ROZDZIAŁ XXV

834 35 3
                                    

~*~

Dylan wrócił do domu od razu po tym jak opuścił mieszkanie Grace. Nie zmrużył już oka nawet na chwilę. Myślał o bracie i o jego słowach, które były dla niego niczym sztylet pokryty soczystą trucizną, przebijający na wylot jego, i tak już, gnijące serce. Leżał na kanapie w salonie wpatrując się bezczynnie w sufit. Nie miał ochoty dosłownie na nic, a na wspomnienie o dzisiejszym obiedzie dostawał dreszczy i zawrotów głowy. Myśl, że Pierce będzie blisko niego i znowu poczuje zapach słodkich pistacji, była dla niego katorgą. Jego organizm dziwnie reagował na jej obecność i co najgorsze od pewnego czasu się to nie zmieniało.

Po wykonaniu porannego treningu oraz toalety, zaczął przygotowywać się na spotkanie z rodzicami i Grace. Założył czarne, garniturowe spodnie, skórzany pasek i ciemną, niczym smoła, koszulę, w której trzy pierwsze guziki, pozostały rozpięte. Zmierzwił krucze włosy i spryskał ubranie perfumami. Nałożył płaszcz i zgarnął z blatu kluczyki do samochodu. Miał być u niej przed 15., więc jeśli nie wyjedzie w tym momencie, to mógłby się spóźnić.

Dojechał na miejsce o czasie. Zgasił silnik mercedesa i ruszył chodnikiem prosto do jej mieszkania. Wdrapał się po schodach mijając dwie nastolatki, które posyłały mu uwodzicielskie spojrzenia. Westchnął głośno kierując się w stronę mieszkania Grace. Stanął naprzeciwko drzwi i zadzwonił. Dziwny dreszcz ekscytacji przeszył jego ciało. Usłyszał kroki, a potem odgłos przekręcanego zamka.

Grace stała przed nim w pełni gotowa i jak zwykle odebrało mu mowę. Posłała mu niezręczny uśmiech i założyła pasemko włosów za ucho. Odchrząknęła.

- Hej. - nic nie powiedział. Po prostu stał i się jej przyglądał jak niespotykanej rzeczy, a zarazem najpiękniejszej. - Wejdziesz? Muszę jeszcze założyć biżuterię i będę gotowa. - przytaknął.

Ruszył prosto do salonu zamykając wcześniej za sobą drzwi. Grace zniknęła w sypialni, więc miał chwilę, by rozejrzeć się po mieszkaniu. Mały salon z telewizorem połączony został z otwartą kuchnią. Dębowy wielki stół stanął na środku pomieszczenia tuż obok kanapy. Było tu przytulnie i komfortowo. Na kominku stały fotografie jej i Nory. I jeszcze jedna z kobietą, która była do niej podobna. Gina Pierce. Chwycił ją w dłonie i sunął wzrokiem po czarno - białym zdjęciu. Grace pojawiła się w progu salonu z naszyjnikiem w dłoni i ubranymi już botkami na grubym obcasie.

- Przepraszam. - odstawił ramkę na miejsce i poprawił płaszcz. - Nie powinienem był jej ruszać.

- Nie szkodzi. - wzruszyła ramionami.

- Jesteś do niej podobna. - wbiła w niego wzrok po czym odwróciła spojrzenie. Niekontrolowanie zaczęła drgać jej dolna warga, a pod powiekami poczuła szczypanie. - Grace?

- To nic. - wytarła kąciki oczu zewnętrzną częścią dłoni. - Możemy już iść?

Podszedł do niej, ale ona unikała jego wzroku. Nie lubiła płakać przy ludziach, a w szczególności przy nim. Wydawało jej się, że staje się wtedy taka słaba. Lecz łzy wylane na ludzi, których kochamy, nie są dowodem słabości, lecz tego jak bardzo nam na nich zależało. I zawsze będzie zależeć.

- Hej. - chwycił jej podbródek smukłymi palcami. - To normalne, że za nią tęsknisz. - zaczęła szlochać coraz bardziej.

Boże, poczuła się taka samotna. Tęskniła za matką tak bardzo, że bolało ją całe ciało i cała dusza. Popatrzyła na niego pełnymi łez oczami, a on przyciągnął ją do siebie. Wtuliła się w jego pierś, gdy gładził ją dłonią po włosach. Oparł brodę na jej głowie pozwalając jej wypłakać się w swoją koszulę.

- Przepraszam. - wychlipała po kilku minutach.

- Cii... - jego koliste ruchy były dla niej kojące. - Nie przepraszaj za to, że tęsknisz za osobą, która była dla ciebie ważna. - przełknął ślinę i dodał: - Nigdy tego nie rób.

between Us | 18+ Zakończone (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz