważałem na to, że swoim postępowaniem mogę zranić swoich bliskich. Myliłem się. Miłość jest nam potrzebna. To ona daje nam siłę do walki i wiem, że miłość do Wiktorii ocaliła cię w Afganistanie. Jeszcze nic nie jest stracone Domi.
–Ale...
– Wiesz, że wojna jest nieunikniona. Puka do naszych drzwi – generał wstał i obszedł stół. Stanął naprzeciw Dominika i zacisnął dłoń na jego ramieniu. – Wiktoria niszczy to nad czym pracowała z twoim bratem.
– Dlaczego? Pracowali na to tyle lat...
– Przyszli po nią – wymownie spojrzał na drzwi i uśmiechnął się. – Ale my im nie oddamy Victrolli – pokiwał głową i nachylił się do ucha Dominika szeptając.
– Zabierz Zmorę, teraz. Odeślij ich w bezpiecznie miejsce, a ty poddaj się. Zdradź mnie.
– Generale, ja nie...
– Kapitanie... – jego wzrok był nieustępliwy. – Możesz i to zrobisz, by wypełnić rozkaz.
Dominik Regis, kapitan wojska polskiego wziął głęboki oddech i podszedł do drzwi, gdzie w pokoju obok znajdowali się jego przyjaciele. Otworzył je i spojrzał na Krystiana. Przekazał mu rozkaz, a mężczyzna kiwnął głową. Chwilę później dwunastu mężczyzn rozpłynęło się w powietrzu. Dominik przełknął ślinę i wrócił do swojego dowódcy.
– Co teraz? – zapytał, a lekkie drganie głos zdradziło jego zdenerwowanie.
– Teraz mnie zabije, a ty się poddasz. Wprowadź Dresslera – odpowiedział generał Kruk, prostując się. Dominik wykonał ostatni rozkaz, jaki padł z jego ust.

VictrollaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz