On przeżywał piekło. Pierdolone piekło.
I jeśli kiedykolwiek, przez myśl przeszło mi proszenie go o pomoc, to to co mi powiedział, skutecznie pokazało mi, żebym nigdy tego nie robiła. On miał taką ilość swoich problemów, że nie musiałam zrzucać mu na barki swoich, które i tak były po prostu błahe.
Ten chłopak sobie nie radził. Ale żyje.
Ten chłopak przez całe życie przeżywał piekło. Ale żyje.
Ten chłopak nie chciał żyć. Ale żyje.
Charlie był w najgorszym dołku, a ja nie pragnęłam niczego innego, niż go z niego wyciągnąć.
Tamtego wieczoru, złożyłam sobie pewnego rodzaju obietnicę, że choćby nie wiem co się działo, będę przy nim.
Ale na co to się zdało, skoro nie potrafiłam jej dotrzymać?
***
Tamtego dnia dużo rozmawialiśmy. Bardzo dużo.
Nie zwracaliśmy uwagi, na mokre ubrania, przylegające nam do ciała i zimne powietrze.
Po prostu cieszyliśmy się swoją obecnością.
Jednak po chwili milczenia, Charlie zadał pytanie, przez które serce mi stanęło.
- A jak ty się tu znalazłaś? W sensie nad jeziorem.
Na pozór, łatwe pytanie, ale to właśnie za odpowiedzią, ciągnie się wiele wydarzeń i decyzji.
Przyjechałam, bo potrzebowałam zapalić.
Chciałam zapalić, bo nienawidziłam swojego życia i chciałam o tym zapomnieć.
Nienawidziłam swojego życia, bo nie było w nim najbliższej mi osoby.
A po drodze nasuwały się nowe pytania.
Sama kupujesz papierosy?
Dlaczego nie ma w twoim życiu pani Evens?
Nienawidzisz życia? Czemu?
Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
Nagle, pierwszy raz od zobaczenia Charliego dziś rano, rzeczywistość na powrót zaczęła przybierać szarą, brudną barwę.
Poczułam obrzydzenie mokrymi ubraniami.
Poczułam przeszywające mnie, zimne powietrze.
Poczułam, tak cholerną pustkę.
- Chodźmy do domu, strasznie mi zimno. – powiedziałam i od razu wstając, sięgnęłam po płaszcz, który zostawiłam na brzegu, jeszcze dziś rano, przed wskoczeniem do wody.
Dziś rano. To wydawało mi się tak odległe, jakby te wszystkie zdarzenia z poranka, stały się kilka, jak nie kilkanaście lat temu.
Ale nie. To stało się jeszcze tego samego dnia.
Widziałam zdezorientowanie i zdziwienie Charliego, na tak szybką zmianę mojego nastroju, ale posłusznie wstał i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
- Dziękuję. Tak cholernie mocno ci dziękuję, Emily – powiedział, a ja mimo swojego zepsutego już na dziś humoru, po prostu nie mogłam się w duchu nie ucieszyć na jego słowa.
On chciał żyć.
To było tylko chwilowe zachwianie.
On chciał żyć.
Wmawiałam sobie.
- Proszę. – szepnęłam tylko i nie czekając na odpowiedź, poszłam w kierunku swojego auta, zaparkowanego przy wejściu na polanę, tam gdzie jeszcze nie zaczynała się wysoka trawa, kilka godzin temu.
Kiedy wsiadłam już do środka, oparłam głowę o zagłówek i pierwszy raz od wyjścia z domu rano spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu, gdzie w oczy rzuciła mi się godzina.
22:48.
Na początku nie rozumiałam, mojego nagłego uczucia niepokoju.
Ale nagle sobie przypomniałam.
Kurwa.
Kolacja.
______________________________________
Nie chciałam tutaj pisać za dużo dialogów, bo nie wiem czy umiałabym poprowadzić taką rozmowę i nawet sobie nie wyobrażam jakie to musi być trudne w realu.
Kolejny rozdział we wtorek lub środę.
Kocham waas 💟
![](https://img.wattpad.com/cover/359886829-288-k562094.jpg)
CZYTASZ
Shout and Whisper
Roman d'amour,,Dla wszystkich którzy ślepo biegną za perfekcją. Zwolnijcie, bo się zmęczycie i nie będziecie mieli siły biec za czymś co jest osiągalne i jeszcze piękniejsze.❤" kiedy nie masz siły krzyczeć, zacznij szeptać a świat wreszcie cię usłyszy. Oddaj się...