17. Dama z kurdybankiem

105 34 28
                                    

Sierpień 93

MICHAŁ

Agnieszka lubiła chodzić na długie wędrówki piesze po okolicy, więc często, w wolnym czasie włóczyliśmy się razem po miejscach, które ona wybrała. Bardzo lubiłem spędzać czas w ten sposób, bo obydwoje realizowaliśmy swoje pasje: Aga zajmowała się swoimi badylkami, a ja fotografowałem. Kupiłem specjalny obiektyw do zdjęć makro i robiłem piękne zdjęcia roślin, o których opowiadała mi moja niezwykła dziewczyna. Próbowałem też uwiecznić na nich wdzięk i urok Agnieszki, czasami nawet mi pozowała, chociaż nie zgadzała się na akty, ani zdjęcia bardziej śmiałe. Miałem nadzieję, że kiedyś, jak nasz związek będzie na innym etapie, Aga da się namówić na odważną sesję. Teraz fotografowałem ją, jak mówiła, uśmiechała się do mnie, jak spacerowała po polach i zbierała rośliny do swoich zielników. Na początku peszyło ją, że ciągle pstrykam jej zdjęcia, ale później przyzwyczaiła się do tego.

— "Dama z kurdybankiem", taki tytuł będzie miało to zdjęcie — powiedziałem tuż po tym, jak uwieczniłem na fotografii moją dziewczynę, z uwagą i lekkim zamyśleniem oglądającą niebieskie, niepozorne kwiatki rośliny, którą zawsze uznawałem za trudny do wyplenienia, chociaż mało uciążliwy chwast.

— Wow! Michałku, zapamiętałeś nazwę rośliny! Precyzując: pełna nazwa to bluszczyk kurdybanek, po łacinie: Glechoma hederacea, ale i tak należy ci się nagroda! — powiedziała, zarzuciła mi ramiona na szyję i pocałowała mnie w usta — Wyrabiasz się przy mnie!

— Dlaczego dopiero teraz mówisz o nagrodach? — odparłem, a Aga roześmiała się — Zobaczysz, do piątku będę znał nazwy całego tego zielska!— ręką wskazałem rośliny rosnące dookoła — A w weekend będę odbierał nagrody!

— Musiałabym jeszcze raz, od początku, wszystko ci opowiadać. Niezbyt skupiony jesteś zazwyczaj.

— Przyznaję, łatwo rozpraszam się przy tobie! Ale, na swoje usprawiedliwienie mam to, że skupiam się na tym, żeby zrobić dobre zdjęcie. Wszystkie rośliny, o których mi opowiadałaś mam pięknie obfotografowane! Może wydrukujmy naszą pracę w formie książki? Twoje opisy i moje zdjęcia. — powiedziałem od niechcenia — Wtedy nauczyłbym się nazw bez problemu!

— Michał! Ty jesteś genialny! — wykrzyknęła Agnieszka — To jest doskonały pomysł! Wspólnie, ty i ja, wydamy atlas polnych roślin!

Agnieszka była bardzo podekscytowana, w jednym momencie w jej oczach pojawiły się iskry. Jej policzki płonęły z podniecenia. Widziałem, że w głowie ma gonitwę myśli i aż kipi od emocji! Zaczęła chodzić i mówić, bardziej do siebie, niż do mnie:

— Wszystko idealnie się składa! W maju będę po maturze i będę miała dużo wolnego czasu, a najwięcej roślin kwitnie właśnie w maju! A na te, które kwitną wcześniej, na przykład jasnota, gwiazdnica, czy dziki ślaz, znajdę czas mimo matury. Maj, czerwiec i całe wakacje poświęcimy na zebranie materiału, zrobienie dobrych zdjęć. We wrześniu ty masz pracę w sadach, to wtedy ja dopracuję opisy, wszystkie mam już gotowe, ale jeszcze raz będę musiała wszystko sczytać, uzupełnić, rozbudować. Będziemy też musieli wymyślić ogólną koncepcję albumu, napisać wstęp, chyba coś o naszym regionie, bo na nim się skupimy, prawda? No i tytuł. Jaki damy tytuł? — zwróciła się do mnie.

— Może "Dziko rosnące rośliny Lubelszczyzny" — rzuciłem propozycję, nie mogłem napatrzeć się na tak mocno podekscytowaną Agnieszkę — dziko rosnące pisze się razem, czy osobno?

Zaśmiała się.

— Chyba osobno, ale wymyślmy bezpieczniejszy tytuł.

— To może "Wędrówki z Agnieszką i Michałem po miedzach i nieużytkach" — powiedziałem — albo coś, co zachęci ludzi do zakupu: "Milczący świadkowie romansu Agnieszki i Michała."

— Marnujesz się Skarbie na Ogrodnictwie, z taką kreatywnością powinieneś zająć się marketingiem! — popatrzyła na mnie z uznaniem — Nad tytułem jeszcze popracujemy! — powiedziała — Ale zacznijmy od tego, czy ty w ogóle chciałbyś w ten sposób, łażąc ze mną po łąkach i polach, spędzić najpiękniejsze miesiące w przyszłym roku?

— Kochanie... — podszedłem do niej i wziąłem ją w ramiona — nie wyobrażam sobie, żebym mógł lepiej spędzić ten czas!... — mówiłem i muskałem ustami jej twarz — Gdziekolwiek będę... — delikatnie, ledwo dotykając ustami, pocałowałem jej skroń — cokolwiek będę robił... — pocałowałem tuż obok oka — jeśli ty będziesz ze mną... — znowu zrobiłem przerwę na pocałunek, tym razem w okolicach górnej wargi — będzie idealnie...!  — pocałowałem ją tuż pod kącikiem ust — Wydamy razem piękną książkę... — pocałowałem jej brodę  — Wymyślimy zajebisty tytuł... — moje usta przeniosły się na jej szyję.

— A pod tytułem będzie informacja o autorach, tekst: Agnieszka Szymańska, fotografie: Michał Sądecki.

— Mh... — nie przestawałem przesuwać ust po jej szyi — I nasze wspólne zdjęcie... Ty w letniej sukience... i bukietem polnych kwiatów w ręce... i ja..., z aparatem na szyi, obejmujący cię ramieniem...

— Świetny pomysł. To będzie piękna okładka.

— Zdjęcie, tak na próbę, zróbmy od razu — krótko pocałowałem ją w usta.

— Zrób tak, żeby było widać na mnie ślady twoich pocałunków — powiedziała i te słowa niespodziewanie, mnie wzruszyły.

Ustawiłem aparat, a w nim samowyzwalacz. Stanąłem tuż za nią, lekko z boku, tak, że jej ramię opierało się o moje, na szyi powiesiłem futerał po aparacie, objąłem ją ramieniem. Była w sukience, miała bukiet z polnych kwiatków w ręce.

— Wiesz Michał, ta książka będzie naszym pierwszym, wspólnym dzieckiem. — powiedziała, też była wzruszona.

— I od razu jak odniesie sukces, zabierzemy się za produkcję kolejnych dzieci — powiedziałem i puściłem do niej oczko.

— No nie wiem, czy od sukcesu tej książki cokolwiek powinniśmy uzależniać — zaśmiała się.

Jak TRZY połówki jabłka. Część Pierwsza.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz