3. Zabawa wiejska

239 50 163
                                    

Maj 93

AGNIESZKA

Zabawa wiejska! Dla wszystkich moich koleżanek z okolicy była to absolutnie obowiązkowa impreza! Nie wyobrażały sobie, że można z własnej woli ją opuścić i zawsze wyciągały mnie ze sobą. Mimo że moje przyjaciółki z liceum podśmiewały się ze mnie z tego powodu, zawsze chodziłam z koleżankami ze wsi na wiejskie potańcówki.

Lubiłam moje koleżanki z sąsiedztwa, chodziłyśmy przez osiem klas do jednej szkoły, zaprzyjaźniłyśmy się i, mimo że skończyliśmy podstawówkę trzy lata temu, to nadal lubiłyśmy ze sobą spędzać czas. Teraz uczyłyśmy się w różnych szkołach. Ja kończyłam już trzecią klasę liceum w pobliskim miasteczku, a później marzyły mi się studia. Zawsze lubiłam się uczyć, ale nauka w liceum, a tym bardziej w podstawówce, była jedynie odtwórcza. A ja marzyłam o twórczej nauce, odkryciach, zgłębianiu jakiegoś zagadnienia najmocniej jak się da i poznaniu innych ludzi, którzy kochają naukę.

Moje koleżanki nie planowały studiować, uczyły się w szkołach zawodowych, technikach i marzyły o wyjściu za mąż i założeniu rodziny. Wyjścia na zabawę na wsi to dla nich okazja do znalezienia sobie męża.

Za to ja po prostu lubiłam tańczyć i wyłącznie w tym celu chodziłam na zabawy. Oczywiście nie tańczyłam sama, szczerze mówiąc, nie mogłam narzekać na brak powodzenia, zawsze kręcili się obok mnie chłopcy, znajomi i nieznajomi, tańczyłam z nimi, rozmawiałam, nie kusiło mnie jednak wychodzenie z nimi na spacery, czy obściskiwanie się po kątach. Szczerze mówiąc, żaden z chłopaków nie zrobił na mnie jeszcze takiego wrażenia, żebym miała ochotę na coś więcej, niż taniec.

Zabawy odbywały się w mojej wsi, w remizie strażackiej, kilkaset metrów od mojego domu, czasami, przez uchylone okno można było usłyszeć muzykę.

Wybór ciuchów też nie był mnie problemem. Miało być prosto i wygodnie, dlatego, jak zwykle nałożyłam sukienkę, zwykłą, prostą, dopasowaną do ciała, ale nie obcisłą, bez rękawów, sięgającą połowy uda.

Sukienki to był mój ulubiony ubiór, a najbardziej lubiłam właśnie takie proste, krótkie, w różnych kolorach, w zależności od pory roku, z rękawem, lub bez. Dzięki mojej cioci, która uwielbiała wprost szyć ubrania, miałam takich kiecek tak dużo, że stały się one moim znakiem rozpoznawczym, niektórzy żartowali z tego powodu i nazywali mnie "sukienkową Agnieszką". Bardzo rzadko ubierałam się w cokolwiek innego, na przykład w spodnie.

Do sukienki założyłam wygodne buty na płaskim obcasie i rozpuściłam włosy. Miałam długie, sięgające połowy pleców, proste, włosy, w kolorze jasnego blondu. Zawsze byłam szczupła, żeby nie powiedzieć chuda.

— Aga, dziewczyny już przyszły, idziesz już, czy mają wejść na górę? — mama zawołała do mnie z parteru.

— Niech wejdą!

Mój pokój był całkiem spory i posiadał nieduży balkon. Miałam w nim rozkładane łóżko, dwa fotele i biurko. Stare meble umalowałam, własnoręcznie na kolor czarny i biały. Najwspanialszym meblem w moim pokoju była toaletka, którą z pomocą taty odnowiłam. Przez wiele lat stała nieużywana na strychu w domu moich dziadków i zawsze, odkąd byłam małą dziewczynką, fascynowała mnie. Składała się z kilku części. Oprócz głównego, dużego lustra, w którym można zobaczyć odbicie całej sylwetki, toaletka posiadała jeszcze dwa boczne, węższe, ruchome lustra, zamocowane na zawiasy, które pozwalały obejrzeć swoje odbicie z każdej strony. Toaletka była też wyposażona w szufladki, półeczki i nieduży blacik na kosmetyki.

W pokoju miałam też wiele zielonych kwiatów, do których miałam dobrą rękę, jak twierdził mój tata.

Dziewczyny wpadły do mojego pokoju jak burza. Uścisnęłam je na powitanie. Z każdą bliską mi osobą lubiłam przytulić się na powitanie i pożegnanie. Lubiłam i ceniłam sobie kontakt fizyczny.

Jak TRZY połówki jabłka. Część Pierwsza.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz