Miłego rozdziału <3
~*~
Dorian był zdecydowanie czarną owcą rodziny Torresów, w szczególności, jeśli mowa była o rodzeństwie. Już jako kilkuletni chłopiec sprawiał niemałe problemy, przez co znajomość Diany Torres z dyrektorem szkoły oraz częste wizyty na dywaniku u pana Kinga, nie były dla nikogo żadnym zaskoczeniem. Ojciec nigdy nie okazywał im zbyt dużo czułości, natomiast pani Diana nadrabiała za niego każdego buziaka na dobranoc.
Dalia była jego młodszą siostrą. Wkurzającą, ale nadal siostrą, dla której zgodziłby się przejść boso po rozżarzonym węglu, jednak to Dylan był dla niego największym wsparciem. Jako starszy brat nigdy go nie zwiódł. Rozwiązywał za niego zadania z matematyki, odbierał z każdej imprezy, gdy ten był w stanie takiego upojenia, że trafienie kluczem do zamka stało się nie lada wyczynem. Boże, to dzięki niemu udało mu się skończyć projektowanie graficzne. Naprawdę wiele mu zawdzięczał. Był dla niego wszystkim - bratem, który niekiedy przejmował rolę ojca, pocieszeniem oraz najlepszym doradcą.
Dorian poprzysiągł sobie, że mimo dzielących ich różnic, nie opuści brata i tak rzeczywiście było. Do czasu tego jednego, pamiętnego dnia, o którym nikt w domu Torresów nie wspomniał od lat, a czasem brudy zamiecione pod dywan, wychodzą szybciej niż byśmy się spodziewali. Ukrywanie ich jest jedynie jak zapałka dla ognia - początkiem dla ognia, który nie oszczędza.
Tamten grudniowy wieczór odbił się na nich niczym pieczęć na wierzchu listu. Dorian stracił nie tylko bliską mu osobę, lecz coś znacznej cennego. Stracił brata. A czy nie jest przypadkiem tak, że patrzenie na cierpienie bliskiej osoby staje się dla nas gorsze od własnego bólu? Dorian czuł taki ból każdego dnia. Każdego, cholernego, dnia przez ostatnie pięć lat. Widok Dylana był gorszy niż niejedno uzależnienie. Także ciągnął w dół, a próba ratunku kończyła się tylko bolesnym upadkiem. Ludzie mają specyficzną manierę ratowania bliskich im osób. Sęk w tym, że nie wszyscy mogą zostać ocaleni.
Deszcz osadzał się na jego ciemnych włosach, gdy przekraczał bramę miejsca, którego tak bardzo nie cierpiał. Błoto chlupało mu pod podeszwami obuwia, mocząc przy tym nogawki garniturowych spodni. Nawet nie fatygował się z parasolem, jakby miał wrażenie, że owy deszcz oczyści go z wszelkiego zepsucia, jakie skrywa jego dusza.
Szedł alejkami, mijając kolejne nagrobki.
Jedne szare, inne marmurowe.
Zadbane i te zapomniane.
Z kwiatami i te bez kwiatów.
Ze zniczami i te bez zniczów.
Nagle stało się to dla niego takie absurdalne. Nie wierzył w Boga od przeszło sześciu lat, a jednak stale tu przychodził. Prychnął jedynie pod nosem na myśl, że jedyne co po nas zostanie to kawał marmuru i mały znicz, który może ktoś kiedyś zapragnie zapalić.
Dotarł do celu, zatrzymując się tuż przy marmurowym pomniku. Deszcz zaczął padać coraz mocniej, jednak przestał zwracać na niego uwagę. Kiedy tu przychodził, kumulujące się w nim emocje nagle ustawały. Z każdą kolejną wizytą, wychodził stąd jeszcze bardziej wyczerpany. Marny, blady, bezsilny. Spojrzał na nagrobek, przełykając ciężką gulę, jaka właśnie osiadła w jego gardle i mocno je ściskała.
Ś.P.
Blanca Spencer
15.08.1997r. - 05.12.2019r.
Zginęła śmiercią tragiczną.
Pokój jej duszy.
CZYTASZ
between Us | 18+ Zakończone (W trakcie poprawek)
Любовные романы,,Niebezpiecznie jest za bardzo się zapatrzyć" Przeszłość bywa brutalna i zostawia na człowieku znaczące piętno. Na Dylanie Torresie odbiła się niewyobrażalnie. Jest wycofany, chłodny, stroni od ludzi, a co najgorsze, nie potrafi okazywać zbyt wielu...