4. Spacer

179 48 65
                                    

Maj 93

KRZYSZTOF

W niedzielę tuż przed wyjazdem do kościoła Michał oznajmił, że wróci do domu na piechotę.

— Zgodnie z waszą, delikatnie mówiąc, sugestią — powiedział z krzywym uśmiechem — wczoraj, na zabawie, zorganizowałem sobie dziewczynę do towarzystwa na wesele Ewy.

Popatrzyłem na syna wymownie, nic nie musiałem mówić, zrozumiał, co sądzę o sformułowaniu "zorganizowałem sobie". Przewrócił oczami.

— I od razu zaznaczam — kontynuował Michał — że jest to wyłącznie koleżanka, więc darujcie sobie swoje domysły, rozmowy, a tym bardziej wypytywanie mnie na ten temat.

— Och, to cudownie! — Bożena była wyraźnie ucieszona. — Znamy ją?

Okazało się, że Michał zaprosił Agnieszkę Szymańską, dziewczynę z naszej wsi.

W naszym małym, wiejskim środowisku wszyscy się znamy i my oczywiście dobrze znaliśmy samą Agnieszkę i jej rodzinę, chociaż znajomość była jedynie powierzchowna. Szymańscy, co prawda mieszkali na wsi, jednak nie mieli ani gospodarstwa, ani ziemi. Odziedziczyli po rodzinie nieduży dom z ogródkiem, do którego przeprowadzili się przed kilkunastoma laty, zawodowo pracowali w pobliskich zakładach przemysłowych, byli sympatycznymi, porządnymi ludźmi i rodzicami bliźniaków, Agnieszka miała brata Igora.

Wieczorem, po kolacji, tuż przed snem, jak zwykle rozmawialiśmy z żoną w naszej sypialni.

— Dobrze, że Michał zaprosił koleżankę na to wesele — mówiła żona — Naprawdę niepokoiłam się, że pójdzie sam. Czasami martwię się tym, że nie interesują go dziewczyny.

— Interesują! Zapewniam cię. Tyle że żadna z nich nie spodobała mu się jeszcze bardziej. — popatrzyłem na żonę i dodałem żartobliwym tonem — Nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma Bożenko. — a po chwili dodałem — Znasz tę Agnieszkę?

— Tak. To miła dziewczyna. Była dobrą uczennicą w podstawówce, nauczyciele zawsze ją chwalili. Udzielała się, działała w samorządzie szkolnym. Pamiętam, że się wyróżniała. Zawsze była lubiana przez innych, młodzież i nauczycieli. Każdy nauczyciel życzyłby sobie mieć takich uczniów jak ona.

— Ciekawe, dlaczego Michał zaprosił akurat ją? Jest od niego o trzy lata młodsza, to sporo w ich wieku.

— Znają się nieźle, bo od dziecka spotykali się z dziećmi Romka i Gosi. Wiesz, że Agnieszka i jej brat chodzili do tej samej klasy z Grzesiem i teraz bardzo się przyjaźnią? Poza tym, przez rok dojeżdżali tym samym autobusem do liceum. Może ta znajomość się przekształci w coś poważniejszego...

Roześmiałem się.

— Nie rozpędzaj się tak! Tak bardzo ci zależy, żeby wepchnąć syna w ręce jakiejś dziewczyny?

— Michał od dawna podoba się wszystkim dziewczynom. Nie wiadomo, która z nich i w jaki sposób w końcu go skusi. Byłabym szczęśliwa, gdyby nasz syn miał taką dziewczynę jak Agnieszka. Krzysiu, jak ją poznasz, to sam się przekonasz, o czym mówię.

AGNIESZKA

Następnego dnia po dyskotece, jak co niedziela, jechaliśmy całą rodziną samochodem do kościoła.

— Słuchajcie, ja po kościele wybieram się na spacer po okolicy, do domu wrócę na piechotę — powiedziałam — nie czekajcie na mnie po mszy.

— Sama będziesz spacerowała? —  zapytał tata.

— Ojej, czy wy zawsze musicie wszystko wiedzieć?! —  próbowałam wykręcić się od odpowiedzi.

— A to jakaś tajemnica? — zapytała mama.

— Z Michałem Sądeckim. To znaczy, do domu wrócę sama, ale wcześniej chcemy chwilę przejść się i pogadać z Michałem. Wczoraj zaprosił mnie na wesele Ewy i o tym chcemy porozmawiać, umówić się. Wrócę na obiad.

Na szczęście dojechaliśmy właśnie pod kościół, szybko wysiadłam i zniknęłam mojej ciekawskiej rodzinie z pola widzenia.

Przez całą mszę myślałam tylko o tej rozmowie. Jak zwykle bez zastanowienia zaproponowałam ten spacer! Może on chciał przyjechać do mnie, albo umówić się na przykład w kawiarni? No nic, trudno, teraz to już i tak bez znaczenia. 

Jak TRZY połówki jabłka. Część Pierwsza.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz